Portret

Szlachetna uroda Elżbiety Barszczewskiej przyniosła jej rolę w Znachorze. Po wojnie okazała się ciężarem

Szlachetna uroda Elżbiety Barszczewskiej przyniosła jej rolę w Znachorze. Po wojnie okazała się ciężarem
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nowa ekranizacja "Znachora" to przebój Netflixa. Pierwsza, przedwojenna, wywołała euforię i zainicjowała karierę Elżbiety Barszczewskiej. Po premierze pisano o niej: "słowiański ideał urody", "słodycz i szlachetność". "Coś tak delikatnego, że człowiek ogląda i myśli: Boże, żeby to się nie stłukło!", zachwycał się Ignacy Gogolewski. Nie stłukło się. Mimo trudnego losu, lat w konspiracji i prób artystycznego zdegradowania jej po wojnie. Przedwojenna gwiazda okazała się mocną kobietą.

Elżbieta Maria Barszczewska ma wielkie błękitne oczy, jasne warkocze. Śliczna maturzystka zdaje egzamin z polskiego. Temat: Słowacki. Recytuje poezję wieszcza. Komisja z warszawskiego Gimnazjum Marii Konopnickiej zachwycona. Gratulując Elżuni Barszczewskiej świetnej oceny, wróżą jej sławę na scenie prawdziwego teatru. To jej marzenie. Ale ciotka Wanda, aktorka, przestrzega przed niepewnym losem artystki – rywalizacją, plotkami. Elżbieta się waha: może wybrać karierę w polityce? Druga ciotka Barszczewska, Jadwiga, reformatorka szkolnictwa, pracuje w ministerstwie. Jest rok 1931, kobiety mają prawa wyborcze, kilka jest w parlamencie. Ela składa papiery na wydział Nauk Politycznych i do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Oba egzaminy zdaje. Wybiera teatr. Czuje, że ma w sobie energię, której nie wyrazi w polityce. „Chcę żyć więcej niż jeden raz!” – oznajmia rodzinie. A plotki, zawiść środowiskowa, skandale? Zna to od dzieciństwa. Już jej narodziny były skandalem towarzyskim i rodzinnym. 

Narodzinom Elżbiety Barszczewskiej towarzyszył skandal

Listopad 1913, Warszawa. Trzydziestoletnia panna Maria Szumska rodzi córkę. Ojcem jest Witold Barszczewski, przedsiębiorca, człowiek żonaty. Skandal potężny, rodzina nie chce znać Marysi. Witold nie dostaje zgody na rozwód, ale daje córce nazwisko, tyle może: prawo pozwala uznać nieślubne dzieci, gdy nie ma ich w małżeństwie. Zatem: Elżbieta Maria Barszczewska. Szumska postanawia wychować dziewczynkę sama, choć trudno jej walczyć z ostracyzmem. Wybucha wojna. Witold idzie na front. Szumscy wobec światowego kataklizmu kruszeją i przyjmują córkę z wnuczką pod swój dach. Elżunia wychowuje się w kręgu stanowczych kobiet: mocna babcia Florentyna, sławne ciotki: Maria Dąbrowska – pisarka, Wanda Barszczewska – aktorka. Matka też uparta i honorowa. Kiedy po wojnie Witold wreszcie się rozwodzi i proponuje małżeństwo, odmawia. Woli zostać kobietą samodzielną. Obyczaje w odzyskanej ojczyźnie nieco się luzują, ale i tak Ela ma samotne, trudne dzieciństwo. Piętno nieślubnego dziecka powoduje, że krewni traktują ją chłodno. Dorasta z poczuciem odrzucenia. Może dlatego tak pragnie być podziwiana i akceptowana. Chce być kimś innym, „mieć wiele wcieleń”. Z pasją studiuje aktorstwo.

Elżbieta Barszczewska i Marian Wyrzykowski: Mistrz i uczennica

Aula w akademii PIST, wykład Leona Schillera z reżyserii. Panna Barszczewska zwraca uwagę na przystojnego słuchacza, wydaje się sporo starszy. I jest, o całe dziewięć lat. Marian Wyrzykowski, aktor z ambicjami reżyserskimi. Podoba się Elżbiecie, choć mógłby mieć kilka centymetrów wzrostu więcej. Elżbieta jest wysoka, na scenie to atut. Dostrzega ją dyrektor Teatru Polskiego, Szyfman. Akurat wystawia "Sen nocy letniej", proponuje jej debiutancką rolę Heleny! Niespodzianka na próbie: ma z nią grać przystojniak z wykładów, dostał rolę w zastępstwie. Zachwyca się koleżanką bardziej niż reżyser. Ona dowiaduje się, że jest żonaty. Schiller na boku mówi mu: „zrób coś z tą kobietą, przecież ona nic nie umie!”. Marian chętnie podejmuje się roli nauczyciela. Amanta też – na scenie i w życiu. O względy Barszczewskiej stara się również Jan Kreczmar, też żonaty. Elżbieta nie chce powtarzać losu matki. Kreczmara odrzuca, ale Marian ma większy dar przekonywania. W końcu staje się jej kochankiem i mistrzem. Jej talent wybucha.

Wpływowa ciotka Maria Dąbrowska uznaje "Sen nocy letniej" w reżyserii Schillera za wyjątkowo słaby, ale „gra Elżuni – świetna!” – wyrokuje. Wielu tak myśli – sypią się propozycje kolejnych ról od znakomitych reżyserów: poza Schillerem Zelwerowicz, Węgierko. Elżbieta Barszczewska staje się pożądanym nazwiskiem na afiszu. Uosabia typ romantycznej kobiety anioła. Jest ładna i wrażliwa. Ma sceniczną charyzmę. Akurat tego potrzebują warszawiacy w latach trzydziestych. Mówią o niej: ideał kobiety! Nazywają ją Królową Serc. 

Elżbieta Maria Barszczewska w "Znachorze". Ta rola przyniosła jej sławę

W roku 1934 widzowie kin zaśmiewają się, oglądając perypetie bohaterów komedii "Co mój mąż robi w nocy…" Mało kto zauważa bohaterkę tła – dziewczynę, która tańczy fokstrota na dansingu. Nawet nie wymieniono jej nazwiska w czołówce. To nic, ważne, że zauważył ją filmowiec Juliusz Gardan, który przygotowuje dźwiękową wersję "Trędowatej" według powieści Heleny Mniszkówny. Proponuje Barszczewskiej główną rolę – Stefci Rudeckiej. U jej boku, jako ordynat Michorowski, ulubieniec dam Franciszek Brodniewicz. Na film walą tłumy. „Smosarska zdetronizowana”, krzyczą nagłówki w gazetach. Od tej premiery chodzi się do kina nie na Negri czy Eichlerównę, ale na Barszczewską. „Olśniewająca!” – mówią o niej, „najpiękniejsza warszawianka!”. Spełnia się marzenie Elżbiety, by grać postacie literackie: w "Dziewczętach z Nowolipek" Gojawiczyńskiej gra Bronkę, w "Granicy" Nałkowskiej – Elżbietę. Ale furorę robi jako żona i córka doktora Wilczura w pierwszej ekranizacji "Znachora" według powieści Dołęgi-Mostowicza. Film jest sukcesem kasowym, reżyser Michał Waszyński kręci więc kontynuację: "Profesora Wilczura". Marysia Wilczurówna, zakochana w hrabim Czyńskim, i Beata, jej matka – obie grane przez Barszczewską – to role, które przechodzą do historii kina.

Pół wieku później w "Znachorze" reżyserowanym przez Jerzego Hoffmana Wilczurównę zagra Anna Dymna. A w niedawnej produkcji Netfliksa Maria Kowalska. Obie musiały zmierzyć się z mitem Elżbiety Barszczewskiej.

Elżbieta Barszczewska i Marian Wyrzykowski: Romans w konspiracji

Rok 1939 zastaje ją u szczytu sławy, ma zaledwie 25 lat i już 12 ról filmowych za sobą. Powstaje ekranizacja "Nad Niemnem", w której gra Justynę Orzelską. Premiera zaplanowana na 5 września. Dziejowy pech, widzowie nigdy nie zobaczą tego filmu, spłonie podczas wojny. Okupacja zmienia wszystko. Niemcy przejmują teatry i kina. Barszczewska odmawia gry dla wroga, jak wiele koleżanek zamienia się w kelnerkę w kawiarniach "U Aktorek" i  "Cafe Bodo". Wyrzykowski też tu pracuje, działają w konspiracji. Urządzają koncerty w szkołach, polskie wieczory poetyckie w prywatnych mieszkaniach. Marian reżyseruje Irydiona Krasińskiego, Elżbieta gra w jego spektaklu. Grozi za to obóz albo śmierć. Boją się, jak wszyscy, ale wybrali walkę. To wzmacnia ich miłość. Zamieszkują razem przy ulicy Chocimskiej, nieopodal antykwariatu. Starodruki są pasją Elżbiety, zbiera dawne księgi. Widzi w nich symbol innego świata, lepszego niż terror za oknem. Warszawę obiega wieść o zamachu na kolaboranta, aktora Igo Syma. Zlikwidowany z rozkazu polskiego podziemia, strzałem prosto w serce. Niemcy szaleją z wściekłości, był ich ulubieńcem. Następują aresztowania w środowisku aktorskim. Elżbieta Barszczewska i Marian Wyrzykowski figurują na liście podejrzanych o udział w spisku. Więzienie, przesłuchania, groźba obozu. Oboje mają szczęście, brak dowodów, wracają do domu. W sierpniu czterdziestego czwartego Marian idzie do powstania. Walczy w Śródmieściu, ma pseudonim „Żuk”. Po klęsce razem z Elżbietą wychodzą z miasta z cywilami, trafiają do przejściowego obozu w Pruszkowie. Uciekają, ale los ich rozdziela. On pracuje jako barman w Podkowie Leśnej, ona jedzie do Łodzi, tu zastaje ją koniec wojny. Warszawa zburzona. Teraz Łódź jest przystanią aktorów, tu wznawiają pracę teatry, odradza się artystyczne życie. Ale gdy rozchodzi się wieść, że wojsko rozminowało stolicę, ludzie wracają: przeładowanymi pociągami, furmankami, pieszo. Dyrektor Teatru Polskiego Arnold Szyfman przeżył wojnę i jedzie do Łodzi po aktorów. Specjalna ciężarówka wiezie do Warszawy artystyczną ferajnę. Jest i Wyrzykowski, uzyskał wreszcie rozwód. Prosi Elżbietę o rękę. Biorą ślub, zamiast wesela herbata w kawiarni z przyjaciółmi, po czym pędzą do pracy: on do radia, ona na próby. 

Elżbieta Barszczewska i Julian Wyrzykowski: Syn aktorów dostał imię na cześć pierwszej powojennej premiery

17 stycznia 1946. Znamienna data, mija rok od wyzwolenia. Warszawa jest morzem ruin, powoli wyłaniają się z nich budynki. Wieczorem wielka premiera: Teatr Polski, pierwszy odbudowany, zaprasza! "Lilla Weneda" w reżyserii Osterwy. W roli córki Derwida – Barszczewska! Bilety wyprzedane do dna. Tego wieczoru w Teatrze Polskim rozgrywa się coś więcej niż premiera. Dramat Słowackiego o cierpieniu narodu porusza czułe struny widowni. Każdy kogoś stracił, odczuł grozę wojny. Ludzie płaczą, wstają z owacją, to manifestacja patriotyczna. Tragedię Wenedów odczytują jako klęskę powstania. Czują się narodem, który nie dał się zniewolić. Warszawa powstająca z popiołów ma dla nich twarz Elżbiety Barszczewskiej. A ona jest w ciąży. Syn rodzi się w czerwcu tego samego roku. Dostaje imię Juliusz – na cześć Słowackiego i Osterwy. Rodzice przynoszą kilkutygodniowe niemowlę do teatru, owijają Julka w kurtynę. Rytuał ma zapewnić sukces na artystycznej drodze. I Julek Wyrzykowski zostanie aktorem, już jako dziecko zagra Króla Maciusia Pierwszego. Wychowuje się wśród artystów w kamienicy przy Szucha 11. Cały pion zajmują rodziny aktorskie: Zelwerowiczowie, Romanówna, Broniszówna, Kreczmarowie i Wyrzykowscy. Wiodą wesołe życie towarzyskie. Brydże i zakrapiane imprezy. Ela Wyrzykowska jest wyjątkowa: nie pije, nie pali. Tworzą z Marianem dobre, ale trudne małżeństwo. Mają różne charaktery, kłócą się gorąco. Elżbieta, choć znajomi mówią o niej „porcelanowe cacko”, potrafi tupnąć nogą i wykrzyczeć, co myśli. Wie jednak, że nie mogłaby żyć z kimś innym, łączy ich teatr. Zaproszeń do filmu już nie dostaje. Jej uroda nie pasuje do ról robotnic i proletariuszek.

Nie ubolewa nad tym, scena to jej żywioł. Jej wystarcza. Julek najczęściej widzi matkę za górą książek, otoczoną stertą zeszytów i notatek. Drobiazgowo analizuje każdą kwestię, sprawdza w oryginałach prawidłowość tłumaczeń, realia epoki. Zna francuski, włoski. Przepisuje teksty własną ręką, wtedy są jej bliższe. Spokojna i perfekcyjna na scenie, w życiu jest impulsywna, spontaniczna: jak je, to je, jak gotuje, to gotuje. Z rozmachem. Dba o więzy rodzinne, urządza spotkania krewnych. Zawsze elegancka, chociaż bez ekstrawagancji. Nie maluje się. I wszędzie nosi ciemne okulary, żeby nikt jej nie poznał. Wciąż jest sławna. 

Elżbieta Barszczewska: Rywalizacja z Niną Andrycz i polityka blokują jej karierę

Próby do spektaklu Słowackiego. Elżbieta Barszczewska i Władysław Hańcza grają zakochanych. Na scenie dzieje się coś dziwnego. Emocje kipią, fikcja zaczyna mieszać się z prawdą. Elżbieta zmieszana zbiega ze sceny. Zna Władysława od dawna, zawsze byli przyjaciółmi. Hańcza jest żonaty z Basią Ludwiżanką, pracuje też z Marianem. A jednak płomienny romans wybucha. Warszawa huczy od plotek o Hańczy i Barszczewskiej. Elżbieta dokonuje wyboru: przecina romans, uznaje go za błąd, wraca do męża. Ocaliła małżeństwo, ale kolejna wiadomość zwala ją z nóg: pierwsza żona Mariana, Czesława Szurszewska, popełniła samobójstwo. Elżbieta czuje się winna, wyrzuty sumienia będą ją prześladować do końca życia. W teatrze też ma gorszy czas. Największą jej rywalką jest Nina Andrycz. Ich losy splotły się wcześniej. Były na tym samym roku w szkole teatralnej. Apodyktyczna Nina – żywioł, seksapil, przeciwieństwo delikatnej Barszczewskiej – jest żoną premiera Cyrankiewicza. Dostaje lepsze role, teatr nie jest odporny na politykę. Choć w "Marii Stuart" to Barszczewska zagra tytułową królową. Gdy na próbie generalnej zahacza obcasem o kable i przewraca się na scenie, Nina drwi: „Pomocy! Kobieta upadła!”. Premiera to triumf. Aktorzy wychodzą do widowni, przedostatnia Andrycz – dostaje gromkie brawa. Ale gdy ostatnia pojawia się Barszczewska, salę ogarnia euforia. Niekończące się owacje na stojąco, kwiaty, łzy. Dyrektor natychmiast dostaje wezwanie na dywanik do Komitetu Partii.

Musi zmienić obsadę, Barszczewska nie jest mile widziana. Aktorka gorycz odnotowuje we wspomnieniach: „Cofam się, jestem bez pracy”, panikuje. Los się odwraca, jest rok 1976, zmieniają się czasy. Barszczewska uważa, że sztuka ma wpływ na rzeczywistość. Angażuje się w ruch Solidarności, podpisuje List ’64 apelujący do władz komunistycznych o dialog ze strajkującymi. Wciąż pracuje, często razem z mężem. Nazywa go swoim Żukiem, tylko oni wiedzą dlaczego, o powstaniu wciąż nie mówi się głośno. Marian kupuje żonie specjalny zeszyt na pamiętnik, zamieszcza dedykację: „Mojej kochanej Elżuni, stary – młody Żuk”. Kiedy umiera w roku 1970, Elżbieta napisze obok: „Spośród mężczyzn, którzy ofiarowali mi swoje namiętne czy głębokie uczucie, gdybym mogła na nowo wybierać, wybrałabym Mariana. Kocham go i właśnie on, nikt inny, miał być ojcem mojego syna Jula”. Sama czuje się coraz gorzej. Żegna się z widzami rolą wielkiej Sarah Bernhardt w spektaklu "Wspomnienie". Cytuje w radiu wiersz Gałczyńskiego: „Jesteśmy w pół drogi, droga biegnie z nami bez wytchnienia. Chciałbym i mój ślad na tej drodze ocalić od zapomnienia”. Próbuje pisać, niestety, wyniszcza ją już choroba Alzheimera.

Elżbieta Barszczewska zmarła w 1987 roku. Dzisiaj pamiętamy ją głównie z kadrów starego kina. Nowa ekranizacja "Znachora" przypomniała, że prawie sto lat temu to ona zagrała główne role kobiece w tym filmie. „Była piękna, dawała ludziom piękno, żyła pięknie”, tak pożegnał ją Andrzej Łapicki.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 01/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również