Wywiad

Krystian Wieczorek: Bycie samotną pracującą mamą to jak wejście na K2 zimą, i to bez tlenu!

Krystian Wieczorek: Bycie samotną pracującą mamą to jak wejście na K2 zimą, i to bez tlenu!
Krystian Wieczorek w serialu "Komisarz Mama"
Fot. Polsat/Piotr Filutowski

Należy do tych aktorów, którzy  nie narzekają na brak pracy.  Ale nie chce być takim ojcem, którego córka widzi częściej w telewizorze, niż w domu...

W jakim momencie życia cię przyłapałam? 

Właśnie jadę na biegówki do Jakuszyc, gdzie można uprawiać sport bezpiecznie, a trasy biegowe nie są zamykane jak stoki. Udało mi się biegówkami zarazić całą rodzinę. Córkę już też, spodobały się jej małe nartki, będzie próbowała z nich korzystać. Wyjeżdżamy tak, kiedy tylko możemy.

 A czemu Jakuszyce a nie Zanzibar?

 Bo na Zanzibarze nie można morsować.

 Nie lubisz ciepłych temperatur?

Ależ bardzo lubię, i mam nadzieję, że między jedną pracą a drugą uda się wylecieć, tym bardziej że od wiosny mam intensywny czas. Ale chwalić się tym nie będę. Oczywiście, jeżeli kogoś stać, niech podróżuje, ale robienie z tego sobie fejmu, czy jest taktowne? Może nie jest to nieetyczne, ale na pewno nie jest w dobrym tonie.   

Ty za to pokazujesz zdjęcia z biegania na nartach w Polsce.

Kto wie, może kogoś zachęci do uprawiania tego sportu? Wystarczy mieć sprzęt i iść do lasu.

Jesteś chyba szczęśliwym człowiekiem, bo masz pracę, co w dzisiejszych, trudnych czasach należy szczególnie docenić.

Nie żyję na księżycu i widzę, co dzieje się w mojej branży. Wiele osób myśli, że aktor zarabia dużo. Jednak, gdy pracuje jedynie w teatrze na samym etacie, bez spektakli, na rękę dostaje jakieś 2 tysiące, a jak ma pół etatu – to tysiąc złotych. Jak za taką kwotę przeżyć? 

Żadna praca, jeśli uczciwa, nie hańbi.

Lecz, nie ma co się oszukiwać, to jest praca poniżej marzeń, ambicji i kompetencji. Znam to sam: zanim dostałem się do szkoły teatralnej pracowałem dorywczo, zbierałem na przykład ślimaki czy jagody. Po prostu musiałem z czegoś żyć. A tu są dramaty ludzkie, którym winna jest pandemia. Oby się skończyła.

Nowy serial, w którym grasz, czyli „Komisarz Mama”, jest skazany na sukces – we Francji jego odpowiednik „Candice Renoir” cieszył się wielką popularnością. 

Podchodzę sceptycznie do takich stwierdzeń, że serial „na pewno odniesie sukces”, bo nigdy nie ma na to gwarancji. Mówię te słowa, czerpiąc z własnego doświadczenia. Brałem udział w kilku pewniakach, które miały pojawiać się w telewizji przez kilka sezonów. Jednak, gdyby nie wiara, że to dobra produkcja, nie zagrałbym. Nie chcę się bawić we wróżkę – nigdy nie wiadomo przecież, jak przyjmą go widzowie, ale wierzę, że wszyscy zrobili naprawdę dużo, żeby ten serial skleił się w coś, co się spodoba. 

Czy będzie kolejna transza „Komisarz Mamy”? 

Mam nadzieję, że serial spodoba się widzom na tyle, że powstanie kolejny sezon. To jest ciekawa formuła – i serial sensacyjny, i trochę familijny. Przecież Maria, kobieta wychowująca w pojedynkę czwórkę dzieci, dbająca o psa i wracająca do odpowiedzialnej pracy – toż to jak wejście na K2 zimą, i to bez tlenu, mówię to całkiem serio. Dlatego trzymam kciuki za ten projekt.

Tymczasem, żeby zagrać w „Komisarz Mamie”, zrezygnowałeś z innego komisarza – „Komisarza Aleksa”. 

Wyprostujmy tę informację. Mam małe dziecko, rodzinę i bycie marynarzem w Łodzi przez cztery lata było zabieraniem czasu mojej rodzinie. Oczywiście praca jest pracą, bardzo to szanuję i dziękuję producentom, że mi zaufali i dali mi tę rolę. Przyszedł jednak ten moment, że wracanie do domu jest ważniejsze niż wracanie do hotelu. Nie chciałem składać mojej rodziny na ołtarzu aktorstwa. To była bardzo przemyślana decyzja. Producenci o niej wiedzieli. Wiedzieli też o moich terminach w „Komisarz Mamie”. 

Czy były one nie do pogodzenia?

Ależ były! Przez chwilę zastanawiałem się, czy tak nie zrobić, ale pomyślałem sobie, że jeśli teraz zostanę, to będę sobie tak powtarzał, że odejdę, co sezon. Krótko mówiąc, nie chciałem być jak Zbyszek Wodecki, na którego widok córka mówiła: „Mamo, patrz, pan z telewizji do nas przyjechał”. Gdybym chciał, pogodziłbym pracę w trzech serialach. Nie raz tak robiłem, czasem grałem w pięciu produkcjach naraz, ale wtedy byłem na innym etapie życia. Teraz najważniejsze jest, żeby wracać do domu. Moja córka ma niecałe trzy latka. Jest bardzo wrażliwa i szkoda mi pomijać kolejne etapy jej rozwoju. Chcę z nią budować więź, a tego nie da się później nadrobić. Moja nieobecność w domu kosztowałaby i ją, i mnie. 

Uciekliście całą rodziną z centrum Warszawy na peryferie...

Chcieliśmy mieszkać na wsi, mieć kawałek ogródka, las wokół. Może tę decyzję podjęliśmy w niepewnym czasie, ale z drugiej strony, wszystko się ładnie poukładało. Jestem szczęściarzem.

Dzięki roli w „M jak miłość” wygrałeś dodatkowo w rankingu najlepszych serialowych mężów! Prywatnie też dostałbyś dużo punktów jako przykładny mąż?

Nie chcę odpowiadać za moją żonę. Mam nadzieję, że jestem na tyle autorefleksyjny, że gdy dostrzegam swój błąd, staram się wyciągać wnioski i go ponownie nie popełniać, więc moja żona mówi, że jest w związku idealnym, cokolwiek ma na myśli. Oczywiście błędy popełniam albo nie udaje mi się trafić w jej oczekiwania. Dla mnie kluczem do dobrego związku jest szczera rozmowa, jak kto widzi pewne sytuacje. Przecież nie mieszkamy w swoich głowach i nie da się wszystkiego domyślić. Trzeba problem nazwać i o nim opowiedzieć. Komunikować się.

Tymczasem krążą wieści, że wasza rodzina się powiększy.

To plotka. 

A inne plany na przyszłość? Jak spędzicie najbliższe święta?

Mam nadzieję, że nie będzie jak rok temu całkowitego zamknięcia i będziemy obchodzić to najważniejsze dla nas święto rodzinnie, co w obecnej sytuacji na świecie będzie dla nas wielkim szczęściem.

 Masz jakieś popandemiczne marzenie?

Nie, bo jestem naprawdę szczęśliwy. Jedyny plan, który chciałbym zrealizować, to mieć więcej czasu na czytanie, tego mi brakuje. Na szczęście łatwo mogę to spełnić. Choć jest jeszcze coś… Jesteśmy też taką rodziną, która chętnie rusza w podroż i tej wolności przemieszczania się nam brakuje. Ale nie chcę jechać nie wiadomo gdzie: wejść na K2 na przykład. Teraz chcę być dla tej mojej rodziny najlepszym mężem i tatą, a to już jest wyzwanie.

 Czego ci brakuje jeszcze?

Na przykład „strzelenia miśka” z przyjaciółmi, teraz ogranicza się to do żółwika. Chciałbym już móc się bez wyrzutów sumienia przywitać serdecznie, przytulić i iść ramię w ramię, a nie dwa metry od siebie. Móc swobodnie podróżować, bez maseczek, testów, obostrzeń. Móc się po prostu normalnie cieszyć życiem.

Wywiad ukazał się w magazynie SHOW 5/2021

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również