Historie osobiste

"Pocieszam się, że wszyscy mężowie zdradzają, tylko nie wszystkie żony o tym wiedzą"

"Pocieszam się, że wszyscy mężowie zdradzają, tylko nie wszystkie żony o tym wiedzą"
Fot. 123RF

Czas wybaczyć sobie samej, że przez tyle lat spychałam własne potrzeby na margines i tolerowałam zdrady męża. Podjęłam już pierwsze kroki.

"Walczyłam o nasz związek, wybaczając i dając kolejne szanse"

Patrzyłam na męża i zastanawiałam się, jak mogłam być tak naiwna i… cierpliwa. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie nasze małżeństwo – na pewno nie jako niekończącą się sztukę wybaczania. Po dwudziestu latach byłam mistrzynią w tej dyscyplinie, a jednak poczułam się zraniona, gdy znowu to zrobił.

Siedział w swoim ulubionym fotelu i uśmiechał się do telefonu. Powinnam podejść, wyrwać mu smartfona z rąk i rzucić nim o podłogę. Powinnam wykrzyczeć w tę jego zadowoloną twarz, jak bardzo go nienawidzę. I kocham jednocześnie. Oba te uczucia były równie silne. Nieustannie się ze sobą ścierały i najwyraźniej to drugie wygrywało, skoro wciąż trwałam u boku męża.

Walczyłam o nasz związek, wybaczając i dając kolejne szanse. Miałabym to teraz przekreślić, zmarnować te wszystkie lata? Prędzej czy później znudzi się nową dziewczyną i wszystko wróci do normy. Znałam ten scenariusz na pamięć. Jurek przepraszał i żałował. Czułam się wyjątkowo, kiedy zabiegał o moją przychylność. Obsypywał mnie prezentami i wysyłał bukiety róż tak ogromne, że kurier ledwo mieścił się w drzwiach. Przecież to musiało coś znaczyć. Nie wracałby pokorny, z przeprosinami, gdyby mnie nie kochał, tłumaczyłam sobie. Jesteśmy dobrym małżeństwem, mimo wszystko.

A raczej mimo tego jednego poważnego defektu. Poza jego skłonnością do zdrad nie miałam powodów do narzekań. Dał mi dwójkę cudownych dzieci. Dorobiliśmy się pięknego domu pod miastem, który był naszym azylem. Wyjeżdżaliśmy na wakacje, gdzie nam się zamarzyło. Jurek był też dobrym ojcem, a jako mąż potrafił być szarmancki i uroczy. Tylko te zdrady…

 

 

"Chciałam mieć go tylko dla siebie, tak jak ja byłam cała jego" 

Wróciło do mnie wspomnienie ostatniej dużej kłótni. Znowu zdrada. Znowu nic nieznaczący romans. To ona zbyt wiele sobie wyobraziła. Mogłabym jej nawet współczuć, gdyby nie przyszła pod nasz dom. Jurek szybko ją odprawił, nie przebierając w słowach i gestach. Pierwszy raz widziałam go tak rozgniewanego.

A potem…

– Tak bardzo cię kocham, Różyczko. Jesteś dla mnie najważniejsza. Zawsze będziesz – przekonywał.

Nie błagał, nie klękał, to nie było w jego stylu, za to podszedł i położył swoje duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Tętno mi przyspieszyło. Złość i rozczarowanie zaczęły się rozpuszczać w pożądaniu. Miał nade mną władzę i dobrze o tym wiedział. Całował mnie w szyję, jego ręce wędrowały po moim ciele. Szeptał mi do ucha…

– Wiesz, tak sobie myślę, że te przygody pozwalają mi spojrzeć na nasz związek świeżym okiem. Też na tym zyskujesz, bo za każdym razem bardziej doceniam to, co mam.

Nogi się pode mną ugięły, aż musiałam się go przytrzymać. Czy on naprawdę powiedział, że zdradza mnie dla mojego dobra, dla dobra naszego małżeństwa. Nawet się przy tym nie zająknął. Słodki drań…

– Nie darowałbym sobie, gdybym cię stracił. Jesteś moją ostoją.

Zacisnęłam powieki, chcąc uwięzić pod nimi rodzące się łzy. Wtuliłam twarz w jego sweter. Wciąż jeszcze pachniał tamtą. Przytulała się do niego, próbował ją zatrzymać… Odepchnął ją. Gdy stawały się zachłanne, zostawiał je. A ja? Co ja robiłam źle? Czemu mu nie wystarczałam? Chciałam mieć go tylko dla siebie, tak jak ja byłam cała dla niego.

– Nie rób tego więcej – poprosiłam, oplatając ramionami jego szyję.

Jurek pocałował mnie w czubek głowy. Nic nie odpowiedział. Pewnie nie chciał kłamać. Był przystojny, inteligentny, czarujący i doskonale się znał na ars amandi. Kobiety same do niego lgnęły, szczególnie te młodsze. Imponował im pod wieloma względami, więc nie zważały na lśniącą na jego palcu obrączkę. Musiałam kogoś obarczyć winą, by móc dalej z nim być. Nie chciałam go zostawiać. Był moim mężem, towarzyszem życia. Razem mogliśmy wszystko.

"Trwałam w naszym małżeństwie w ciągłym napięciu"

Po tamtej rozmowie nie zdradził mnie przez trzy lata. Naprawdę się starał, a ja utwierdzałam się w przekonaniu, że moja walka o związek ma sens. Przywykłam do życia w ciągłym napięciu. Obserwowałam jego zachowanie, kiedy obsługiwała nas śliczna jak wiosna kelnerka, gdy na balu firmowym tańczył z uwodzicielską córką swojego wspólnika, gdy na wakacjach oddalał się, by popływać w hotelowym basenie pełnym wygłodniałych harpii. Robiłam się zazdrosna, gdy choćby rozmawiał z młodszą ode mnie, ładną sąsiadką. Taką płaciłam cenę za trwanie w tym związku, i uważałam, że warto, byle przy mnie był. Uśpił moją czujność i po trzech latach zaczęłam wierzyć, że wreszcie dojrzał emocjonalnie, ustatkował się i naprawdę nigdy więcej mnie nie zdradzi.

Pewnie dlatego kolejny jego romans zabolał mnie mocniej niż poprzednie. Tym razem była to masażystka, do której chodził po intensywnych treningach tenisa. Dużo młodsza, wysoka blondynka o seksowym ciele i pięknym uśmiechu. Nie wybierał interesujących brzydul ani szarych myszek. Zakochiwał się oczami, jak sam mi tłumaczył, nie sercem. Pisali do siebie na komunikatorze, co odkryłam przypadkiem.

Kiedy Jurek stał się taki arogancki, taki nieczuły? Zostawił na stole telefon, piknięcie oznajmiło nadejście nowej wiadomości od jego kochanki. Nic sobie z tego nie robił, pewien, że tak czy siak znowu mu wybaczę. Może powinnam wyprowadzić go z błędu? Właściwie dlaczego mam to znosić? W imię czego? Przysięgał mi miłość i wierność. Nie był wierny, więc może jego miłość też była fałszywa?

Nagle wydał mi się obrzydliwy.

– Postanowiłam pójść na terapię.

 

 

"Nie zrzucisz na mnie winy za swoje zdrady "

Podjęłam tę decyzję przed kilkoma tygodniami, kiedy odkrycie jego nowej zdrady przypłaciłam chorobą. Leżałam w łóżku, przygnieciona poczuciem beznadziei i strasznej pustki. Mój mąż notorycznie mnie zdradzał, a ja nie umiałam temu zapobiec. Zmarnowałam dwadzieścia lat, wmawiając sobie, że do tego przywyknę, że każdy mężczyzna ma choć jedną zdradę na koncie, tylko wszystkie żony o tym nie wiedzą.

– Terapia? Po co? – Jurek uniósł głowę znad ekranu i spojrzał na mnie. Zdziwiony, nie zaniepokojony czy zatroskany.

Oczy mu błyszczały. Był uzależniony od mieszanki adrenaliny, radości i pożądania, jakiej dostarczały mu romanse. Ja nie byłam w stanie oferować mu tego koktajlu emocji na co dzień, w domu. I nie zamierzałam. Pora, bym wreszcie zadbała o siebie.

– Mam dość – powiedziałam.

– Jeszcze kilka miesięcy i wakacje. Odpoczniesz, nabierzesz sił.

– Dobrze wiesz, że nie o tym mówię. Jestem zmęczona tobą.

Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Nie miałam sił na dyskusję z nim. Może po terapii będę wiedziała, jak z nim rozmawiać, co dalej robić, jak pokierować naszym związkiem. Wybaczanie kolejnych doprowadziło mnie na skraj depresji.

– Możemy pójść razem – rzuciłam przez ramię. – Oboje potrzebujemy terapii.

– Żartujesz? – prychnął Jurek.

Zacisnęłam palce na framudze drzwi.

– Co ty sobie znowu wymyśliłaś? Nie masz poważnych problemów, więc…

– Nie zrzucisz na mnie winy za swoje zdrady – wycedziłam przez zęby. – Robisz to nałogowo!

– Więc chcesz mnie leczyć? – Jurek wybuchnął śmiechem, a mnie dreszcz przebiegł po kręgosłupie. – Jakoś dotąd świetnie sobie radziliśmy z tą moją niby chorobą, jak ze wszystkim, a teraz…

– A teraz przejrzałam na oczy.

Wyszłam z pokoju, pokonałam schody prowadzące na piętro i zamknęłam się w sypialni. Chwilę później stał pod drzwiami.

– Przecież masz wszystko, o czym marzyłaś. Dzieci w prywatnych szkołach, świetną pracę, egzotyczne wakacje i dom, urządzony dokładnie jak chciałaś. Nie wariuj z powodu byle miłostki.

Z jakichś powodów on też chciał, żeby nasze małżeństwo trwało. Wygoda, przyzwyczajenie, a może coś jeszcze innego? Nieważne, już nie. Czas wybaczyć sobie samej, że przez tyle lat spychałam własne potrzeby na margines. Jestem już umówiona z terapeutką. Mam cichą nadzieję, że Jurek zdecyduje się dołączyć. Oboje potrzebujemy terapii, niezależnie od tego, jak potoczą się losy naszego małżeństwa.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również