Relacje

Czy związek z niedojrzałym emocjonalnie mężczyzną może się udać? Okazuje się, że...tak!

Czy związek z niedojrzałym emocjonalnie mężczyzną może się udać? Okazuje się, że...tak!
Fot. 123RF

Jest sympatyczny, miły, towarzyski, ale kiedy coś idzie nie po jego myśli, nadyma się, nie odzywa, trzaska drzwiami. Czy to nowa męska metoda manipulacji? Psycholog podpowiada, czy związek z niedojrzałym emocjonalnie mężczyzną jest możliwy.

Niedojrzały emocjonalnie mężczyzna, czyli jaki?

Władysław Boziewicz miał kiedyś powiedzieć, że biada mężczyznom, jeśli odbierzemy im możliwość pojedynków, bo zmienią się w swarliwych i gruboskórnych łobuzów. Boziewicz był autorem kodeksu honorowego, prawdziwego bestsellera w przedwojennej Polsce. Pisał go dla mężczyzn, którzy się nie obrażali: na zniewagę odpowiadali żądaniem satysfakcji. Ponura prognoza Boziewicza nie spełniła się może w stu procentach, lecz obserwując życie publiczne, trzeba przyznać, że mężczyźni nie mogąc walczyć ze sobą wręcz, biją się na słowa bez pardonu i bez znieczulenia. Są sądy, które mogłyby służyć do honorowych potyczek, lecz tylko 250 Polaków rocznie udaje się tam po zadośćuczynienie (ilość spraw o zniesławienie). Rośnie natomiast liczba mężczyzn, którzy się obrażają. Urażeni demonstracyjnie wychodzą, naburmuszeni nie odpowiadają na pytania, trzaskają tym, co pod ręką, z nadąsaną miną.

– Nie jest oczywiście tak, że obrażalscy mężczyźni pojawili się wczoraj, zawsze zdarzali się humorzaści wrażliwcy, jak to się dawniej mówiło: o artystycznej duszy. Ale obrażanie się nie należało do repertuaru akceptowanych męskich zachowań – mówi psycholog Piotr Mosak z Centrum Doradztwa i Terapii w Warszawie.

Mężczyzna mógł się rozgniewać. Mógł dać komuś w zęby. Mógł w imię honoru przestać z kimś rozmawiać lub nie podawać mu ręki, ale fochy i dąsy uchodziły za kobiece sposoby okazywania niezadowolenia. – Obrażanie się to reakcja biernego oporu: nic ci nie powiem, podręcz się, pomęcz, poczuj się winna – dodaje psycholog. Mężczyźni zwykle wybierali aktywne sposoby reakcji. Ale coś się zmieniło.

Najczęściej opisywaną przez psychologów przyczyną męskich fochów jest niedojrzałość.

Dorośli ludzie urażeni przez innych mówią o tym otwartym tekstem. A ja spotykam niemłodych już mężczyzn, którzy zamiast powiedzieć, o co im chodzi, siedzą i robią miny. Urządzają teatr – mówi Piotr Mosak.

Dlaczego to robią? Bo jak dzieci nie radzą sobie ze swoimi emocjami. Czują się bezsilni, chcą „pokazać im wszystkim” i myślą wyłącznie o sobie. Psycholog dr Marcin Florkowski z Uniwersytetu Zielonogórskiego zauważa, że drugą, coraz częstszą przyczyną męskiego obrażania się jest niechęć do ujawniania agresji. Niektórzy czując się krytykowani i osądzani, nie odpowiadają tym samym, lecz wybierają atak zakamuflowany: robią z siebie „biedną, nękaną ofiarę”, by wywołać poczucie winy, urządzają prowokacje, znikają, by nastraszyć partnerkę. – Taka reakcja może świadczyć o tym, że w małżeństwie rozgrywa się walka o władzę – tłumaczy Florkowski. Kobiety dorastają dziś w przekonaniu, że powinny być silne, energiczne i niezależne, natomiast wielu mężczyzn wychowało się w cieniu przekazu, że powinni zwalczyć swoją chęć dominacji i nigdy nie ujawniać agresji. Wycofują się z otwartej konfrontacji, ale nie chcą też znosić krytyki. Obrażają się więc – jakby w odwecie za dominację kobiety.

 

 

Niedojrzały mężczyzna w związku: czy trzeba go zdominować?

O kryzysie męskości napisano już tomy: oto mężczyźni są w defensywie, niewieścieją i tracą pewność siebie. Jeden z rozdziałów książki amerykańskiego pisarza Johna Eldredge’a „Dzikie serce…” zatytułowany jest „Do czego służy mężczyzna?”. Pisarz nie ma wątpliwości, że zapomnieliśmy. „Kobiety same nie chcą już być grzecznymi dziewczynkami, za to chciałyby, żeby mężczyzna okazał się miłym chłopcem”, pisze. Matki chcą mieć grzecznych synów, nauczycielki posłusznych uczniów, a korporacja uległych pracowników. A czy mężczyźni też tego chcą?

Ależ skąd. Wszystkie badania pokazują, że marzą o szybkich samochodach, byciu lepszymi od rywali, zdobyciu pięknej kobiety. Marzą o przygodzie, bitwie i zwycięstwie. Niestety, wystarczy wpisać czasownik „walczyć” w Google, by się przekonać, że dziś mężczyzna może walczyć tylko z łysieniem. Męskie marzenia nazywa się stereotypem o patriarchalnym rodowodzie i używa się ich do zawstydzania właścicieli.

Mężczyznę oczywiście można zdominować – mówi Marcin Florkowski – ale każdy, komu się to uda, odniesie pyrrusowe zwycięstwo. Kobieta straci wówczas partnera, którego mogłaby podziwiać, na którym mogłaby polegać i przy którym czułaby się bezpiecznie. Krytykowany i zmuszany do uległości, nie będzie dla nikogo oparciem. Być może najtrudniej jest w ogóle zauważyć, że toczymy z partnerem walkę o kierownicę w związku.

Wiele z nas ulega złudzeniu: u nas nikt nie rządzi (co jest niemożliwe), inne wpuściły go za kółko, a następnie pouczają, jak je trzymać, i popychają łokciem na zakrętach. Warto się nad tym zastanowić, czy nie powtarzacie wzoru zachowań zawsze prowadzącego do nieprzyjemnego napięcia. Dr Florkowski opowiada o pacjentce, której mąż dąsał się na nią – właśnie w samochodzie. Był dobrym kierowcą, ale miał zwyczaj zdejmowania na szosie rąk z kierownicy. Robił to prowokująco (wiele razy), tłumacząc: „Przed nami prosta droga”. Jeśli żona protestowała i argumentowała, że tak nie można, a robiła to zawsze, milkł nachmurzony.

– O dominacji w małżeństwie najlepiej rozmawiać otwarcie. Można powiedzieć: „Zdaje się, że kłócimy się nie tylko o to, jak trzymać kierownicę, ale też o to, kto postawi na swoim”, bo przecież o to tu idzie. Każda z osób chce, by druga ustąpiła – mówi Marcin Florkowski. Swojej pacjentce radził, by zamiast robić wyrzuty i przekonywać („Jak możesz tak robić, nawet na prostej drodze może się coś zdarzyć”), zwyczajnie gorąco poprosiła: „Jesteś świetnym kierowcą, ale zrób to dla mnie”.

Warto wiedzieć, że najlepiej funkcjonują te pary, w których żaden z partnerów nie rządzi „na zawsze” – dodaje psycholog.

– Małżonkowie mogą przecież toczyć spory, słuchać się wzajemnie, osiągać kompromis lub zwyciężać, mogą też prosić: „Ustąp mi, jak ja ci ostatnio ustąpiłam. Dziś dominujesz ty, jutro ja – nikt nie musi mieć ostatniego słowa ani być ostateczną instancją”. To jest model najlepiej dopasowany do naszych czasów. Najgorsze prognozy mają pary, w których nikt nie słucha, a każdy chce przeforsować swoje zdanie.

 

 

Metoda "dwóch kroków" - czy pomoże w związku z niedojrzałym mężczyzną?

Psycholog Piotr Mosak nie najlepiej też wróży parom, w których powodem dąsów jest niedojrzałość. Pyta: – Czy można mieć udany związek z mężczyzną dzieciuchem, wiecznym gimnazjalistą zamkniętym w swoim egocentryzmie? Marcin Florkowski jest bardziej wyrozumiały: – Niedojrzałość to tylko punkt w rozwoju, miejsce na ścieżce. Nikt nie stoi w nim przez całe życie. W związkach uczymy się negocjować, iść na kompromis, godzić z tym, że nie wszystko jest takie, jak sobie wymyśliliśmy. To powoduje, że dojrzewamy. Ba, ale kiedy? Niestety, nie istnieją statystyki związków z kapryśnymi mężczyznami, nie wiemy też, ile czasu musi upłynąć, aby człowiek nauczył się otwarcie nazywać swoje uczucia, nawiązywać rozmowę i podejmować wyzwania. Wiemy jednak, jak zacząć.

Dr Florkowski proponuje metodę dwóch kroków, do zastosowania natychmiast po zauważeniu pierwszych sygnałów nadąsania. Pierwszy krok to nazwać wprost to, co się dzieje: „A co ty się tak na mnie obraziłeś?”. Drugi to poddanie swojej interpretacji jego ocenie: „Chyba mi chcesz w ten sposób dokuczyć?”. Działanie tej metody polega na wciąganiu niedojrzałego faceta w rozmowę. Ważne, by prowadzić ją bez obwiniania, pouczania ani narzucania własnej interpretacji, dlatego znaki zapytania na końcu każdego zdania są niezbędne. A jeśli nie działa? Wyjdź z domu. Wsiądź na rower, idź na długi spacer. Jutro, jeśli zechcesz, spróbujesz znowu, a na razie niech zostanie sam ze swoimi dąsami. 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również