Wywiad

Gabriela Muskała: "Coś długo trzymało mnie się w ryzach. Zbuntowałam się dopiero przed czterdziestką"

Gabriela Muskała: "Coś długo trzymało mnie się w ryzach. Zbuntowałam się dopiero przed czterdziestką"
Fot. AKPA

Nowe doświadczenia nadają życiu Gabrieli Muskały sens, rozwijają odwagę. Dlatego nie chce być poprawna, przewidywalna. „Te słowa uwierają w gardle jak ość!”, mówi. Gabriela Muskała inspiracji do eksperymentów szuka w opowieściach o kobietach w rodzinie. Daje im nowe życie w sztukach, które pisze z siostrą. Czasem z zachwytem odkrywa, że ma wspólne z nimi cechy. Kiedy indziej buntuje się wobec ich wyborów. Jej ulubione słowo? Przekora!

Gabriela Muskała mówi o sobie: wieczna debiutantka. Mając 17 lat, wystąpiła w zespole amatorskim. 21 – gdy zagrała w profesjonalnym teatrze Anię z Zielonego Wzgórza. Po trzydziestce debiutowała jako autorka sztuk, a w wieku 48 lat jako reżyserka spektaklu, do którego scenariusz napisała z siostrą. Rok później stworzyła pierwszy scenariusz filmowy. Nakręcona na jego podstawie "Fuga" była głośno komentowana i nagradzana. Premierę miała w... Cannes. Teraz Gabriela Muskała debiutuje jako reżyserka filmowa. I to z przytupem. Jej film "Błazny" był pokazywany na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Dlaczego aktorstwo jej nie wystarcza? – Aktor zawsze jedynie interpretuje czyjeś teksty. Mówi się nawet, że ma w głowie więcej cudzych myśli niż własnych – tłumaczy Muskała. – Zaczęłam pisać i reżyserować, żeby wypowiadać się własnym głosem. Bez autocenzury. O to mi chodzi również w życiu.

Gabriela Muskała: O scenariuszu do filmu "Fuga" i pierwszym reżyserowanym filmie "Błazny"

Twój STYL: Sprawiasz wrażenie panienki z  dobrego domu, ale mówią, że jesteś zadziorna i niepokorna. Jaka więc naprawdę jesteś – grzeczna czy niegrzeczna?

Gabriela Muskała: Ani grzeczna, ani niegrzeczna, choć bywam i  taka, i  taka. Ale nie lubię dookreślać się konkretnymi przymiotnikami. Z  tych, które wymieniłaś, najbliżej jest mi do słowa „niepokorna”. Brak pokory odczuwam przede wszystkim wobec własnych słabości. To z niezgody na to, jak bardzo przeszkadzają mi w życiu, powstał mój pierwszy scenariusz do filmu "Fuga". Historia o  kobiecie, która zapomina siebie, dzięki czemu potrafi zbuntować się wobec obowiązujących norm. Testuje granice tego, co możliwe, kwestionuje cudze oczekiwania na swój temat i drogo za to płaci. Od dziecka jesteśmy przyuczani do pokory wobec wszechwiedzących dorosłych. W praktyce oznacza to kneblowanie naszej osobowości. Żadne dziecko nie ma w naturze posłuszeństwa. Gdy mówi „nie chcę”, wyraża swoje potrzeby, buduje swój charakter. Bunt jest konieczny do rozwoju, kształtowania osobowości, odrębności. A my własne dzieci za to strofujemy. Mój film "Błazny" też trochę opowiada o buncie, tym razem młodych artystów. O dojrzewaniu studentów aktorstwa do niezależności twórczej, do wyjścia na niepodległość ze schematu: Bóg–profesor czy Bóg–reżyser oraz ja–studentka/student bez dorobku i bez prawa do powiedzenia: „A ja myślę inaczej”.

Gabriela Muskała o wieku: "Zbuntowałam się dopiero… przed czterdziestką"

To mówi dojrzała Gabriela, która ma odwagę i siłę wyrażać swój bunt. Ale nie zawsze tak było. Na co mała Gabrysia nie mogła sobie pozwolić?

Wychowałam się w czasach, kiedy często powtarzało się „dzieci i ryby głosu nie mają”. Tata był wymagający i wpajał w nas ambicje. Czwórka z klasówki go nie zadowalała. W szkole z kolei chodziliśmy pod dyktando apodyktycznego dyrektora, który powtarzał na szkolnych apelach: „Na korytarzach obowiązuje ruch prawostronny w  celu uniknięcia niebezpiecznych kolizji”. Ale nie byłam potulną uczennicą, jaką zagrałam później u Marka Koterskiego w filmie "Siedem uczuć". Pan od matematyki uciszył nas kiedyś słowami: „Z ławki, w której siedzi Muskała, promieniuje na całą klasę zaraza nieposłuszeństwa”. W trzeciej klasie liceum zrobiłam coś, co wymagało odwagi, bo narażało mnie na gniew taty. Podrobiłam jego podpis: „Usprawiedliwiam nieobecność córki na zajęciach z biologii, ponieważ musiała wziąć tabletkę na ból głowy działającą nasennie”. I poszłam na wagary. W domu jednak o buncie nie było mowy, coś długo trzymało mnie w ryzach. Zbuntowałam się dopiero… przed czterdziestką.

Co się wtedy zadziało?

Podczas terapii odkryłam, że z domu, poza tzw. dobrym wychowaniem, wyniosłam też naiwność – wszystko i wszystkich upiększałam i usprawiedliwiałam. Trochę brakowało mi kontaktu z rzeczywistością, co może w aktorstwie pomagało, ale w życiu było dużym ciężarem. Chciałam widzieć świat przez różowe okulary. Trochę jak Zuza, którą gram w spektaklu "Same plusy". I tak jak Zuzi różowe okulary nagle spadły mi z oczu. Dużo dała mi poważna, tzw. rozliczeniowa, rozmowa z rodzicami po terapii. Była potrzebna zarówno im, jak i mnie. Bardzo oczyszczająca. Różowe okulary i płynące z młodzieńczych marzeń naiwne wyobrażenie o zawodzie noszą też wszyscy studenci, którzy co roku zdają egzaminy do szkół aktorskich. Zderzenie z tym zawodem bywa brutalne, jeśli nie wynosi się z domu asertywności, w którą każde dziecko powinni wyposażyć rodzice. A także jeśli jako młodzi artyści nie zaakceptujemy tego, że nie zawsze musimy być piękni, uprzejmi i uśmiechnięci. Mamy prawo być też brzydcy, wkurzeni i smutni.

Cały wywiad można przeczytać w grudniowym wydaniu Twojego STYLu.

okladka bez kodu TS12_2023 RGB

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 12/2023
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również