Portret

Dwa lata temu odeszła Kora: Gwiazda, Poetka, Dama, Aktywistka, Kobieta

Dwa lata temu odeszła Kora: Gwiazda, Poetka, Dama, Aktywistka, Kobieta
Fot. Justyna ROJEK/East News

Do ostatniej chwili planowała kolejne piosenki, płyty, trasy. Wszystko miało się ziścić, kiedy tylko poczuje się lepiej. Pożegnaliśmy ja wtedy zdumieni i zasmuceni, bo przecież tak trudno sobie wyobrazić świat bez Kory. Żeby o niej opowiedzieć, wybraliśmy kilka momentów. Może ważniejszych dla nas niż dla Kory. Ale dzięki nim można sobie uświadomić nie tylko jej niezwykłość, ale także gigantyczny wpływ, jaki jej obecność miała na nas wszystkich.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Andrzej Piaseczny (@andrzejpiaseczny_official)

Czerwiec 1980

Narodziny gwiazdy

Koncert podczas opolskiego festiwalu transmitowany przez telewizję oglądali wszyscy. - Nie byłem fanem Opola. Interesowały mnie bardziej zespoły punkowe, undergroundowe. Ale wtedy oglądałem. Nagle patrzę, wychodzi dziewczyna ostrzyżona na zapałkę i od razu widzisz, że to osobowość sceniczna, gotowa gwiazda. I już wiesz, że coś się zmienia, bezpowrotnie - wspomina wokalista T.Love, Muniek Staszczyk.

- Widziałem ten występ, oczywiście! Nie było mnie wtedy w Opolu. Przekaz telewizyjny był niesamowity... Patrzyłem, uśmiechałem się i myślałem: pojechała do Opola, wystąpiła i zwyciężyła. Stworzyła nową jakość. Wyglądała zjawiskowo, śpiewała inaczej niż wszyscy. To było coś - wspomina dziennikarz Marek Niedźwiecki, który po raz pierwszy spotkał wokalistkę Maanamu osobiście parę miesięcy póżniej na łódzkim Rockowisku. Przyznaje, że dzisiaj nie pamięta tamtej rozmowy, zapewne z przejęcia.

Kora śpiewająca “Boskie Buenos” i “Żądzę pieniądza” wstrząsnęła widzami. Wyrażała niepokój, bunt, wściekłość. Jej krzyk był wyzwalający. - Jeszcze nie wiedzieliśmy, że za chwilę zaczną się strajki. Ale coś wisiało w powietrzu - mówi Muniek. Fala protestów zaczęła się na Wybrzeżu już tygodni później.

Maanam idealnie wpisywał się w światową muzykę, do której właśnie zawitał post-punk. Kora i Marek Jackowski zagrali swój pierwszy koncert w poznańskim klubie Aspirynka w 1976 roku. W tym samym czasie zadebiutowały w Londynie Siouxsie Sioux z The Banshees, a za Oceanem - Debbie Harry i Blondie. Pierwszy zespół Niny Hagen powstał w Berlinie dopiero rok później. 

Kora wspominała Opole: “Wystąpiłam w telewizji, sama nie mając telewizora. To nie była scena dla zespołów rockowych, tylko dla orkiestry. Tam objawiał się cały PRL. Wszyscy byli pijani. Trzeba było się przebić do akustyka jak ksiądz po kolędzie. Powiedzieć wyraźnie: Ja teraz będę występować! Strajki sierpniowe przeżywałam już jako gwiazda”.

Tylko w roku 1981 Maanam zagrał ponad 500 koncertów. Każdy utwór z ich pierwszej płyty “Maanam” był przebojem. Tak jak film, w którym wystąpiła Kora i Maanam - "Wielka majówka" Krzysztofa Rogulskiego. Po drugą płytę "O!", na której gościnnie wystąpił trębacz Tomasz Stańko (zmarł 29 lipca 2018 roku, dzień po śmierci Kory), ustawiały się długie kolejki. Sklepy zamówiły milion sztuk, a i tak brakowało. Fascynacja wokalistką rosła - dziewczyny naśladowały jej fryzurę, makijaż i sposób ubierania. Wszyscy mówili tekstami jej piosenek. Dla przyszłego pokolenia wokalistek rockowych będzie punktem odniesienia. - Ośmieliła dziewczyny - przyznaje Muniek.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Seba (@szabas_vinyl_pl)

Listopad 1983

Poetka mrocznych czasów

Właśnie ukazał się “Nocny patrol” uznany za najwybitniejszą płytę Maanamu. Równolegle powstaje wersja anglojęzyczna “Night Patrol”, wydana w Niemczech i krajach Beneluxu. Rok później krążek “Mental Cut”. Producentem obu był Anglik Neil Black. Kora powtarzała, że to z nim nagrała najlepsze płyty (także “Różę" i tę z piosenkami malarza i performera Piotra Marka “Bella Pupa”).

Właśnie tym, co stanowi ważny element pokoleniowego doświadczenia dzisiejszych 50-latków były teksty piosenek Kory. Stała się przewodnikiem w świecie literatury i estetyki. Opisywała mroczne czasy w sposób, który nas kształtował. Wzywała do obrony wolności i niezależności. - Jak śpiewała, a ja z nią „Bój się teraz ty Kreonie, nie zaśniesz przeze mnie”, to jakoś mi było lepiej na lekcji fizyki, gdzie gnębił mnie nauczyciel. „Gdy zechcę, będę szczurem, dotrę do ciebie przez najmniejszą dziurę” i już emocje się rozładowywały. Dzięki niej zrozumiałem, co to jest poezja. Pamiętam, jak dziś, miałem 15 lat i usłyszałem we wrześniu 1981 roku: „Czas od pięt mnie cicho zjada...”. Jak to czas może zjadać? O co chodzi? I ja, chłopiec ze Złotoryi zacząłem rozmyślać o poezji. Przez całe lata 80. każdy jej tekst był dla mnie ważną przygodą. Analizowałem go na wszystkie sposoby. A w 1984 zacząłem wysyłać do gazet moje wynurzenia o wyższości Kory nad Mickiewiczem i Słowackim. I trzy gazety je wydrukowały. Najważniejsza artystka w moim nastoletnim życiu - opowiada Mariusz Szczygieł.

- Interesowałem się literatura, a ona odwoływała się ważnych tekstów: Biblii, mitologii, Camusa, Gombrowicza, Witkacego. Bawiła się formą, inspirowała się surrealistami. Miała własny język. "Nocny patrol" to absolutnie rewelacyjna płyta. Później zaczęła pisać bardziej kobieco: wtedy bliżej było jej do Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Poświatowskiej - twierdzi Muniek.

- Teksty Kory były świetne. I to się wcale nie zmieniło. Co ciekawe, teraz brzmią jeszcze mocniej. Zwłaszcza te o miłości i odchodzeniu. Są mądre i prawdziwe. Wtedy miały dla nas, słuchaczy wielkie znaczenie. Były o prawdzie naszego pokolenia - mówi Marek Niedźwiecki, który w czasie 1,5 rocznego zakazu obecności Maanamu w mediach (po tym jak zespół odmówił występu na zjeździe partii w warszawskim Pałacu Kultury) wpadł na pomysł, żeby puszczać w Trójce perkusyjne intro z utworu "To tylko tango". - Te werble pojawiły się naturalnie. Dostałem wiadomość, że nie gramy Maanamu. Jak to nie gramy, kiedy na liście Trójki były trzy ich piosenki? Pomyślałem, że jak pojawia się werble, słuchacze domyślą się, o co chodzi. I tak było...

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Telewizja Polsat (@polsatofficial)

Grudzień 2008

Ostatni koncert Maanamu

Po prawie trzydziestu latach wspólnego tworzenia i jedenastu płytach drogi Kory i Marka Jackowskiego ostatecznie się rozeszły. Małżeństwem byli przez 13 lat. Kora: "Marek był pierwszym w moim życiu mężczyzną, któremu zaufałam". Rozwiedli się w latach 80. Wtedy też po raz pierwszy zawiesili działalność grupy. Przez lata zmieniał się skład zespołu, ewoluował ich styl, ale wracali do wspólnego grania. Do czasu. Kora: "Marek: poważny, spokojny, smutny, trochę demagog, lubi straszyć, wzbudza zaufanie, przesądny. Często zajmował się wróżeniem i znakami zodiaku. Genialny kompozytor. Permanentnie się spóźniał, ale wynikało to z jego filozofii życia. Nieśmiały, niepewny siebie. Gdzieś tam na początku pomagał mu to przezwyciężyć alkohol. Ale przekroczył granicę, popadł w nałóg, co niewątpliwie przyczyniło się do rozbicia zespołu".

- Miała świetnego kompozytora. Widać było, jak doskonale się rozumieją tworząc piosenki. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Maanam się rozpada. Uważałem, że taki zespół powinien istnieć zawsze. Po latach dzięki własnym doświadczeniom, zacząłem to rozumieć - mówi Muniek.

Przez dekady istnienia Maanamu Kora stała się częścią naszego życia. Było jasne, że gdzieś jest. Oczarowuje swoim seksapilem, klasą, błyskotliwością i, oczywiście, śpiewa. Kora: "Wszystkie moje płyty są o miłości". Muniek Staszczyk: - Atrakcyjna, elektryzująca. Trudno było obok niej przejść obojętnie, działała na każdego mężczyznę. Spotkaliśmy się po raz pierwszy chyba w telewizji w latach 90. Powiedziałem jej, że zawsze ją kochałem. Potem występowała z nami wielokrotnie. Zawsze wybierała piosenkę "Warszawa", bo ją najbardziej lubiła - wspomina wokalista T.Love. Uwielbiał ją także Marek Niedźwiecki. Kora i Maanam królowali przez lata w jego Liście Przebojów Trójki. Trafiło na nią 70 piosenek Kory, a 13 z nich znalazło się na pierwszym miejscu: - Była piękna, inteligentna, brawurowa. Lubiłem z nią rozmawiać. Na każdy temat, nie tylko o muzyce. Te rozmowy zawsze były dla mnie wyzwaniem, ale wspominam je tylko dobrze. Z okazji 40-lecia Trójki zapowiadałem koncert Maanamu w Parku Sowińskiego. Zaprosiła mnie na scenę przed "Lucciolą". No i wykonałem "mruczando". Kto by nie chciał zaśpiewać z Korą?

Grudzień 2013

Kora i Kamil biorą ślub

Kora: “Długo czekałam na mężczyznę, który pokocha mnie i odkryje. Dużo czasu upłynęło, zanim odkryłam, że spełnienie tkwi gdzie indziej. Że nie chcę być przez nikogo odkryta do końca. Wystarczy mi partnerstwo i miłość, którą dostaję od kilkudziesięciu lat od Kamila. Świadomość wspólnego, fizycznie i psychicznie, życia, które jest bliskie i jednocześnie oddalone. Ideał.” Po 40 latach w związku partnerskim zdecydowali się na ślub. Jak sama mówiła, tylko dlatego, że była umierająca i on nie mógłby nawet przyjść do niej do szpitala. "Padliśmy ofiarą polskiej homofobii, bo przecież wiadomo, że tak jak marihuana lecznicza może prowadzić do jointa zapalonego dla przyjemności (ależ to zbrodnia!), tak legalizacja związków partnerskich będzie oznaczać małżeństwa homoseksualne, a to, nie daj Boże, będzie prowadzić do adopcji przez takie pary dzieci. No nóż się w kieszeni otwiera! Dlaczego nikt nigdy nie zapytał mnie – osoby wychowanej w domu dziecka – czy chciałabym być adoptowana przez parę gejów albo lesbijek?”

Świadomość choroby przyszła nagle. Kora od pewnego czasu czuła się źle. - Pamiętam, że znowu wróciła z jakiejś szalonej trasy i była taka zmęczona. Narzekała na ból. Natychmiast wysłałam ją do swojej pani doktor. Kora trafiła do szpitala i już została na natychmiastowa operację - mówi przyjaciółka artystki, Magdalena Środa.

Kilka miesięcy potem w wywiadzie dla “Pani” Kora mówiła: "Na początku wszystko było utrzymywane w tajemnicy, dlatego, że byliśmy w złym stanie jako rodzina. Potrzebowaliśmy tego czasu. Chcieliśmy mieć spokój. Potem ktoś mnie gdzieś widział, komuś powiedział, wiadomo jak to jest. Nie ja pierwsza, nie ostatnia…” O powrocie do działalności muzycznej jeszcze nie myślała: "Bardzo bym chciała, ale jeszcze za wcześnie. Koncerty są bardzo energochłonne i trzeba mieć siłę. Może latem… Teraz nie byłabym w stanie się zmobilizować, bo wiem, ile kosztuje mnie zejście po schodach z góry na dół, tam i z powrotem.”

W czasie choroby zaszyła się na Roztoczu, w swoim ukochanym domu. Magdalena Środa jeździła tam, żeby z nią być, opiekować się, gotować oraz, co Kora uwielbiała najbardziej, rozmawiać. - Uwielbiam gotować, więc kiedy tam przyjeżdżałam, czasem sama, czasem z Niką, natychmiast zabierałam się za przygotowywanie jedzenia. Uwielbiała mój chłodnik. Spędziła życie w trasach, nie była przyzwyczajona do gotowania Przez całe życie ciężko pracowała na swoje sukcesy. Teraz mogłaby odpocząć, cieszyć się życiem na wsi w otoczeniu zwierząt, które tak kochała. Kupiła alpaki... Ale choroba i sytuacja w Polsce odbierały jej radość - mówi Magdalena Środa.

Sierpień 2016

Słowa słowa słowa

Właśnie Kora wygrała jedną ze swoich batalii. Lek dla kobiet chorych na raka jajnika trafia na listę leków refundowanych. Potrzebowała go, ale w wywiadach powtarzała, że nie chodzi tylko o nią. Wtedy tego przedłużającego życie i bardzo drogiego leku potrzebowało jeszcze 200 innych kobiet w Polsce. Pisała do ministra zdrowia. Kiedy się udało stwierdziła: "Myślę, że wszystkie kobiety, które będą miały dostęp do leku, będą świętować". Mówiła o swojej chorobie, uczulała na to, żeby się badać: "Gdybym już miała odejść z tego świata, to chciałabym, żeby coś do kobiet dotarło".

Zawsze coś uznawała za warte walki, jak zalegalizowanie związków partnerskich czy leczniczej marihuany. Ale czasem wiedziała, że to walka beznadziejna. "Czy jest szansa na to, że w dającym się przewidzieć czasie polski rząd zalegalizuje narkotyki? Nie sądzę. Większość polityków nawet nie wie, co to takiego, żyje w świecie oderwanym od rzeczywistości, mylą wszystko ze wszystkim. Jeden z ministrów – członek komisji, która zajmowała się niewielką zmianą w polskim prawie, w wyniku której młodzież miała nie trafiać do aresztu za posiadanie niewielkiej ilości marihuany – był przekonany, że marihuana to proszek wciągany przez nos. Chyba mu się z tabaką pomyliło..." Wspierała kobiety: „Nie wiadomo, co jeszcze wymyślą, a myślą bardzo dobrze. Koniec hegemonii mężczyzn”. W 2010 roku opowiedziała o tym, że była w młodości molestowana przez księdza. A w programie "Must be the Music" stwierdziła, że "Jezus Chrystus jest w piekle". - Jej głos bez wątpienia był ważny. Zmieniała nas swoją odwagą w wygłaszaniu opinii, swoją otwartością. Jeśli o czymś mówiła, słuchaliśmy jej. Pewnie nie wszyscy się zgadzali z jej poglądami, ale to, co mówiła miało znaczenie - mówi Marek Niedźwiecki. Magdalena Środa dodaje: - Zawsze waliła prosto z mostu. W dyplomacji nie zrobiłaby kariery. Miała bardzo stabilne poglądy - to chyba przywilej naszego pokolenia. Stała po jasnej stronie, po stronie demokracji, praw kobiet, praw człowieka. W komunizmie wykrzykiwała bunt, w kapitalizmie upominała się o sprawiedliwość, dzisiaj broniła wartości obywatelskich.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Martyna Wojciechowska (@martyna.world)

Lipiec 2018

Czarny łabędź

Jej ostatni artystyczny gest to udział w teledysku “Czarna Madonna” do piosenki Organka, artysty, którego bardzo lubiła. Minimalistyczny, mroczny, niepokojący film nakręcił Jerzy Skolimowski. Kora pojawia się w nim w nim jako Madonna w czarnej, falującej sukni i koronie. Madonny to jej miłość. Zbierała je, malowała i rozdawała przyjaciołom. Miała ich w domu mnóstwo. W filmie jest blada, z błyszczącymi oczami, mistyczna i milcząca.

Już nie zaśpiewała. Chociaż do końca uparcie planowała kolejne trasy, płyty, piosenki. Zmarła w otoczeniu najbliższych w swoim wiejskim domu 28 lipca. W nocy, podczas której nastąpiło całkowite zaćmienie Księżyca.

Kora: “Śniła mi się śmierć. Byłam skazana i wiedziałam, że muszę umrzeć przez wstrzyknięcie trucizny, i bałam się, ponieważ boję się strzykawek i igieł. Uciekałam przed oprawcą z wymierzoną we mnie strzykawką i biegłam przez długi czarny korytarz, na którego końcu było wielkie okno. Dopadłam do tego okna i wtedy zobaczyłam piękną aleję. Naprzeciw mnie aleją szła kobieta ubrana na czarno, w strój, który nie był strojem naszej epoki: czarne delikatne koronki, czarna parasolka z czarnymi falbanami. Ja wiedziałam, że to jest śmierć. Szła do mnie, a ja, jak to we śnie, niemo ją przywoływałam. Ona, podchodząc do mnie coraz bliżej, zmieniła się w czarnego łabędzia. Później, po jakimś czasie, czytając książkę Junga „Archetypy i symbole”, dowiedziałam się, że czarny łabędź jest symbolem śmierci. To było dla mnie piękne odkrycie.”

Wypowiedzi Kory pochodzą z książki Kamila Sipowicza “Kora, Kora. A planety szaleją”

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 09/2018
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również