Historie osobiste

"Zachowanie synowej kompromitowało mojego jedynego syna. Nie zamierzałam tego tolerować..."

"Zachowanie synowej kompromitowało mojego jedynego syna. Nie zamierzałam tego tolerować..."
Fot. 123RF

Kiedy synowa zaczęła kompromitować mojego syna, uznałam, że muszę się wtrącić.

"Ta dziewczyna nie pasowała do naszej rodziny"

Muszę uszanować decyzję Juliusza. Mój syn to dorosły mężczyzna, a nie dziecko. Co nie zmienia faktu, że kiedy przedstawił mi Zuzannę, byłam niemile zaskoczona jego wyborem. On, doktor prawa i wspólnik w rodzinnej kancelarii adwokackiej, przystojny, elegancki, świetnie wykształcony, wybitnie inteligentny. Od lat słuchałam tylko pochwał na temat Juliusza. A ona…

Zuzanna pochodziła ze wsi i ta wieś w niej tkwiła. Jej rodzice poprzestali na szkole zawodowej i uprawiali pomidory. Ona sama wprawdzie kończyła studia, ale z pedagogiki. Co za niepraktyczny i mało ambitny kierunek. Niechby wybrała coś związanego z rolnictwem i pomogła rodzicom, to jeszcze by miało sens. Ale pedagogika? Żeby zaraz po dyplomie musiała się przekwalifikowywać? Zresztą chyba już o tym myślała, bo po zajęciach pracowała jako instruktorka jogi. Podobno była nawet w Indiach, by rozwijać swoje ciało, umysł oraz ducha, cokolwiek to znaczy. Słuchałam, obserwowałam i czułam nadchodzące kłopoty. Ta dziewczyna nie pasowała do naszej rodziny. Niestety, Juliusz się uparł. Młodsza o sześć lat panna zawróciła mu w głowie, tym wyćwiczonym jogą ciałem, umysłem oraz duchem.

– Mamo, nie bądź złośliwa. Ona pierwsza nie widzi we mnie jedynie portfela, nie kalkuluje, ile może dzięki mnie zyskać. Do tego jest zabawna, spontaniczna, mądra i kocha dzieci. Przecież chcesz mieć kiedyś wnuki, prawda?

Z odpowiednią synową, owszem. Nie mogłam jednak protestować w nieskończoność. Zwłaszcza że jej uczucia – które przetestowałam – wydawały się szczere. Próbowałam ją zniechęcić i odstraszyć, by porządnie się zastanowiła, czy na pewno chce wejść do naszej rodziny. Kobiety mają swoje sposoby, by dopiec innej kobiecie, zachowując przy tym jakiś poziom. Ostatecznie byłam zmuszona ogłosić kapitulację.

 

"Niektóre z jej wypowiedzi dotykały naszych gości"

Był piękny ślub, wspaniałe wesele, romantyczna podróż do Włoch, a potem zaczęło się życie. Z naszego punktu widzenia zwyczajne, ale Zuzanna znalazła się w zupełnie obcym dla siebie świecie, nieświadoma panujących w nim reguł i zasad hierarchii, nieznająca języka niedomówień, sugestii… Naiwna owieczka weszła do stada wilków.

Już na przyjęciu, które zorganizowałam, gdy młodzi wrócili z podróży poślubnej, Juliusz miał pochmurną minę. Zauważył to, co ja widziałam od dawna. Zuzanna była urocza, ale jej maniery pozostawiały wiele do życzenia. W naszym domu pojawiło się sporo ważnych gości – właściciele innych kancelarii, najlepsi klienci, ludzie, z którymi lepiej żyć w zgodzie. Tymczasem moja synowa nazbyt szczerze wyrażała swoje opinie, niepomna zasady, że milczenie jest złotem. Niektóre z jej wypowiedzi dotykały naszych gości.

– Kochanie, pomóż z mi z kawą. Przepraszam, zaraz wrócimy…

Zabrałam Zuzannę do holu i pouczyłam.

– Dziecko, nie możesz opowiadać dowcipów o prawnikach, zwłaszcza mocno sarkastycznych, gdy w salonie aż się od nich roi.

– Ale to ulubiony dowcip Julka! – zaprotestowała.

– A zauważyłaś, żeby teraz się śmiał? Na oficjalnych przejęciach trzeba zachować umiar. Proszę cię, miej to na uwadze i nie kompromituj swojego męża. Poza tym… naprawdę nie mogłaś się ubrać stosowniej do okazji?

– Przecież to ładna sukienka. Julek kupił mi w ją w Wenecji i mówił, że pięknie w niej wyglądam.

– Może w gondoli… – Westchnęłam ciężko, gdy w jej oczach błysnęły łzy. – Wszystkie kobiety poza tobą mają eleganckie suknie, a to ty powinnaś dziś błyszczeć, być ozdobą męża i gwiazdą przyjęcia. Tego Juliusz ci nie mówił?

– Nie sądziłam, że to ma aż takie znaczenie…

– Otóż ma i już wcześniej cię uprzedzałam, do jakiej rodziny wchodzisz. Juliusz będzie brał udział w takich przyjęciach albo wy będziecie je organizować. Nie możesz za każdym razem przynosić nam wstydu.

– Julek wie, że pozory nie są dla mnie ważne. Właśnie to we mnie ceni.

– Na pewno? – Uniosłam brwi do góry.

 

 

"Obawiałam się, że jest za późno na edukację"

Chyba zasiałam w niej ziarno niepewności, bo do końca przyjęcia starała się trzymać z boku i głównie uprzejmie się uśmiechała, gdy ktoś się do niej zwracał. Z rzadka. Goście już wyrobili sobie o niej zdanie i ciężko je będzie zmienić. Właśnie tak wyglądał ten świat. Byłam uprzedzona, bo inni też tacy byli. 

Obecnie i tak było o wiele łatwiej. Moja babcia, która należała do przedwojennej elity, opowiadała mi o ówczesnych regułach. To dopiero był tor przeszkód. Szkoliła mnie, jak go pokonywać, a potem ja przekazywałam jej nauki mojemu synowi, by od małego uczył się zasad panujących w tym specyficznym świecie. Ale Zuzanna… Obawiałam się, że jest za późno na tego typu edukację. Nie każdy szczegół da się wytłumaczyć. Pewne rzeczy chłonie się niejako przez osmozę, dorastając wśród nich, oddychając nimi i mimowolnie nabywając stosowne odruchy, zachowania, system wartości.

Rozumiałam, czemu Juliusz zakochał się w Zuzannie. Była śliczna, czarująca na swój sposób, niegłupia, ale brakowało jej obycia i nie potrafiła omijać czyhających wszędzie raf. Popełnione dziś i później gafy, nawet jeśli wybaczone, zostaną zapamiętane.

Młodzi ludzie patrzą na życie zupełnie inaczej, są bezpośredni, nie liczą się ze starymi zasadami, ale Zuzanna na własne życzenie weszła do grona ludzi, którzy według tych zasad żyją. Ważnych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, którzy mają władzę… Choćby taką, by za błąd żony ukarać męża.

Niedawno Juliusz przyszedł do mnie załamany.

– Mamo, nie wiem, co mam robić. Zuza powiedziała dziekanowi wydziału prawnego, że joga pomogłaby mu na uelastycznienie ciała, co na pewno doceniłaby jego małżonka…

Może ktoś inny by się roześmiał. Ja zbladłam.

– Ta, która w ubiegłym roku zmarła?

Pokiwał głową.

– To może oznaczać, że nie dostanę dotacji na moje badania do nowej publikacji. A tyle o nią zabiegałem…

Juliusz westchnął ciężko. Zuzanna była dla niego powiewem świeżości, kimś spoza kręgu, w którym dotąd się obracał, i właśnie dlatego ją pokochał, bo była inna, nieskażona. Ale gdy została jego żoną, zaczęła tworzyć problemy.

 

 

"Ja chcę tylko, żeby Julek był ze mną szczęśliwy"

Umówiłam się z synową na kawę. Kawa była tylko pretekstem i ona doskonale o tym wiedziała.

– Zamierza mama znów mnie ganić, że zachowałam się nieodpowiednio? Że rzucam Julkowi kłody pod nogi? Że go kompromituję?

– Nie muszę, skoro sama to wiesz. – Usiadłam przy stole i nalałam kawy do filiżanek.

– Więc co, Julek chce rozwodu? I nie mógł mi tego powiedzieć sam?

Przyznaję, takie rozwiązanie też przyszło mi do głowy. Najłatwiejsze i najmniej honorowe.

Spojrzałam na zdjęcie wiszące nad kominkiem. Zuzanna podążyła za moim wzrokiem.

– To prababcia Juliusza – powiedziałam. – Sowieci wyrzucili ją z jej własnego dworu. Nie poddała się. Udało jej się dotrzeć do miasta, gdzie zatrudniła się przy cerowaniu. Kiedyś kobiety takie jak ona uczono haftować, więc i z cerowaniem pończoch sobie poradziła. Paradoksalnie przetrwała, bo była damą. A potem wyszła za mąż. To już nie był hrabia, jak jej pierwszy mąż, ale miał pieniądze i dzięki nim moja babka wszystkie swoje dzieci posłała na studia. Nigdy nie zapomniała, kim jest i skąd pochodzi. I nauczyła mnie wszystkiego, czego uczono ją w dzieciństwie. Buntowałam się, bo chciałam się bawić, a nie ćwiczyć dyganie. Doceniłam jej nauki, dopiero gdy dorosłam. No, może poza dyganiem. Świat się zmienia, ale pewne reguły pozostają niezmienne i pomagają poruszać się w grze, jaka toczy się wokół.

– Ale ja nie chcę grać! Ja chcę tylko, żeby Julek był ze mną szczęśliwy.

– Nie będzie, gdy przez ciebie zacznie tracić…

Po raz pierwszy zobaczyłam w oczach Zuzanny lęk. Kochała Juliusza i nie chciała go stracić. Spróbuję wydedukować synową, bo niestety czasami miłość nie wystarczy, by małżeństwo było udane. Czy mi się uda, to już inna sprawa. Ale jeśli nie, to nie ja się poddam.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również