Historie osobiste

"Rodzina sobie pomaga", mówiła teściowa, gdy jej syn prosił o pożyczkę. Słono zapłaciła za te słowa

"Rodzina sobie pomaga", mówiła teściowa, gdy jej syn prosił o pożyczkę. Słono zapłaciła za te słowa
Fot. 123RF

"Rodzina musi sobie pomagać". To zdanie powtarzała mi teściowa, kiedy brat męża chciał pożyczyć od nas znaczną sumę pieniędzy. Dobrze, że postawiliśmy ultimatum, bo mogliśmy skończyć jak teściowie.

"To tylko pieniądze"

Mój dziadek zwykł mawiać: pożycz komuś pieniądze, a kupisz sobie wroga, nawet jeśli wcześniej był twoim bratem. Gdy byłam mała, nie bardzo rozumiałam tę gorzką mądrość. Gdy podrosłam, wtajemniczono mnie w rodzinną historię z morałem. Dziadek Kazimierz miał dużo młodszego brata, Antoniego. Po ślubie dziadkowie ciężko pracowali i odkładali pieniądze na wspólną przyszłość. Uzbierali sporą sumę, kiedy Antoni poprosił brata o pożyczkę. Obiecywał oddać w ciągu miesiąca. Początkowo ani dziadek, ani babcia nie chcieli się zgodzić. Dziadek Kazimierz w końcu ustąpił pod naciskiem rodziców, przekonał żonę i pożyczyli pieniądze Antoniemu, po którym wkrótce ślad zaginął. Jak się później okazało, ścigali go wierzyciele.

Dziadek ciężko to przeżył. Żałował, że nie spisał z bratem umowy, że nie miał żadnego potwierdzenia na pożyczkę. Jego rodzice uznali, że młodszy syn potrzebował tej pomocy, a starszy powinien wybaczyć bratu, w końcu to tylko pieniądze. Dziadek czuł się oszukany. Tym boleśniej, że przez rodzonego brata, a nawet w pewnym sensie przez własnych rodziców, którzy w tym sporze trzymali stronę Antoniego.

– Dobry zwyczaj, nie pożyczaj – pouczała mnie babcia Honorata. – Zapamiętaj to sobie, wnusiu.

 

"Potrzebny mi sponsor"

Mijały lata. Dorosłam, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Wspólnie z mężem prowadziliśmy hurtownię materiałów budowlanych. Powodziło nam się dobrze, nie mieliśmy powodów do narzekań.

Pewnego dnia odwiedził nas Krystian, młodszy brat mojego męża. Mało go znałam, bo zaraz po studiach wyjechał do Niemiec, gdzie mieszkał i pracował.

– Postanowiłem wrócić do Polski. Skoro wam się tutaj udało, mnie też powinno. W końcu ja byłem zawsze tym obrotniejszym i przystojniejszym z braci – zaśmiał się. – Zastanawiam się nad założeniem firmy remontowej. Odłożyłem nieco, ale szukam zaufanego wspólnika. Co ty na to, Andrew?

Andrzej rozłożył ręce.

– Hurtownię prowadzimy we dwoje, pracy mamy sporo, więc nie dałbym rady pomagać tobie i zajmować się naszą firmą.

– Swoją firmą sam się zajmę! – Krystian znów się roześmiał. – Potrzebny mi raczej sponsor, który dołoży się do rozkręcenia interesu.

W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Przypomniałam sobie historię dziadka Kazimierza i jego brata.

"A jeśli nam nie odda pieniędzy?"

– Co ty o tym sądzisz? – spytał mnie mąż, gdy Krystian już pojechał.

Chwilę zbierałam myśli i słowa.

– Pomna historii mojego dziadka, wolałabym nie pożyczać. A jeśli nam nie odda tych pieniędzy? I nie mów, że to twój brat. Kazimierz i Antoni też byli braćmi.

– Spiszemy z nim umowę. Co ty na to? Żeby było oficjalnie i czarno na białym.

Andrzej nie chciał odmawiać bratu, ale zamierzał się jakoś zabezpieczyć.

– Andrew, ty serio mówisz? – Krystian przyjechał do nas kilka dni później. – Po co nam jakieś świstki? Jesteśmy przecież rodziną, braćmi. Jak spiszemy umowę pożyczki, to trzeba będzie opłacić podatek i notariusza.

Naprawdę sądził, że uśmiechnie się, poprosi, a my mu damy bez żadnego zabezpieczenia sto tysięcy? 

– Innej opcji nie widzę. – Na szczęście mój mąż myślał rozsądnie.

– Poza tym mówiłeś, że masz jakieś oszczędności – wtrąciłam się. – Może pomyśl o nisko oprocentowanej pożyczce w banku?

Krystian spojrzał nieufnie.

– Oleńko, interesy to męska sprawa – odparł. – My tu sobie zaraz porozmawiamy jak brat z bratem.

Po minie męża widziałam, że Krystian właśnie stracił szansę na pożyczkę. Nie znosił protekcjonalnego traktowania kobiet, a już zwłaszcza swojej żony. Aż dziw, jak dwaj bracia mogą się między sobą różnić…

– Konto jest na nas oboje, więc bez zgody Oli nie ma mowy o pożyczce.

Krystian posłał mi przepraszający uśmiech, który wydał mi się fałszywy. Ale nim zdążyłam coś powiedzieć, wyręczył mnie Andrzej:

– Bez umowy, potwierdzonej notarialnie mogę ci pożyczyć co najwyżej tysiąc złotych.

– To się nazywa braterska miłość – żachnął się Krystian. – Tylko narażasz mnie na dodatkowe koszty.

– Więc weź pożyczkę z banku, wtedy koszty ci odpadną – zripostowałam.

– Raczej wzrosną. Banki pobierają wysokie odsetki. – Szwagier zmrużył oczy. – Wy chyba nie chcecie odsetek?

– Ani kar za nieterminowe spłaty lub… ich brak. Tak to sobie wymyśliłeś?

– Dobra, to jak robimy? – Krystian zignorował mnie i spojrzał wyczekująco na Andrzeja.

– Bez umowy nikomu nie pożyczę takiej kwoty, nawet tobie.

– Przemyślę to – odparł Krystian.

Wyszedł, a my wróciliśmy do swoich zajęć.

 

 

"Rodzina musi sobie pomagać"

Wieczorem zadzwoniła teściowa. Niby mimochodem wspomniała o Krystianie, o tym, że byłam wobec niego niemiła, wręcz wroga, i ona nie rozumie dlaczego.

– Chyba nie jesteś zazdrosna o męża i dlatego nie pozwalasz mu robić interesów wspólnie z rodzonym bratem? To przecież także twoja rodzina, powinnaś o tym pamiętać. Rodzinie się pomaga – argumentowała.

Nie chciałam z nią dyskutować, bo tylko bym się zirytowała. Oczywiście opowiedziałam o tej rozmowie Andrzejowi.

– Wiesz… mam wrażenie, jakby historia zatoczyła koło. Rodzice dziadka Kazimierza też nalegali i nakłaniali go, by pożyczył bratu pieniądze. Bo rodzina musi sobie pomagać.

Andrzej pokiwał głową.

– I ja chcę mu pomóc, ale mam swój warunek, by ta historia się nie powtórzyła.

Mąż nie zmienił zdania w kwestii umowy i jej potwierdzenia u notariusza. A im bardziej Krystian nalegał, tym mocniej Andrzej obstawał przy swoim. Pokłócili się, a obrażony szwagier ostatecznie namówił na pożyczkę o połowę mniejszej kwoty rodziców. Ich pieniądze, ich prawo.

Nie ukrywam, byliśmy ciekawi, jak się miewa firma Krystiana, ale skoro rodzice Andrzeja nic nie mówili, nam niezręcznie było pytać.

Aż pewnego dnia zadzwoniła teściowa i chciała rozmawiać tylko z Andrzejem, jakby ze mną się wstydziła.

Okazało się, że poprosiła syna o wykupienie lekarstw dla ojca. Musieli zapłacić ratę pożyczki, którą wzięli dla Krystiana, i zabrakło im pieniędzy. Mąż mi wszystko zrelacjonował.

Faktycznie się wstydziła, ale wciąż tłumaczyła młodszego syna. Miał rzekomo pecha i źle trafił. Pracownicy byli nieuczciwi, podatki wysokie, a zleceniodawcy wlepili mu karę za niedotrzymanie terminów. Oczywiście, żadnej umowy z Krystkiem nie spisali, bo przecież to ich dziecko.

Mąż tylko ciężko westchnął.

Wspieramy teściów, bo przecież nie możemy zostawić ich samych z problemem. Krystian do dziś nie oddał nawet połowy tego, co pożyczył. Mamy małą satysfakcję, bo teściowa jakiś czas temu przyznała nam rację.

– Mogliśmy spisać tę umowę. A tak… Krystek zupełnie nie poczuwa się do spłaty długu. To takie przykre. Źle go wychowaliśmy.

– Andrzeja wychowaliście tak samo i proszę – pocieszyłam ją. – Po prostu niektórzy wykorzystuję dobre serce innych.

Uważają się za sprytnych, a po podaniu im ręki lepiej przeliczyć palce.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również