Recenzje

Kim byliśmy w górach? Recenzja katastroficznego filmu o rozbitkach samolotu "Śnieżne Bractwo"

Kim byliśmy w górach? Recenzja katastroficznego filmu o rozbitkach samolotu "Śnieżne Bractwo"
Śnieżne bractwo, recenzja filmu
Fot. mat.dystr.

Katastrofa lotu Fuerza Aérea Uruguaya 571 z 1972 roku „doczekała się” dwóch książek i pięciu filmów. Gdy po raz szósty postawiono na ekranizację tego incydentu i za pośrednictwem Netflixa powierzono nadzór nad projektem J.A. Bayonie, to wiara w faktyczne odwzorowanie wydarzeń odżyła.

Recenzja przygotowana przez zespół redakcyjny Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA

Fabuła filmu, choć w większości wzorowana na poprzednich produkcjach i wydarzeniach z 1972 roku, obudowana jest w nienajgorszy scenariusz. W pierwszym akcie mającym formę prologu widownia zapoznaje się z bohaterami feralnego lotu, którzy w większości są 20-letnimi chłopcami, członkami drużyny rugby i ich najbliższymi przyjaciółmi. Jednym z nich był Numa Turcatti (Enzo Vogrincic), który  jest w tej opowieści głównym bohaterem i narratorem wydarzeń. Jego przeszywające, niejednokrotnie też ckliwe, monologi z offu budują atmosferę filmu. Numa początkowo niechętny podróży ostatecznie decyduje się na nią i przez lwią cześć po rozbiciu samolotu angażuje się aktywnie w walkę o przetrwanie.

Samo rozbicie samolotu jest trochę kartonowe, a momentami nad wyraz efektowne, jednak jest ono tylko początkiem „właściwej” części filmu. Większość pasażerów na pokładzie zginęła natychmiast (samolot podczas upadku został przecięty na pół). Po kilku dniach akcji ratunkowej, ekipa odwołała poszukiwania rozbitków, o czym Ci dowiadują się z radia. Gdy opadło złudzenie szybkiego ratunku, rozpoczęła się walka o życie.

Trudno wyróżnić tylko jednego z walczących o utrzymanie życia „rozbitków”. Jako całość tworzą bohatera zbiorowego, który w każdej minucie musi podejmować trudne (fizycznie i moralnie) decyzje. Gdy nadchodzi widmo wyczerpania się zapasów żywności (składających się głównie z przekąsek), pojawia się wśród ocalałych strach przed podjęciem decyzji ostatecznej – ucieczki do kanibalizmu na martwych towarzyszach. Zawierają pakty między sobą, deklarując, że po śmierci zezwalają na użycie zwłok jako posiłku w niedalekiej przyszłości. Ostatnim wahającym się jest Numa, który ostatecznie zmusza się do kanibalizmu i popada w szloch. Dokładnie w tamtym momencie traci nadzieję i zdaje sobie sprawę, że może faktycznie już nigdy nie wróci do domu.

Otoczenie rozbitków to tylko góry, śnieg i wrak samolotu przypominający  cmentarzysko. Momenty histerii i załamania psychicznego przerywane są przez chwile radości, które tylko na moment pozwalają uciec żywym ofiarom katastrofy od dramatu, w którym się znaleźli. Szala przechyla się na ich niekorzyść już nieodwracalnie, gdy wielka śnieżyca zasypuje cały wrak samolotu. Bohaterowie zmuszeni są przetrwać 4-5 dni w klaustrofobicznych warunkach.

Film krąży wokół dylematów moralnych i aspektów wiary oraz etyczności działań bohaterów. Rozbitkowie porcjują „brudne” jedzenie i w ekstremalnych sytuacjach uciekają się do najtrudniejszych decyzji. Jeden z bohaterów wyznaje "jako lekarze zrobiliśmy wszystko, teraz musimy zostać grabarzami". Kolejne dni odliczają się na ekranie, a ci, którzy zginęli, otrzymują epitafia. 

Bayona rzuca swoich bohaterów na głęboką wodę. Ktoś nagle okazuje się ekspertem od jednej dziedziny, a inny od drugiej. Nie podejmują samych idealnych decyzji, reżyser pozostawia im miejsce na błąd. Jako ostatni, 11. Grudnia 1972 umiera Numa zostawiając po sobie kartkę z napisem „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich”. Trójka z pozostałych rozbitków decyduje się na podróż w kierunku Chile. Z uwagi na brak wystarczającej ilości zapasów jeden z nich wraca i zostawia misję ratunkową na barkach Roberto i Nando. To oni, umierający z głodu, otoczeni przez swoich zmarłych bliskich, z których wielu odeszło w ich ramionach, byli na tyle niezłomni psychicznie, by wyruszyć po pomoc. Wiedzieli, że mogą umrzeć po drodze, ale przynajmniej spróbując przetrwać. Ocaleni, gdy dowiadują się, że Nando i Roberto, uzyskali pomoc przygotowują się na właściwe przywitanie grupy ratunkowej, goląc i myjąc się.

Po premierze filmu, jeden z ocalałych - Nando Parrado stwierdził, że „jeśli chcesz się dowiedzieć co tam się stało, to musisz obejrzeć ten film”. Co prawda film pomija kilka faktów związanych z wydarzeniami z 1972 roku, jednak nie tylko dla osób chętnych poznania tajemnicy katastrofy w Andach jest on godnym polecenia filmem katastroficzno-survivalowym.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również