Pielęgnacja

"Myślałam, że w moim wieku trzeba pogodzić się z suchą, zmęczoną skórą. Dziś mam cerę 30-latki"

"Myślałam, że w moim wieku trzeba pogodzić się z suchą, zmęczoną skórą. Dziś mam cerę 30-latki"
Fot. Agencja 123 rf

Kiedy wreszcie wyrosłam z trądziku, pomyślałam: Żegnajcie na zawsze problemy skórne! Ta niesamowita ulga i radość towarzyszyły mi do 43. roku życia. I nagle coś się wydarzyło. Hmmm nie nagle, nie z dnia na dzień. Pamiętam, że to była zima a ja co kilka dni patrzyłam w lustro z niedowierzaniem. Znowu ściągnięta skóra, kolejny raz matowa…

Zastanawiałam się usilnie, czy poprzedniego dnia jadłam coś lub piłam, co mogło to wywołać? Przypominałam sobie ile przespałam godzin. Szukałam przyczyny w pogodzie, diecie i śnie. I kiedy tak kolejny tydzień mówiłam do siebie przed lustrem, wreszcie mój mąż pomógł mi rozwiązać ten dylemat. „A może to PESEL?”, uśmiechnął się nieśmiało.

Pierwsze próby na własną rękę

Najpierw dostał ręcznikiem przez głowę, potem jednak nastąpiła chwila na refleksję. A może ma rację? Może naprawdę coś się zmienia z wiekiem? Dziś chce mi się z tamtych myśli śmiać, ale wtedy poczułam dławiące przerażenie i pobiegłam do drogerii. Zakupiłam natychmiast trzy różne kremy do cery dojrzałej, serum, kilka maseczek i zaczęłam aplikację. Niestety aby nadać szybszy bieg magicznemu działaniu odmładzających kremów rano nakładałam pierwszy, w porze obiadu drugi, a na wieczór trzeci. I serum. Także trzy razy dziennie. Nie skończyło się to dobrze.

Po pięciu dniach kremowego szaleństwa obudziłam się ze swędzeniem skóry na policzkach i szyi. Skóra wokół oczu była zaczerwieniona, a na jej powierzchni zauważyłam niewielkie grudki. Nerwowo je podrapałam i efekt był jeszcze gorszy. Kolejnego dnia skóra zrobiła się sucha i zaczęła się łuszczyć. Trzeciego dnia pobiegłam do dermatologa, który z politowaniem wysłuchał mojej opowieści o kremowej walce o młodość. Podsumował mnie starą, mądrą sentencją: „Co nagle to po diable” i wytłumaczył, jak rozsądnie podejść do pielęgnacji dojrzałej skóry i nie zrobić sobie krzywdy.

 

Jednak porada specjalisty

„Po pierwsze nowe składniki aktywne i nowe kosmetyki wprowadzamy pojedynczo, powoli i obserwując ich wpływ na skórę kilka tygodni”, tłumaczył. Okazało się, że aplikując wszystko naraz nałożyłam na skórę bombę zegarową, w której pomieszałam składniki aktywne w absolutnie nieodpowiednich proporcjach. Lekarz nakazał mi odstawić wszystko aż do zagojenia zmian i podpowiedział jak pielęgnować dojrzałą skórę, by nie traciła blasku i nawilżenia.

Codzienne rytuały

Dziś mój rytuał jest prosty, ale konsekwentny. Zaczynam poranek od szklanki ciepłej wody, a następnie myję twarz delikatną emulsją nawilżającą. Potem zawsze pamiętam o tonizacji twarzy. W ciepłe dni nakładam krem z filtrem 50 SPF. Zimą zwykle z 30 SPF. Staram się pamiętać o krótkim masażu twarzy. Rano kilkoma poznanymi na YouTubie ruchami rozmasowuję czoło. Od czasu przygody z uczuleniem na kilka kremów naraz nie łączę różnych marek. Emulsja, tonik i krem są z jednej linii. To moja nauczka, by nie łączyć składników aktywnych według własnego widzimisię.

 

Woda i masaże

Kolejną ważną zasadą jest nawilżanie od środka. Pobrałam na telefon aplikację przypominająca mi o piciu wody. Niestety, jeśli mało pijemy, skóry nie uratuje najlepszy nawet krem. Wieczorem zmywam makijaż delikatną emulsją, jednocześnie masując twarz i tym razem skupiam się na owalu. Przy takim masażu zawsze wykonuje się ruchy od dołu do góry, podciągając skórę w przeciwnym kierunku do grawitacji. Można robić to dłońmi, lub jeżykami do masażu albo płytką gua sha. Po tonizacji nakładam krem na noc. Zawsze pamiętam także o szyi. Ograniczyłam ilość używanych kosmetyków do tych kilku sprawdzonych, z jednej linii.

Sezonowe nawyki

Jesienią zwykle na miesiąc lub dwa wprowadzam kurację retinolem, zawsze pamiętając o ochronie przeciwsłonecznej. Latem z kolei do porannej pielęgnacji dokładam, na kilka tygodni, serum z witaminą C. Ma ono silne właściwości antyoksydacyjne i dermatolog doradził stosowanie go w duecie z preparatem przeciwsłonecznym. Zwykle używam także specjalnego kremu pod oczy. Zdarza mi się jednak, że zapomnę go kupić i wtedy używam kremu na dzień. To lekkie wyłamanie z zaleceń, ale akurat moja skóra dobrze znosi ten mały grzech. Najważniejsze, że nie dublują się składniki aktywne z różnych produktów i nie pojawiają się odczyny alergiczne. Twarz zyskała więcej blasku i zupełnie nie czuję, by była ściągnięta.

 

PESEL? Jaki PESEL?

Taką pielęgnację stosuję już od kilku lat. Oczywiście widzę delikatne zmarszczki na skórze, ale dodają mi tylko uroku. Takie drobne linie na wypielęgnowanej i gładkiej skórze nie dodają lat. Nie łatwo było mi przyzwyczaić się do picia wody. Jednak z czasem udało się zwiększyć jej ilość. I to już sukces. Dziś nie reaguję histerycznym zachwytem na opowieści koleżanek na temat nowych kosmetycznych odkryć. Moja droga do pięknej skóry jest prosta i prawie minimalistyczna. Ale daje mi najważniejsze: pewność, że sobie nie zaszkodzę. A mąż od tamtej pory już więcej nie żartował z mojego PESELu. Co więcej, podkrada mi kosmetyki.  

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również