Wywiad

Kasper Bajon o surfowaniu, byciu kowalem własnego losu i zaglądaniu ludziom w okna. Wywiad PANI

Kasper Bajon o surfowaniu, byciu kowalem własnego losu i zaglądaniu ludziom w okna. Wywiad PANI
Fot. East News

Kasper Bajon czas dzieli między Warszawę i jedną z Wysp Kanaryjskich, Fuerteventurę. A swoje uzdolnienia między literaturę i kino. Uwielbia pustkę, gapienie się w morze oraz surfowanie. Kim jest Kasper Bajon, jeden z najciekawszych polskich scenarzystów,?

Przypominamy wywiad opublikowany w magazynie  PANI w sierpniu 2021 roku.

Kim jest Kasper Bajon?

Kasper Bajona -  Rocznik 1983. Pisarz, scenarzysta, poeta, filmowiec. Studiował w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Wydał trzy powieści i trzy tomy poetyckie. Za książkę „Fuerte” był nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Jego debiutancki film „Via Carpatia” (2018), który współreżyserował z żoną Klarą Kochańską, prezentowano na polskich i światowych festiwalach filmowych. Jest autorem scenariuszy seriali: „Rojst”, „Rojst ’97” i „Wielka woda”. Mieszka z rodziną w El Cotillo na Fuerteventurze.

PANI: W serialu „Rojst”, którego scenariusz napisałeś z Janem Holoubkiem, a on go wyreżyserował, udało wam się wiarygodnie oddać nastrój lat 80. Drugi sezon – „Rojst ’97”, dzieje się już w latach, które pamiętacie.

KASPER BAJON: Nasza wiedza o latach 80. była przefiltrowana przez kulturę i opowieści naszych bliskich. „Rojst ’97”, który rozgrywa się po 13 latach, stanowi już rzeczywiście rozliczenie z naszą pamięcią. Lata 90. to w Polsce ciekawy moment, czas nie tylko dzikiego kapitalizmu, ale także pomieszania wszystkiego ze wszystkim. Może dlatego obaj dobrze się czujemy w eklektycznej estetyce. Wzrastaliśmy w czasach, w których wysoka kultura mieszała się z niską, rodził się hip-hop, ale także disco polo, ludzie budowali dworki, ale powstawała nowoczesna polska architektura, jedni robili ogromne pieniądze, a inni poświęcali się sztuce. Uważam, że to jest walor naszego pokolenia – umiemy swobodnie czerpać z różnych źródeł. Paradoksalnie, właśnie dlatego mogliśmy też sięgnąć jeszcze dalej niż doświadczenia naszych ojców – do historii wojennej. Pokazać, jak historia może zmienić indywidualne życie człowieka, a jedna decyzja przekreślić cały późniejszy los. Zależało nam też na tym, żeby wszystkie postacie miały swoje racje i próbowały walczyć o coś, co zaniedbały w przeszłości.

W „Rojście” jest dużo nostalgii. Jak wątek opowiadający o lokalnej gazecie.

Już takich gazet nie ma i pewnie nie będzie. Ten świat się zamyka. Wiele się zmieniło od tamtych czasów. Także relacje międzyludzkie. Pamiętam, że kiedyś łatwiej dogadywali się ludzie z różnych sfer, z odmiennym backgroundem, różnymi doświadczeniami i poglądami. Powiedziałbym, że decydowała o tym kultura podwórek – świata, w którym podziały społeczne niczego nie determinowały. Wychowywałem się na warszawskim Ursynowie. Mieszkali tam wszyscy: profesorowie, robotnicy, artyści, inteligencja, politycy i przyszli biznesmeni – i stanowili wspólnotę. W latach 90. to zaczęło się zmieniać: jedni wyprowadzali się do nowych osiedli, inni zostawali. Zaczął się konstytuować podział, co zamanifestowało się zamkniętymi bramami budowanych wtedy osiedli. Dlatego w „Rojście ’97” bohaterowie również wprowadzają się do nowego osiedla z bramą.

 

 

Kasper Bajon: syn reżysera Filipa Bajona

W tym, co robisz, widać wyraźnie wrażliwość społeczną. A przecież wychowałeś się w świecie przywileju.

Nie ma co ukrywać, tak było. Dzięki ojcu (reżyser Filip Bajon – red.) trafiłem wcześnie na plan filmowy i wiele się dzięki temu nauczyłem. Dzięki mamie natomiast (malarce Katarzynie Gintowt – red.) ze wszystkich sztuk najbardziej cenię malarstwo. Niestety, nie potrafię malować, ale ogromnie mnie ono inspiruje. Thomas Mann powiedział, że pisarze są zawsze artystami niespełnionymi w innej dziedzinie. Mama zaszczepiła też i we mnie, i w moim bracie ogromną wrażliwość na naturę. Ale jednocześnie moi koledzy z ursynowskiego podwórka pochodzili z różnych środowisk. To była szkoła równości. Nasze drogi różnie się potoczyły, ale utrzymuję z nimi kontakt. Wiem, że życie jest cholernie trudne, dlatego wzrusza mnie człowiek wobec tej trudności. Nie nazwałbym się pesymistą, ale jednak patrzę na życie z pewnym smutkiem. Kompletnie nie wierzę w to, że jesteśmy kowalami swojego losu. Nasze życie determinuje tak wiele wypadkowych, na które nie mamy wpływu. Rzadko umiemy trafnie przewidzieć konsekwencje naszego działania. I ta niesprawiedliwość, stanowiąca ogólną zasadę funkcjonowania świata, jest dla mnie przejmująca.

Ta niedoskonałość cię zniechęca?

Przeciwnie. Jak pomyślę o swoich lekturach i fascynacjach, to ona mnie najbardziej inspiruje. Zawsze pociągały mnie wielkie katastrofy. Arcydzieła oglądam, podziwiam, ale nie wzbudzają we mnie takich emocji. Poruszają mnie projekty nieudane, choć zamierzone na arcydzieło. To, że ktoś podjął wielkie ryzyko, włożył w realizację swojego pomysłu mnóstwo pracy, ale poniósł klęskę. Budynki, które skończyły się katastrofami budowlanymi, bo ktoś coś źle obliczył. Niedokończone książki. Sztuka, która zaginęła lub została zniszczona. Filmy, które się nie udały albo nie zostały zrealizowane, jak „Piekło” Clouzota. To, co wycyzelowane, nie tylko mnie onieśmiela, ale także nie mówi czegoś ważnego o świecie. Nawet nie tego, że w życie jest wpisana porażka, ale że świat w jakimś sensie jest porażką. Ta myśl zawarta jest też w „Rojście”. Dlatego doceniam to, że mogę pisać książki, scenariusze, pracować przy filmie, ale doskonale rozumiem, też jak ważne jest, żeby oddać głos tym, którzy go nie mają.

 

 

Kasper Bajon i Klara Kochańska: duet w życiu i pracy

Dlatego wspólnie z reżyserką Klarą Kochańską, twoją żoną, zrealizowaliście film „Via Carpatia”, który porusza temat kryzysu migracyjnego?

To był 2016 i ten problem wydawał nam się – i wydaje – niezwykle ważny, wymagający komentarza. Pomysł na film powstał na gorąco i został zrealizowany w eksperymentalno-łobuzerskich warunkach. Jak opowiadaliśmy potem znajomym, że zrealizowaliśmy film w siedmiu państwach, przewożąc cały sprzęt przez wszystkie granice, nie mogli uwierzyć. Gdy teraz wracam do tego doświadczenia, myślę, że proces, który odbyliśmy w trakcie, jest ważniejszy niż sam film. Zresztą w ogóle uważam, że proces jest istotniejszy od produktu. Ekipę stanowiły trzy małżeństwa i nikt się nie pokłócił, wszystkie małżeństwa wróciły w tej samej konfiguracji. (śmiech) Zżyliśmy się ze sobą. Jak koledzy z wojska, przeżyliśmy coś, co zbliżyło nas na zawsze, nawet jak przez jakiś czas się nie widujemy. Ostatecznie film miał niewielką dystrybucję kinową, ale został doceniony na festiwalach. Ciekawe, gdzie był dobrze odebrany, a gdzie gorzej: podobał się w Niemczech, w Egipcie. Francuzi go świetnie rozumieli. W Macedonii ani w Polsce nie został dobrze przyjęty. Temat naszego filmu – stosunek przedstawicieli klasy średniej do uchodźców – ale też jego niespieszne wykonanie okazały się trudne do przyjęcia dla wielu widzów.

Kasper Bajon znalazł swoje miejsce na ziemi

Od jakiegoś czasu mieszkasz na Fuerteventurze, jednej w Wysp Kanaryjskich. Dlaczego tam?

Odkąd pamiętam – bo kiedyś dużo jeździłem po północnej Afryce – fascynowała mnie pustynia i dobrze się na niej czułem. A Fuerta jest takim kawałkiem pustyni otoczonym oceanem – moją drugą miłością. Ocean też jest w pewnym sensie pustynią. Takie dwie pustki to wszystko, czego potrzebuję. Jak przyjeżdżam do Warszawy, wszystkiego jest dla mnie za dużo, nawet zieleni. Fuerta ma niesamowitą energię. Ale to miejsce zerojedynkowe: albo je akceptujesz kompletnie, albo wcale. Jest trochę dziwna, fascynująca. Zawsze mnie męczyły oficjalne sytuacje, które są częścią naszego życia w Warszawie: spotkania, rozmowy… A na Fuercie jest jak na podwórku. Wszyscy są wymieszani, przyjeżdżają z różnych miejsc, z różnymi historiami. Jednocześnie panuje tam zasada, która mi odpowiada, czyli trzymanie zdrowego dystansu.

Różnorodność powoduje tolerancję?

El Cotillo, miejsce, w którym mieszkamy, jest bardzo tolerancyjne pod każdym względem. W pierwszej części „Rojsta” bohater Witold Wanycz ogląda podczas wizyty u sprzedawczyni z pewexu film pornograficzny. Ten film sami nakręciliśmy na Fuercie i wystąpiliśmy w nim razem z Klarą. Nasi sąsiedzi wiedzieli tylko, że mamy coś wspólnego z filmem. I nagle zobaczyli, że ja, przebrany za hydraulika, pukam do drzwi i otwiera mi kuso ubrana Klara… Do tego Janek Holoubek nie był do końca zadowolony z tego ujęcia, więc wielokrotnie je powtarzaliśmy. W efekcie przez pewien czas sąsiedzi żyli w przekonaniu, że pracujemy w pornobiznesie. (śmiech)

 

 

Kasper Bajon: autor esejów o Fuerteventurze

Napisałeś zbiór esejów o Fuerteventurze. Znalazłeś miejsce, które cię inspiruje?

Miałem poczucie, że korzenie Fuerty są nieopowiedziane, ale także naprawdę pokochałem tę wyspę. Teraz Klara namawia mnie, żebyśmy wybrali się w jakieś nowe miejsce, a ja, jak tylko pobędę tydzień, dwa w Warszawie, zaraz chciałbym wracać na Fuertę. Żyję tam bardzo skromnie. Czytam, pracuję, chodzę na spacery z psem, porozmawiam z panią sklepie. Funkcjonuję na własnych zasadach. Żyjemy w kulturze nadreprezentatywności, z czego jedni lepiej korzystają, inni gorzej. Tam okazało się, że można z tego nadmiaru zrezygnować i to wcale nie boli. Fuerta daje mnie i Klarze jeszcze jedną możliwość – uprawiamy tam sporty wodne, które oboje kochamy. A poza tym mam to po tacie, uwielbiam siedzieć na plaży. Kiedy idę na plażę, uparcie biorę ze sobą książkę, ale nigdy nie udało mi się przeczytać ani jednej strony. Gapię się albo na morze, albo na ludzi. Gdyby to było jakoś materialnie wynagradzane, mógłbym się tylko gapić. Nie mam wielkiej potrzeby rozmawiania ze wszystkimi ludźmi, których widzę. Wystarczy mi, że patrzę na nich i na świat, który się przewala przed moimi oczami.

To chyba tylko fantazja, bo wydaje się, że jesteś dość pracowity.

Pandemia sprzyjała pracy. Lubię spokojnie dłubać swoje rzeczy i nie cierpiałem bardzo z powodu ograniczeń, jakie przyniosła. Niełatwo było mnie wyciągnąć z domu, nawet jak to było możliwe, no chyba że na piwo. W pandemii miałem czas, by zająć się rzeczami, które chodziły mi po głowie, a na które brakowało mi czasu lub samozaparcia. Niedawno ukazała się moja nowa książka „Ideot” – wariacja na temat historii Frankensteina. To opowieść o Claire Clairmont, kochance Shelleya, i jego siostrze Mary Shelley. Historia odsunęła ją na dalszy plan, czyniąc z niej tło dla Byrona, Shelleya i jego siostry, choć w rzeczywistości była najbardziej fascynująca z nich wszystkich. Zaraz zaczynają się też zdjęcia do serialu „Wielka woda”, do którego scenariusz napisałem z Kingą Krzemińską. Reżyserują Jasiek Holoubek i Bartek Ignaciuk. Znowu wracamy w nim do lat 90. i powodzi we Wrocławiu. Tworzymy też nowy scenariusz z Klarą, który ona będzie reżyserować.

Z książki „Fuerte” można się dowiedzieć, że fascynują cię mapy. Sama jakiś czas temu uświadomiłam sobie, że tak jak historię piszą zwycięzcy, tak również oni tworzą mapy. Obraz świata, który mamy wdrukowany od dzieciństwa, jest nieprawdziwy: Afryka jest w rzeczywistości większa, rzeki płyną odwrotnie, niż mogłoby się z map wydawać. Mapa świata, jaką znamy, jest europocentryczna i postkolonialna.

Dokładnie. Mapa jest zawsze metaforą – nie pokazuje świata, tylko to, jak go widzimy, i często jest też realizacją jakichś idei. Pierwsze mapy świata pokazywały tylko, gdzie jest axis mundi, czyli oś świata, i były w sumie tak samo dokładne jak Google Maps. Bo hiperrealizm dzisiejszych obrazów świata wcale nie pokazuje prawdy. Jak miałem 12 lat, byłem z tatą we Florencji i weszliśmy na ogromną wystawę map od późnego średniowiecza do wczesnego baroku. To było dla mnie jedno z życiowych objawień. Zobaczyłem, jak świat stawał się dookreślony, jak tracił na tajemniczości. Dzisiaj mapy satelitarne stały się tak szczegółowe, że ścigana przez nas tajemnica świata ukryła się we wnętrzach budynków i ludzi. Przeczuł to Polański w swoich filmach, „Lokatorze” czy „Rosemary’s Baby”. Dlatego bez względu na to, w jakiej części świata jestem, zawsze przede wszystkim zaglądam ludziom w okna.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również