materiał partnera

Vincent V. Severski - oficer wywiadu, który został pisarzem: "Kobiety są lepszymi szpiegami niż mężczyźni"

Vincent V. Severski - oficer wywiadu, który został pisarzem: "Kobiety są lepszymi szpiegami niż mężczyźni"
Vincent V. Severski pisarz
Fot. mat. partnera

Do sprzedaży trafiła ostatnia część popularnej trylogii szpiegowskiej zapoczątkowanej przez książki "Zamęt" i "Odwet". Z autorem "Naboru" - Vincentem V. Severskim -rozmawiamy o przyszłości bohaterów jego najnowszej powieści, ratowaniu świata i wyższości kobiet szpiegów nad mężczyznami szpiegami.

Vincent V. Severski, a właściwie Włodzimierz Sokołowski, przez prawie trzydzieści lat pracował dla polskiego wywiadu i kontrwywiadu. Teraz emerytowany pułkownik, odznaczony za swoją służbę między innymi przez Baracka Obamę, swoje szpiegowskie doświadczenia przelewa na karty kolejnych powieści. I robi to z dużym powodzeniem oraz - jak się okazuje - z poczuciem misji. O "Naborze" autor mówi, że pisał tą książkę chłonąc otaczającą go społeczno-polityczną atmosferę i zawarł w niej wiele swoich frustracji i smutku. 

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by Wydawnictwo Czarna Owca (@wydawnictwoczarnaowca)

Jak szpieg zostaje pisarzem? Czy pisał Pan "do szuflady" zanim odszedł Pan ze służby?

Vincent Viktor Severski: Chciałem być pisarzem, zanim zostałem oficerem wywiadu. Uważałem, że nikt nie ma większego wpływu na kształtowanie oblicza świata i człowieka, niż pisarze właśnie. Nie udało się, a miałem wtedy 20 lat. Kiedy jednak trafiłem do wywiadu, dostałem możliwość pisania i kształtowania oblicza świata, o jakim kiedyś nawet nie mogłem marzyć, chociaż innymi metodami oczywiście. "Nielegalnych" zacząłem pisać, gdy już byłem w procesie odchodzenia ze służby. Byłem na emeryturze, ale tak jakby jedną nogą. Pierwszą powieść prawie zawsze pisze się do szuflady, bo autor nigdy nie wie, czy ktoś to wyda, a jeżeli tak, to czy to będzie coś warte. Dopiero druga powieść dojrzewa w autorze. 

Pewien pisarz kryminalny zdradził, że - żeby nauczyć się pisarskiego fachu - najpierw przepisał kilka książek mistrza gatunku. Czy Pan przygotowywał się jakoś do wejścia na nową ścieżkę zawodową?

Pisać lubiłem już przed wstąpieniem do wywiadu, ale dopiero w pracy nauczyłem się rzemiosła. Szpiedzy dużo piszą scenariuszy, które sami realizują, a potem reportaże z tego, co zrobili. Ale takim bezpośrednim impulsem był moment, kiedy skończyłem trylogię "Millennium" Stiega Larssona, zobaczyłem na okładce jego zdjęcie i zdałem sobie sprawę, że znam go. Spotkaliśmy się kilka razy na początku lat 90. Nie miałem o nim dobrego zdania, jako dziennikarzu, a tu nagle napisał tak wspaniałe powieści. Pomyślałem, że w takim razie ja też spróbuję. Pisanie powieści szpiegowskich jest naturalną konsekwencją życia, które prowadziłem. Tym razem jednak w świecie fikcji.  

"Nabór" to ostatnia część szpiegowskiej trylogii. Czy ostatecznie żegna się Pan z jej bohaterami, czy jest szansa, że jeszcze powrócą? A jeśli to pożegnanie, to czy będzie za którymś z nich Pan szczególnie tęsknił?

Szpiegowskie historie mają to do siebie, że nigdy się nie kończą, bo z jednej zawsze wyrasta następna. Koniec jest początkiem czegoś nowego. Taka jest istota tego świata szpiegów. Czyli formalnie "Nabór" kończy trylogię, ale drzwi zostawiłem uchylone. Właśnie dlatego, że lubię swoich bohaterów, a wielu z nich ma swoje pierwowzory w rzeczywistości i wciąż są moimi przyjaciółmi, więc ciężko jest się z nimi rozstać. Postacie fikcyjne również są częścią mojego życia, więc rozstanie nie jest łatwe.  

 
 
 
 
 
View this post on Instagram
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by Wydawnictwo Czarna Owca (@wydawnictwoczarnaowca)

Czy koledzy i koleżanki z firmy - bo tak nazywał Pan wywiad w jednym z wywiadów - znają Pana książki? A jeśli tak, to co myślą o tym, że odsłania Pan kulisy ich pracy?

Koleżani i koledzy nie tylko znają moje książki, oni często w nich występują. Odnajdują nie tylko siebie, ale znany im świat, język czy atmosferę. To wszystko jest przetworzone na potrzeby fikcji i prozy. Nie ujawniam niczego, co byłoby tajne. Szpiegostwo to jeden z najstarszych zawodów świata i prawie wszystko o nim wiadomo. Tajne są nazwiska, daty, miejsca. Tego u mnie nikt nie znajdzie. Inaczej, nie udzielałbym tego wywiadu. 

W jednym z wywiadów nazwał Pan pracę swoją i kolegów "ratowaniem świata". Czy Pana obecnej pracy pisarza też przyświeca jakiś wyższy cel?

Myślę, że każdy pisarz ma choć odrobinę ambicji, by wpływać na swoich czytelników, coś im powiedzieć, nauczyć, a więc kształtować świat, nawet jeżeli jest to w mikro skali. Mam tez bardziej prozaiczne cele. Chciałbym żeby nasze społeczeństwo wiedziało, że są tacy ludzie jak my, którzy im służą i dbają w cieniu o ich bezpieczeństwo. Że mogą być z nas dumni. Chciałem stworzyć pozytywnego bohatera. Z drugiej strony, chciałem oddać honor koleżankom i kolegom, żeby mogli poczuć, że społeczeństwo o nich wie i docenia. Mam kilka milionów czytelników, więc chyba udało mi się dotrzeć z tym przesłaniem.

Powiedział Pan, że nie napisze Pan autobiografii. Na ile autobiograficzne są Pana powieści?

Te powieści to ja. Nie znam innego życia. Jestem w każdej postaci i każdym zdarzeniu, które opisuję. W większości opisuje miejsca, które znam z autopsji. Muszę czuć je - zapach, dźwięki, pogodę... To paliwo dobrej prozy. Nie wszystko można znaleźć w internecie. Najbliżej jest mi do Dimy i Miszy Popowskiego.

Czego bał się agent Włodzimierz Sokołowski, a czego boi się Vincent Severski – pisarz?

Jako oficer wywiadu bałem się, że zgubi mnie rutyna i ktoś przeze mnie zginie, stworzę zagrożenie dla Polski, nie uratuję czegoś ważnego. Bałem się, że przysporzę bólu najbliższym. Strach jednak nie powstrzymywał mnie i starałem się nad nim rozsądnie panować, i kiedy trzeba się wycofywać, nie ryzykować niepotrzebnie. Oficer wywiadu musi znać siebie i wiedzieć, na co go stać. Ludzie bez strachu zawsze są źródłem klęski. Tak jest przynajmniej w naszym zawodzie. Jako pisarz? Boję się, że kiedyś nie będę mógł pisać, ale to nie jest strach. 

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że - gdyby nie był Pan tym, kim Pan jest - to chciałby Pan być kobietą. Dlaczego?

Jestem mężczyzną, więc wybór jest oczywisty. (śmiech) To przewrotne, wiem, ale prawdziwe. Z męskiego punktu widzenia, jako oficera wywiadu, wiem, że nasze koleżanki są nam nie tylko równe. W tym zawodzie, a właściwie tym wyborze na życie, kobiety są lepszymi szpiegami niż mężczyźni. Mają naturalne psychiczne predyspozycje do tej pracy. Proszę spojrzeć, najlepszymi polskimi szpiegami czasu wojny były kobiety - Krystyna Skarbek, Klementyna Mańkowska, Halina Szymańska i wiele innych, których nazwisk nie znamy.  

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również