Wywiad

Katarzyna Żak: "Przestałam się czepiać o drobiazgi. Jak to cudownie poprawia relacje"

Katarzyna Żak: "Przestałam się czepiać o drobiazgi. Jak to cudownie poprawia relacje"
Katarzyna Żak z mężem Cezarym Żakiem
Fot. AKPA

Katarzyna Żak jeszcze niedawno pędziła przez życie, przeglądając się w oczach innych. Czy mnie lubią? Czy im się podobam? Czy jestem wystarczająco dobrą córką, żoną, matką, aktorką? Uzależniła się od tego biegu, ale dziś zwalnia. – Czas poczuć życie – mówi Katarzyna Żak.

Katarzyna Żak nie potrafi parkować tyłem. Przodem też niezbyt jej wychodzi. Koledzy z teatru żartują, że kiedyś nagrają serię filmików pod tytułem: „Jak nie parkować”. Są przekonani, że YouTube by się rozgrzał. Ale za to potrafi przyjechać z drugiego końca Warszawy, by zawieźć przyjaciółkę na rehabilitację. Umyje jej głowę, sprzątnie dom, opróżni kocią kuwetę, zrobi pranie. Rzuci wszystko, by pomóc. I nie oczekuje niczego w zamian. - Kasia przyjaźni się bez wymuszeń, oczekiwań, pretensji - mówi Jolanta Zagórska, przyjaciółka aktorki jeszcze ze szkolnej ławki w Toruniu. - Czasem nie słyszymy się kilka miesięcy, a potem rozmawiamy tak, jakbyśmy widziały się wczoraj. I wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Kasia jest mądrym towarzyszem w kłopotach. Nie załatwia ich za ciebie, bo każdy ze swymi problemami musi uporać się sam, ale jest jak najlepszy psychoterapeuta, który naprowadza na rozwiązania. Jak czuła przewodniczka pomogła mi przejść przez rozstanie z mężem i depresję, w jaką wpadłam. Dzięki niej czułam się silna i piękna.

 

 

Katarzyna Żak o upływie czasu

Czasem staje przed lustrem, patrzy na swoją twarz i myśli: „Boże, jak mogłeś mi to zrobić?!”. - Dlaczego jesteś taki niesprawiedliwy i nie wyglądam jak Angelina Jolie - śmieje się Katarzyna Żak. - A on odpowiada: „Bo ty jesteś właśnie taka. A jak nie podobają ci się dwa kilogramy nadwagi, to coś z tym zrób”.

- Pamiętam, jak Kasia chowała czekoladki przed swoim bratem, który uwielbiał słodycze - opowiada Jola. - Obie zajadałyśmy się nimi, ale tylko jej nie przybywało kilogramów. Tak naprawdę uroda nie ma dla Kasi znaczenia. Kiedy została Solejukową w „Ranczu”, bez zastanowienia poddała się charakteryzacji, w której nawet własna mama jej nie poznała. „To tak będę wyglądać za 10 lat?!”, myślała, przyglądając się odbiciu w lustrze. Nie wygląda, choć właśnie kończy 60 lat.

W listopadzie w warszawskim Teatrze Komedia będzie miał premierę spektakl „Jak się starzeć bez godności”. W komediowych rolach Katarzyna Żak nie ma sobie równych, ale to starzenie nie za bardzo jej wychodzi. Patrząc na nią, można by powiedzieć, że czas się zatrzymał. Sama też mówi, że coraz częściej zatrzymuje się w życiowym pędzie. Stara się znaleźć odrobinę radości w drobnych rzeczach - świeżo zaparzonej herbacie, spacerze w deszczu… nie za mało i nie za dużo.

Czasem oczekujemy wielkich radości, a o to jest trudno - mówi Kasia. - Kiedyś pomyślałam sobie, że jeśli będę czekała na jedno wielkie wydarzenie, które odmieni moje życie i sprawi, że będę szczęśliwa, mogę przez całe życie być nieszczęśliwa. A ja chcę być szczęśliwa codziennie.

Dlatego nauczyła się szukać szczęścia w małych rzeczach. I za wszystko jest wdzięczna. Nawet kiedy budzi się rano, a za oknem szaro i buro, czuje wdzięczność. - Wiesz, po co jest szarobury dzień? - pyta zaczepnie. - Po to choćby, żeby docenić dzień słoneczny, który nadejdzie (śmiech). Popatrz, gdybyś miała tylko słoneczne dni, nie potrafiłabyś aż tak się z nich cieszyć. Szczęście daje tylko to, co jest dozowane. Polega na tym, że masz nie za mało i nie za dużo. Tylko w sam raz. W wieku 60 lat zrozumiałam też, że szkoda mi czasu na robienie tego, na co nie mam ochoty, na relacje z ludźmi, którzy na to nie zasługują. Kiedyś podejmowałam walkę, naprawiałam relacje, starałam się wszystkich zadowolić i wszystkim przypodobać. Poprawiałam czwórkę na piątkę, żeby mama była zadowolona; szorowałam kuchnię, żeby blask był od progu, bo wiedziałam, że się ucieszy; zabiegałam o sympatię koleżanek i kolegów. Potem w pracy chciałam, żeby wszyscy mnie lubili i akceptowali. I choć moja ukochana babcia Helenka wciąż mówiła: „Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”, ja starałam się zadowalać wszystkich. A potem doszłam do wniosku, że nie każdy musi mnie lubić i ja nie muszę lubić każdego. Kiedyś usłyszałam zdanie: „Możesz być najbardziej dojrzałą i soczystą brzoskwinią na świecie, a wciąż znajdzie się ktoś, kto nienawidzi brzoskwiń”.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Katarzyna Żak (@katarzynazak.official)

Katarzyna Żak: "Chciałam odciąć się od domu i od rodziców"

Z dzieciństwa w Toruniu najbardziej pamięta sobotnie kurczaki. - Mama pracowała w szpitalu wojskowym i często przynosiła je z kantyny - wspomina. - W dobie kartek na mięso, mogła je kupić bez kartek. W pewnym momencie wydawało mi się, że mi niedługo pióra wyrosną. Przez całe dzieciństwo widziałam mamę biegnącą do pracy - pracowała w szpitalu, w przychodni, a jeszcze miała nocne dyżury. Ale śniadanie dla mnie i mojego młodszego brata Wojtka zawsze było na talerzyku, przykryte serwetką, a do szkoły kanapka i jabłko. Jak wracała do domu, rzucała torby i robiła ciepłą kolację. Wspólny posiłek był pretekstem do rozmowy. Można z nią było rozmawiać o wszystkim.

Ojciec wychowywał jednak dzieci twardą ręką, sam był zresztą tak wychowany. - Mówił, że dziewczynka z dobrego domu musi wracać przed dziesiątą - śmieje się Kasia. - A w domu ma być idealny porządek. Ojciec był pedantem. U niego wszystko lśniło, ubrania w szafie były poukładane kolorami. Powiedział mi kiedyś: „Porządek jest bardzo ważny, bo jak o 12 w nocy wyłączą prąd, a będę musiał się ubrać, to wiem, że na drugiej półce od góry trzecia polówka jest szara. A jak otworzę szafę, to wiem, że na drugim wieszaku są czarne spodnie”. Tak samo bieliznę miał równo poukładaną, a skarpetki w szufladach leżały jak na wystawie. Wszystko nieskazitelnie poprasowane i poskładane. Ojciec był mistrzem w prasowaniu. Całe dzieciństwo prasował, bo jego ojciec szył marynarki, spodnie, damskie żakiety i męskie koszule. Dziadek mówił: „Chcesz 5 zł na lody, to masz koszule do prasowania”. W ogóle miał bzika na punkcie czystości. Całe lata pracował w laboratorium i miał nawyk przecierania spirytusem salicylowym blatu w kuchni. Mama była lekarzem, więc wciąż słyszałam: „Kasiu, umyj ręce”. Jak się wychodzi z takiego domu, gdzie zawsze jest porządek, to później myślisz, że to najważniejsza sprawa w życiu.

Kasia śmieje się, że tak miała dość tego porządku, że po maturze postanowiła wyjechać jak najdalej od rodzinnego Torunia. Dlatego wybrała szkołę teatralną we Wrocławiu. - Bardzo wcześnie wyszłam za mąż, na trzecim roku. Chciałam odciąć się od domu i od rodziców - opowiada.

Związek Katarzyny Żak z Cezarym Żakiem

Spotkali się w szkole teatralnej. - Ale miłość nie spadła jak grom - wspomina Kasia. - Cezary nie był mną specjalnie zainteresowany. Zaiskrzyło dopiero na obozie konnym, na który pojechaliśmy ze szkoły. Właściwie najpierw spodobały się sobie nasze konie. Jego ogier miał się bardziej do mojej klaczy niż Cezary do mnie (śmiech). Razem wracaliśmy z jazd i potem razem czyściliśmy konie w stajni. Cezary jest nieśmiały i wycofany. Domyślałam się, że mogę mu się podobać, ale to nie było oczywiste. Minęły trzy tygodnie, a nasza znajomość nie posunęła się nawet o krok. W końcu, po powrocie do szkoły, powiedziałam: „Jak jesteś zainteresowany, to kończę zajęcia o 20 i możesz odprowadzić mnie do domu”. Poszliśmy na długi spacer do parku i już nie mogliśmy się rozstać.

Tata Kasi nie był zachwycony kandydatem na męża, którego córka przywiozła na święta do domu. „To już przystojniejszych w szkole teatralnej nie było?”, zapytał. „Są tato, ale Cezary jest wyjątkowy!”, przekonywała. Rodzice uważali też, że na ślub za wcześnie, że najpierw powinna skończyć studia. A mama Cezarego w ogóle nie wyobrażała sobie, że syn się kiedykolwiek ożeni. Myślała, że po ukończeniu szkoły wróci do domu. Decyzję przyspieszyło mieszkanie.

Założyłam do ślubu welon mojej mamy, bo tradycja zawsze była dla mnie ważna - wspomina Katarzyna.

- W 1995 roku przeprowadziliśmy się do Warszawy. Zamieniliśmy strych we Wrocławiu na mały, parterowy domek do remontu w Sulejówku, bo na nic więcej nie było nas stać. Skuwaliśmy kafle, malowaliśmy ściany, żeby dom przypominał dom. Żyliśmy z ołówkiem w ręku. Były tygodnie, że wyliczałam pieniądze na mleko dla Zuzi i bułkę do szkoły dla Oli. Pamiętam pierwszą zimę: zimno w domu, malutkie dzieci, a ten Sulejówek na końcu świata. „Boże, gdzieś ty mnie wywiózł? Ani rodziny, ani znajomych, ani pieniędzy”, płakałam. Jeździłam osiemnastoletnim maluchem i wciąż miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnie. Przez pierwszy rok Cezary nie miał nawet etatu w teatrze. Nasi rodzice patrzyli z przerażeniem na to, co zrobiliśmy ze swoim życiem. Przyjeżdżali do nas z wałówą. Z perspektywy czasu myślę sobie, że bardzo dobrze, że był taki okres w naszym życiu. Wspólne borykanie się z trudami codzienności zbliża. Mieliśmy tylko siebie.

 

 

Katarzyna Żak o związku z Cezarym Żakiem: "Przestałam się czepiać o drobiazgi"

Są całkiem inni. - Ja pragmatyk, ona kosmitka; ja domator, ona kolorowy motyl - wylicza Cezary Żak. - Ja znam się na ogrodzie, ona nie odróżnia hortensji od forsycji; ja wiem, czy potajemnie obejrzała beze mnie odcinek serialu na Netfliksie, ona nie; ja robię świetne konfitury, ona tylko przypalone; ja piekę gęś, ona tylko ciasta, ja robię przemyślane domowe zakupy, ona tylko w sklepie z torebkami… Ale nie patrzę na to, że się różnimy, tylko że się pięknie uzupełniamy. I szanujemy zarówno umiejętności, jak i deficyty drugiej osoby – podsumowuje Cezary.

- Moja ukochana babunia mówiła: „Szanuj męża swego, możesz mieć gorszego!” - śmieje się Kasia. - Więc szanuję. A przy okazji jest moim najlepszym przyjacielem. Czasem się z nim nie zgadzam, ale coraz rzadziej. Dziś myśli: „Wolę być szczęśliwa niż mieć rację”. Ma też o wiele więcej cierpliwości, nie chce już nikogo zmieniać na siłę i na swoją modłę.

Przestałam się czepiać o drobiazgi - mówi. - Jak to cudownie poprawia relacje. Już nie robię awantury o kubek w zlewie czy brudne buty na wycieraczce.

Zazdrość? Pewnie, że się zdarza. Cezary przyznaje, że jest zazdrosny. - Potrafię zrobić jej „awanturę”, że patrzy na jakiegoś mężczyznę za długo - mówi Cezary. - Albo gdy godzinami pisze esemesy, a ja nie wiem, do kogo, bo jakoś tak nieładnie zaglądać przez ramię. A już najbardziej mnie wkurza, gdy pisze i jeszcze uśmiecha się do telefonu. Cezary ma jedno życzenie: - Niech się szybko zestarzeje, zbrzydnie, to będzie już święty spokój.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Katarzyna Żak (@katarzynazak.official)



Co robią dzieci Katarzyny Żak i Cezarego Żaka?

Kasia uważa, że egzaminu z macierzyństwa nie zdała najlepiej. Na dziesięć punktów przyznaje sobie sześć. - Dwa punkty odjęłabym za niekonsekwencję. Jeden za nieustanne uleganie i wrażliwość na łzy - wylicza. - I jeden odjęłabym za przymykanie oczu na drobne kłamstewka.

Przyznaje, że jest matką kwoką: - Daję rady, chcę ustrzec przed błędami .Wtedy Cezary mówi: „Daj im popełniać własne błędy. Jak się nie sparzy, to się nie nauczy” – opowiada Kasia. I śmieje się, że lubi też rozpuszczać dziewczyny. - Jak dziadowski bicz. W dodatku w tajemnicy przez Cezarym. Ale on i tak się o wszystkim w końcu się dowiaduje. I potem wzywa mnie na dywanik, pytając po raz kolejny: „Kiedy nauczysz się być konsekwentną matką?” A ja chyba nie chcę być matką rozsądną. Chcę być matką kochającą swoje dzieci miłością bezwarunkową i bezgraniczną.

Dziś Zuzia jest lekarzem, Ola pracuje przy produkcji reklam. Dawno wyfrunęły z domu. - „Mamo, możesz się z nami spotkać?”, pytają - opowiada Kasia. - „Kiedy?” „We wtorek wieczorem”. „Nie mogę, bo gram spektakl. A w środę?”. Ola: „W środę nie, bo mam konferencję”. A czwartek?”. Zuza: „Ja mam w czwartek dyżur”. Więc jak już uda się ustalić wspólny termin, wyłączamy telefony i cieszymy się sobą. Uwielbiamy oglądać zdjęcia i stare kasety. „Mamo, co to za stylówki? I ojciec cię chciał?!”, ryczą ze śmiechu, kiedy widzą jak wyglądałam w latach 90. Wyciągam swoją broń - pokazuję zdjęcie, gdy obie były małe, siedziały na golasa na wannie i uśmiechały się szczerbatym uśmiechem, bo wypadły jedynki albo drugie zdjęcie: stoją wyfioletowane w kropki jak biedronki, bo miały ospę. Oczywiście, kiedyś były i kłótnie, ale odkąd wyszły z domu, mówią: „Miałyśmy ciepły dom i dobre dzieciństwo”.

Dziś Kasia już wie, że choć buntowała się przeciw rodzicom, dużo im zawdzięcza. - Całe życie śmiałam się z mojej mamy i ją krytykowałam za to, że nie słyszy, jak ktoś mówi „dziękuję”, tylko dalej nakłada na talerz. A dziś robię dokładnie to samo. Ale odziedziczyłam też po niej radość życia i to, że lubię ludzi. Zresztą ukochana babcia Helenka też wciąż powtarzała, że trzeba się w życiu uśmiechać. Nawet jak jest źle i smutno, trzeba sobie mówić: no dobrze, ale jutro będzie lepiej.

 

 

Katarzyna Żak: śpiewająca aktorka

Na scenie nie potrzebuje glicerynowych łez, zawsze ma zapas własnych. Na jej koncertach publiczność często płacze. Małgorzata Matusiak, menedżerka Kasi, cieszy się, że udało się jej namówić aktorkę, by wróciła do śpiewania. - Ma niezwykły talent - mówi Hadrian Tabęcki, kierownik muzyczny, kompozytor. To nie tylko aktorka śpiewająca, która przekazuje piękną interpretację, ona ma po prostu świetny głos. - Czasem tylko wkurza mnie, gdy mówi, że jest w czymś niedoskonała - opowiada Matusiak. - Bo wszystko, za co się weźmie, zmienia się w złoto. - W dodatku zawsze jest przygotowana - dodaje Tabęcki.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Katarzyna Żak (@katarzynazak.official)

Katarzyna Żak uczyła się u samego mistrza Wojciecha Młynarskiego, który przed laty dostrzegł w niej talent. Od tego czasu wydała kilka płyt: „Młynarski jazz”, „Bardzo przyjemnie jest żyć”, „Miłosna Osiecka”. Można oglądać ją w recitalu autorskim „Bardzo śmieszne piosenki”, wykonuje również utwory Jerzego Wasowskiego. W październiku odbędzie się premiera kolejnej płyty: „Młynarski - Kocham cię życie”. To piosenki i do śmiechu, i do płaczu – cała paleta emocji, które Kasia na koncertach wywołuje w publiczności. A czasem… u siebie. - Kiedyś podczas koncertu z piosenkami Agnieszki Osieckiej popłakała się na scenie - wspomina menedżerka. - Śpiewała piosenkę „Weselne dzieci”, w której jest fraza: „Szukam kogoś, kogoś na stałe, na długą drogę w dal…” i zobaczyła, że pani w drugim rzędzie nie może opanować wzruszenia i te emocje tak bardzo jej się udzieliły, że pod koniec piosenki płakały obie.

Czasem długo po koncercie nie może opanować emocji. Na szczęście jest Cezary. Gdy wraca do domu, on już czeka. Zwykle z czymś pysznym do jedzenia. - Cezary gotuje wybornie. Lubi też robić przetwory - grzybki marynowane albo takie gotowane, z cebulką, pyszne ogórki małosolne - chwali umiejętności kulinarne męża. - I pyszną orzechówkę. W tym roku zrobił też nalewkę z czarnej porzeczki i wiśniówkę. Ja zaś jestem „specjalistką" od konfitur. Niestety, co roku są przypalone. Rok temu przypaliłam, bo zajęłam się rozwieszaniem prania. W tym roku też przypaliłam, bo tak zagadałam się z dziewczynkami, że nawet nie poczułam zapachu spalenizny. Potem musiałam podpisać słoiki „Morele przypalone” albo „Morele, niestety, bardzo przypalone”.

Cezary jest motorem wszystkich naszych życiowych zmian. Gdyby nie on, wciąż mieszkałabym w pokoju gościnnym we wrocławskim teatrze. Siedem lat temu znalazł działkę na Mazurach. „Tu będzie nasza kraina ciszy”, powiedział. Jak ja się awanturowałam! Chciałam podróżować, zwiedzać nowe miejsca, poznawać ludzi. W końcu uległam rodzinie. Ale narzekałam jak Barbara Niechcic w „Nocach i dniach”, że wieś, odludzie, pola, błoto i błoto dookoła (śmiech). Dziś jestem szczęśliwa, wskakuję w kalosze i ruszam przed siebie. Siedzę o świcie na pomoście i obserwuję kaczki. Albo leżę nocą na trawie i patrzę w gwiazdy, niebo tam tak czyste. Tam znajduję spokój i łagodność. Zrozumiałam, że więcej można osiągnąć łagodnością. Z wiekiem coraz trudniej nam być bez siebie. Myślę, że oboje jesteśmy w takim momencie życia, kiedy najbardziej lubimy zaszyć się tylko we dwoje, schować się przed światem. Ładnie to napisał Mark Twain: „...Nie ma czasu - tak krótkie jest życie - na sprzeczki… przeprosiny… zawiść… wyjaśnienia... Jest tylko czas na kochanie i to w tej chwili, że się tak wyrażę…”

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Katarzyna Żak (@katarzynazak.official)

Kim jest Katarzyna Żak?

Katarzyna Żak - ur. 19 października 1963 roku w Toruniu. Aktorka teatralna i filmowa. Wokalistka. Popularność zyskała dzięki serialom "Miodowe lata" i "Ranczo". W 1994 roku w ramach współpracy z Wojciechem Młynarskim nagrała płytę "Młynarski Jazz". W 2016 powróciła do śpiewania. Wówczas nagrała płytę "Bardzo przyjemnie jest żyć", zaś w 2019 album z piosenkami Agnieszki Osieckiej - "Miłosna Osiecka". 

Katarzyna  Żak prywatnie jest żoną Cezarego Żaka, z którym ma dwie córki: Aleksandrę i Zuzannę. 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 11/2023
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również