Poznaj siebie

Miały go Marilyn Monroe, Kora i Edith Piaf. Ekspert wyjaśnia, czym jest seksapil i jak go wydobyć

Miały go Marilyn Monroe, Kora i Edith Piaf. Ekspert wyjaśnia, czym jest seksapil i jak go wydobyć
Fot. 123RF

"Seksapilowi lepiej przysłuży się kurs tańca niż poprawianie urody. Robimy błąd, myląc go z atrakcyjnością fizyczną. Jego sekret leży gdzie indziej" - mówi psychoseksuolog.

PANI: Pewien psycholog powiedział mi, że atrakcyjność kobiet mieści się w czynniku WHR 0,7–0,6, czyli właściwym stosunku obwodu bioder do talii. Ale chyba w seksapilu jest coś bardziej tajemniczego?

JOANNA TWARDO-KAMIŃSKA: Kiedy naukowcy badają atrakcyjność, testują nasze pierwsze wrażenie; dowiadują się, co nam się podoba. Tak, mężczyznom podoba się wcięta talia. Ale badania pokazują również, że gdy dochodzi do spotkania, wygląd angażuje tylko 20 proc. naszej uwagi. Znam bardzo piękne kobiety, które choć się podobają, nie wabią, nie przyciągają. Seksapil to pojęcie szersze niż sama uroda, a może nawet nie mieć z nią nic wspólnego.

Słyszałam, że o ile piękno polega na symetrii, seksapil często mieści się w dysharmonii. Wydatne kości policzkowe, nietypowe brwi, usta przyciągają uwagę.

Tak, jest takie zjawisko. Jednak tak samo jak seksapil nie jest równoznaczny z urodą, błędem jest próba uchwycenia go w szczególe wyglądu. To raczej urok, wdzięk, atrakcyjność płciowa. Rodzaj energii, a nie piękne kształty czy niezwykłe usta. Seksapil miała Kora Jackowska, a czy ktoś pamięta, jaką miała talię czy nogi? Zapewne zgrabne, ale przede wszystkim była zmysłową, seksualną kobietą. Nie zachowywała się zalotnie, nie była też femme fatale, ale miała energię, która porywa.

 

 

Czym ta energia jest? Może to wewnętrzny entuzjazm? Jest taka hipoteza, że odrobina nieprzewidywalności jest ogromnie pociągająca seksualnie.

To niekoniecznie ma związek z seksualnością, bardziej z pasją, wewnętrzną radością. Widać, że ten człowiek, ta kobieta żyje. Jest taka znana scena w filmie „I Bóg stworzył kobietę”, w której Brigitte Bardot tańczy. Oczywiście jest piękna i kobieca, ale im dłużej trwa taniec, czujemy, że nie o urodę chodzi, tylko o wyrażenie czegoś, co jest w środku, o emocje, o kontakt z własnym ciałem. Można być bardzo pięknym, ale jeśli nie używamy ciała do przekazywania emocji, nasz seksapil nie jest widoczny.

Jak to niewidoczny? Uważa pani, że każdy go ma?

Tak sądzę. Natomiast nie zawsze mamy do niego dostęp, a czasem mamy psychiczne powody, żeby go nie ujawniać. Nie chcemy powiedzieć: „Patrzcie na mnie, jestem kobietą i dobrze mi z tym!”. Proszę sprawdzić, od tych słów prostują się plecy. Niektóre z nas mówią to tylko czasem, inne zupełnie wyjątkowo. Mogą nas blokować lęki, zasady wyniesione z domu, doznane porażki, przekonania o własnych brakach. Nie do końca jesteśmy sobą, nie do końca wiemy, czego potrzebujemy. Nie przydarzyło nam się coś, co by nas otworzyło, sprawiło, że poczujemy się dobrze z własnym ciałem.

Beata Tyszkiewicz mówiła, że to się ma w genach.

Bo ona to ma. Środowisko aktorskie to grupa ludzi, którzy częściej niż inni mają to coś. Muszą mieć kontakt z własnym ciałem, pracują nim. Co do genów – nie wiem. Na pewno pełna seksapilu matka może modelować wdzięk córki. Ale pracowałam też z pacjentkami, które dorastały w cieniu seksownych matek. Stale się z nimi porównywały na własną niekorzyść. Było im bardzo ciężko zaakceptować własną kobiecość, zbudować pozytywną samoocenę.

No właśnie, mówi się, że seksapil ma związek z wysoką samooceną. Ale czy Édith Piaf albo Marilyn Monroe ją miały?

Miały walor. Czasem tak jest, że nasze poczucie własnej wartości opieramy na jednej zalecie. Wiemy, że ją mamy, i sądzimy, że to jedyna rzecz, jaką mamy do zaoferowania innym. Seksapil Piaf uruchamiał się przed mikrofonem, miała głos, który zdradzał wewnętrzną energię, porywał. Na Marilyn w ten sposób działał obiektyw. Miała zdolność budzenia zachwytu, emocji, seksualnych skojarzeń. Ale co było, gdy światła gasły? Sądzę, że jest coś takiego jak ślepa uliczka seksapilu. Można go opierać na walorach, ale wtedy on się wyczerpuje wraz z nimi. Jeśli na przykład uważamy, że nasza kobiecość to seksualna atrakcyjność, to koło pięćdziesiątki powiemy, że stałyśmy się niewidzialne dla mężczyzn. Jak to więc jest, że Kora czy Beata Tyszkiewicz były nadal widzialne? Nie przestały być kobietami po pięćdziesiątce i umiały to pokazać. Miały energię i zadowolenie z tego, kim są.

Czyli seksapil to coś innego niż atrakcyjność seksualna i umiejętność budzenia seksualnego zainteresowania.

Może ten przedrostek „seks” wprowadza nas w błąd, jednak pamiętajmy, że seks – znaczy płeć. Seksapil nie jest energią związaną z seksualnością, tylko z życiem. To ochota, by żyć. Biec, jeść, kochać. Nie kalkulacja, jak być seksownym, flirtowanie i uwodzenie. To inny rodzaj emocji, coś więcej niż obietnica erotyczna, raczej zapowiedź dobrych chwil, wspaniale spędzonego czasu, dobrej zabawy. Mam koleżankę, która z całą pewnością ma seksapil – jest pełna naturalnego entuzjazmu, radości życia. Jej urok działa również na kobiety; mimo że jest atrakcyjna, nie mają poczucia, że może uwieść im partnera. Zapewne budzi zainteresowanie erotyczne, jednak przede wszystkim wzbudza przyjemne emocje. Sądzę, że tajemnica seksapilu polega na łatwym nawiązywaniu relacji emocjonalnej z innymi. A to oznacza, że osoby, które mają to coś, są w kontakcie z własnymi emocjami i umieją je ujawniać. Zaczyna się więc od relacji z samą sobą.

 

 

Co może nam w tej relacji pomóc? Taniec?

Na pewno. Podobnie jak każda praca z ciałem. Joga może pomóc odmrozić ciało, gdy w naszych ruchach jest lęk, pośpiech. Warsztaty typu kobiece kręgi, które nastawione są na odsłanianie kobiecości i akceptację emocji. Dobrze robią nam masaże i automasaże, zadbanie o siebie, bo zdarza się, że nasz seksapil jest po prostu przysypany codziennością i tylko prześwituje spod dresów albo w drodze z pracy do pracy. Nawet weekend w spa może pomóc, żeby poczuć się bardziej kobietą.

A warsztaty uwodzenia?

Nie, to pomyłka. Jako seksuolog poznałam co prawda głównie mężczyzn, którzy na nie chodzili, ale myślę, że z nami jest tak samo. Takie warsztaty koncentrują się na technikach podrywania. To są umiejętności na pierwszą randkę: jak podejść, zagadać. I co dalej? Takie techniki nie uczą nas, jak się otworzyć przed drugim człowiekiem, jak uwierzyć, że jestem w stanie kogoś sobą zainteresować, jak wejść w kontakt z własnym ciałem. To sztuczki.

Czy seksapil w ogóle można udawać?

Można. Techniki uwodzenia można opanować. Ale wiąże się z tym niebezpieczeństwo niespełnionej obietnicy. Uwodziciele pokazują energię, apetyt na życie. Ale od święta. Przychodzi poniedziałek i gra skończona. Okienko się zamyka, brakuje emocji na codzienny kontakt. Miałam wśród pacjentek piękne kobiety, które potrafiły uwodzić, jednak nie umiały odnawiać kontaktu emocjonalnego, być w nim na co dzień. Nie do końca lubiły siebie, wciąż zastanawiały się, jak są odbierane – nawet w łóżku. Kiedy nie odpuszczamy kontroli, skupiamy się na swoim wyglądzie i zachowaniu, nie możemy czerpać radości z seksu, z kontaktu z innymi, nie możemy go doświadczać.

Byłabym za tym, by dociekać, co takiego się stało, że mamy kłopot z kontaktem z własnymi emocjami, z własną kobiecością. Istnieją techniki terapeutyczne nastawione na przepracowanie doświadczeń w ciele, na przykład metoda Alexandra Lowena albo Somatic Experience Petera Levine’a. Dzięki nim zyskujemy wgląd, rozeznanie w sobie. A jednocześnie tracimy sztywność, uwalniamy emocje. Zaczynamy rozumieć, że nie musimy nic udowadniać. Jesteśmy kobietami i dobrze nam z tym. Nabieramy apetytu na życie.

Zwykle myślimy o seksapilu w kontekście prywatnym, a tymczasem naukowcy z Londyńskiej Szkoły Ekonomii i Nauk Politycznych nazywają go kapitałem na rynku pracy. Może być równie ważny jak kwalifikacje i wykształcenie?

Myślę, że może być równie skuteczny. Są osoby, które korzystają z niego w biznesie, polityce czy zwyczajnie w pracy. Dobrze się czujemy w ich towarzystwie, są pełne życia, mają pasję, entuzjazm. Ale nasuwa mi się pytanie: czy to jest każdemu potrzebne? Seksapil może być cenną wartością dodaną, która poprawia jakość życia wśród ludzi. Ale można być szczęśliwym bez seksapilu. Powiem więcej: możemy uważać, że nam przeszkadza, odwraca uwagę od naszego profesjonalizmu. Znam relacje sportsmenek, które nie chcą być postrzegane jako osoby seksowne. Oraz kobiet pracujących w zespołach mężczyzn, które chcą być postrzegane na równi z nimi, żeby nie było wątpliwości, czemu zawdzięczają swoje stanowisko. To dotyczy również kobiet w policji czy armii. Ważniejsze od seksapilu jest to, czy czujemy się spełnione, czy to, co robimy, daje nam radość. Wtedy nawet pachniemy inaczej. Hormony wpływają na nasz zapach, wydzielają się w skórze. Endorfiny pachną piękniej niż kortyzol, hormon stresu. Dlatego warto być szczęśliwym człowiekiem.

Joanna Twardo- -Kamińska Psycholożka, psychoterapeutka, seksuolożka, przyjmuje pacjentów na blizej-siebie.com

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również