Relacje

"Mieszkamy razem, ale poczucie bliskości zniknęło." Czym jest związek bez zaangażowania i jak go ratować?

"Mieszkamy razem, ale poczucie bliskości zniknęło." Czym jest związek bez zaangażowania i jak go ratować?
Fot. 123RF

Dzielisz z nim mieszkanie, łóżko, szafę i łazienkę - ale czy życie? Co sprawia, że mężczyzna, z którym mieszkasz, staje się partnerem, a związek rodziną?

Czym jest związek bez zaangażowania?

W 1986 roku amerykański naukowiec Robert J. Sternberg rozłożył miłość na czynniki pierwsze. Od tego czasu napisano już tomy na temat dwóch z nich: namiętności i intymności. Trzeci, ostatni składnik miłości, nie doczekał się opisania, a szkoda – to właśnie on powoduje, że relacja przekształca się w stały związek, a następnie w rodzinę. Mowa o zaangażowaniu. Nie jest ono potrzebne, by być parą, żeby się spotykać i dobrze czuć razem. Nie jest też konieczne, aby z sobą zamieszkać. Można szaleć z pożądania we wspólnej sypialni, ale nie planować wspólnej przyszłości. Można mieszkać pod jednym dachem i dobrze się z sobą bawić, ale nie wybiegać myślą naprzód.

„Niby razem mieszkamy, ale nasz związek stoi w miejscu”. „Widujemy się tylko w łóżku”. „Zmienił się z partnera we współlokatora”. „Dlaczego on się nie chce zaangażować?”. To tytuły postów z popularnych portali internetowych. Pod nimi warianty tej samej historii o zakochanej parze, która uwiła sobie gniazdko. Minął rok, dwa lata, są wspólne rachunki, kolacje, seks, ale on ma swoje życie, a ona swoje. Dlaczego nie mają wspólnego?

Jak mówi psycholog, prof. Bogdan Wojciszke, mamy dziś zwyczaj utożsamiania miłości z namiętnością, tą romantyczną falą zaślepienia i pożądania.

A kiedy mija, czujemy się zawiedzeni, obwiniamy siebie, a jeszcze częściej partnera, że nie nadaje się do związku i nie potrafi kochać – uważa psycholog.

Aby związek rozwijał się i trwał, muszą pojawić się następne składniki miłości. One budują ciąg dalszy, wyznaczają bieg znajomości, jej kolejne etapy. Inaczej przypominamy parę, która w pierwszym antrakcie wychodzi do teatralnego foyer i siedzi tam, zastanawiając się, czy warto wrócić na przedstawienie. I wielu z nas nie wraca. Wciąż siedzi na ławeczce, żałując, że akt pierwszy się skończył.

 

 

Nie ma związku bez... zaangażowania

Zaniedbany element miłości – zaangażowanie, nazywane też przez prof. Wojciszke zobowiązaniem, wynika z inwestowania w związek. Emocjonalnego i materialnego. Jak podkreśla psycholog Agata Wilska, zaangażowanie nie przychodzi samo, nie zdarza się w magiczny sposób podczas randki ani rozmowy. Wymaga podjęcia decyzji. – Uczuciowej, czyli przejścia od „chyba chcę” do „tak, chcę” – mówi psycholog. Za taką decyzją idą myśli i konkretne działania: nawiązanie kontaktów z rodziną partnera i wprowadzenie go do swojej, poznanie jego przyjaciół, współpracowników, znajomych. Uwzględnianie go w planach na dziś, na jutro, na dalszą przyszłość. Zobowiązania materialne, jak choć by wzięty we dwoje kredyt. Wreszcie najważniejsze – podejmowanie konkretnych działań, żeby związek był szczęśliwy.

Żadna z nas nie ma wątpliwości, że zaangażowany partner to ten, który jest, kiedy potrzeba, a nie jedynie deklaruje, że chciałby być. Pokazuje, że mu zależy, a nie jedynie mówi: „kocham” – dodaje Wilska.

Wątpliwości pojawiają się wtedy, gdy sam wyjeżdża na święta do rodziny, kiedy nie chce odwiedzać naszej ukochanej, ale „bardzo nudnej” cioci, jeżeli spostrzegamy, że nie uwzględnia nas w swoich planach na przyszłość, gdy nie mówi „my”, lecz „ja” i, co gorsza, zachowuje się w domu jak lokator: sprząta, ale po sobie, i usuwa się dyskretnie, kiedy mamy problem. W portalach Kafeteria i Netkobiety dziewczyny piszą: „Umarła mi babcia i jadę na pogrzeb. Sama, pociągiem, bo mój facet ma szkolenie, »z którego bardzo trudno się wypisać«. Tylko że nawet nie próbował”. „Kocham mojego przyszłego, ale jak potrzebuję pomocy, nie mogę na niego liczyć. Najpierw opowiada mi, jakie coś jest proste, ale gdy go poproszę, żeby mi pomógł, to nagle nie umie, nie wie, nie ma czasu. Niedługo planujemy ślub, ale kiedy trzeba powiesić półkę w domu, robi to mój… szwagier”. „Twierdzi, że mnie kocha, jednak poza gadaniem nie ma nic więcej, nie kupi kwiatów, nie zrobi niespodzianki ani nawet kolacji, nie zaplanuje wyjścia do kina. Bo mało zarabia, bo go nie stać, bo jest zmęczony. Fakt, dużo pracuje, ale na swoje przyjemności nie żałuje pieniędzy”.

Benjamin Karney, profesor psychologii społecznej z Uniwersytetu Kalifornijskiego, zbadał, że ludzie często uważają zaangażowanie za postawę: bardzo lubię ten związek i chcę go kontynuować. – Czyli: dobrze się bawię, jest mi przyjemnie i chcę, by było tak dalej – zauważa badacz. – Jednak to nieprawda. Testem zaangażowania są problemy. Wymuszają one decyzję: czy staję po stronie związku i rozwiązuję je wspólnie z partnerem, czy też opowiadam się tylko po swojej stronie i wycofuję, bo zrobiło się trudno, stresująco, nieprzyjemnie. To gotowość do bycia z drugim człowiekiem „na złe” jest miarą zaangażowania. 

 

 

Czy warto kontynuować związek bez zaangażowania?

Niestety, nie da się zmusić nikogo, by się zaangażował. Można jednak prosić o pomoc w rozwiązywaniu problemów i za nią dziękować. Skłonić partnera do tego, by zrobił coś tylko dla mnie, i pokazać, jak bardzo to doceniam. Można wreszcie dawać mu wsparcie, ale też prosić o rewanż. Prof. Wojciszke opowiada o swoim zaskoczeniu wynikami dużych badań psychologicznych, w których naukowcy wpadli na pomysł, by oddzielić wsparcie otrzymywane od dawanego.

Okazało się, że dobroczynnie działa na nas wsparcie udzielane innym, a nie to, które dostajemy. Otrzymywanie jest przyjemne, ale to dawanie ma charakter, który można nazwać sensotwórczym. Innymi słowy, nadaje życiu sens – mówi psycholog.

O tym samym przypomina psychologia wywierania wpływu na ludzi: ten, kto pomaga, angażuje się, bo czuje się ważny i potrzebny – twierdzi Robert Cialdini, na którego książkach uczą się nie zakochani, lecz specjaliści od marketingu. Zaangażowaniu służą wspólne cele i marzenia, rozmowy – nie o związku i „na jakim etapie teraz jesteśmy”, tylko o życiu, o naszych pragnieniach i przemyśleniach. – Pytaj, o czym teraz marzy, co lubi, co mu się śni. I rewanżuj się w spokojnej, bezpiecznej, nieoceniającej rozmowie – radzi psycholog Agata Wilska. To, co buduje zaufanie i bliską więź między wami, będzie też napędzać zaangażowanie.

Drugi składnik miłości – intymność – jest warunkiem satysfakcji ze związku. Może się zdarzyć, że choć narzekamy na brak zaangażowania ze strony partnera, w związku brak właśnie przywiązania, pozytywnych uczuć, wzajemnego zrozumienia, szacunku. Bez nich trudno mieć poczucie, że na byciu z drugim człowiekiem zyskujemy, a nie tracimy. – Często słyszę w gabinecie: „Nie angażuję się, bo skąd mogę mieć pewność, że on (ona) jest właściwą osobą?”. Nigdy nie będziesz jej mieć. Nic w życiu nie jest pewne – mówi Agata Wilska. – Możesz mieć przesłanki, możesz przypuszczać, wierzyć, ale pewność? Wejście w związek zawsze wiąże się z ryzykiem. Jednak bez zaangażowania nie zbudujesz dobrej, trwałej relacji, nie założysz rodziny.

Czy związek bez zaangażowania może w ogóle trwać?

Może. Najczęściej krótko. Ale układy typu living apart together (razem osobno) to właśnie sposób na jego przedłużenie i uniknięcie zobowiązania. Dwa domy, dwoje ludzi, lubią się spotykać, coś ich łączy i wystarczy, niech tak zostanie. Prof. Benjamin Karney mówi, że niektórzy z nas nie potrafią przekroczyć indywidualizmu. Żeby stworzyć rodzinę, trzeba umieć zobaczyć siebie jako część zespołu. Nie dążyć do osiągnięcia pozycji „moja wygrana”, lecz „wygrana związku”. Z jego badań wynika, że najtrwalsze i najszczęśliwsze relacje tworzone są wtedy, gdy każdy z partnerów ma umiejętność poświęcania się. Istotna jest symetria – wówczas drobne gesty rezygnacji i ustępstw stają się po prostu wzajemną wymianą. Symetrii wymaga też samo zaangażowanie – jeśli jest podobne po obu stronach, podtrzymuje intymność i zaufanie, chroni miłość jak cichy strażnik.

Warto pamiętać, że o ile nie mamy wielkiego wpływu na pojawienie się i wygaśnięcie namiętności, o tyle zaangażowanie jest kwestią naszej decyzji: będę robić, co możliwe, aby mój związek był trwały i szczęśliwy. Brak symetrii oznacza, że jedno z nas tej decyzji nie chce podjąć. A może nie potrafi? – Jest mi bliskie spojrzenie na miłość Ericha Fromma – mówi profesor Karney.

– Według niego jest to akt twórczy, dzieło, które kreujemy, wkładając w nie emocje, myśli i działania. Artysta wie, że dzieło wymaga wysiłku, poświęceń, skupienia, oddania. Ale przecież nie wszyscy jesteśmy artystami.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również