Historie osobiste

"Emerytura zmieniła mojego męża. Z każdym dniem coraz bardziej się oddalamy. Miało być odwrotnie!"

"Emerytura zmieniła mojego męża. Z każdym dniem coraz bardziej się oddalamy. Miało być odwrotnie!"
Wspólna emerytura bywa czasem kryzysu w związku
Fot. Agencja 123rf

Emerytura co całkowita zmiana stylu życia. Kiedy nagle lądujesz przez całą dobę z człowiekiem, którego latami widywałaś tylko wieczorami, może być z tego problem. Szczególnie, gdy jedna osoba umie doceniać wolny czas i nie rezygnuje z życia, a druga narzeka i wycofuje się.

Emerytura kojarzyła mi się z miłym czasem dla siebie, bez obowiązków. Mąż też od kilku lat mówił, że nie może się doczekać i marzy o relaksie. Ja nie wiedziałam jak poradzę sobie bez kaw z koleżankami z firmy i codziennych plotek ze znajomymi z pracy. Czekaliśmy na ten wrzesień z ciekawością. Mamy urodziny w podobnym czasie, ale mąż jest starszy o pięć lat i tak się złożyło, że w jednym czasie przeszliśmy na emeryturę. Jeszcze latem oznajmiłam, że wreszcie zamierzam pochodzić na otwarte wykłady na Uniwersytet Trzeciego Wieku i zapiszę się na hiszpański. Usłyszałam: „Chce ci się?”. Wtedy nie zwróciłam na to zdanie uwagi. Okazało się ważne, bo Romkowi po prostu odechciało się wszystkiego. Namiastkę tego widziałam w pandemii, ale wtedy było w nas dużo lęku i nie zauważałam jak mój mąż spędza czas w domu, poza tym miał jednak jakieś zawodowe obowiązki. Teraz zobaczyłam go w całej okazałości. 

Dwoje innych ludzi

Ja wstaję o 8 i rozciągam się. Byłam na kilku bezpłatnych warsztatach jogi, nauczyłam się tych pozycji (faktycznie świetnie się po nich czuję) i potem idę pod prysznic. Mąż śpi do 10.00 („a co będę się śpieszył”). Proponowałam, że jeśli poćwiczy ze mną, to chętnie poczekam na niego z ćwiczeniami, ale usłyszałam, że takie wygibasy to tylko baby robią. Coś pomieszał, że to niby figury Jane Fondy i że prawdziwy mężczyzna tego nie robi. Zapytałam, jakie sporty zatem chce uprawiać (bo przecież chce się ruszać, dla zdrowia – dodałam). Usłyszałam, że pomyśli o siłowni.

Po trzech miesiącach, wypchnięty na siłę, poszedł wreszcie do klubu, ale wrócił oburzony, że karnety są za drogie. Spojrzałam na niego z powagą i zapytałam, czy to nie wymówka. Spuścił głowę, bąknął, że ceny powalają, no i ci młodzi umięśnieni trenerzy „chwalą się swoimi mięśniami”. Powiedziałam, że nie musi się wstydzić, że takich nie ma, bo jak trochę poćwiczy, to zbuduje mięśnie, ale przede wszystkim poczuje się lepiej. Nic nie odpowiedział.

 

Nie tylko mój mąż

Kiedy dowiedziałam się o popołudniowych warsztatach z malarstwa impresjonistycznego, zaproponowałam, byśmy poszli razem. „Nie znam się na sztuce” - rzucił. Ja mu na to, że ja też i dlatego idę. „Chcę się nauczyć czegoś nowego”. On na to, że mu się nie chce i to go nie interesuje. Poszłam z koleżanką. Po wykładzie, bardzo ciekawym, poszłyśmy do kawiarni. Dosiadła się do nas trzecia znajoma. Wszystkie świeże emerytki. Zapytałam, jak ich mężowie znoszą te pierwsze miesiące „wolności”. Westchnęły jednocześnie.

„Mój tylko ogląda telewizję i cały czas narzeka. Nie ta pogoda, nie ten film, nie taki program – wszystko jest nie takie, jak powinno. Nic mu się nie podoba. Zrzędzi jakby stał nad grobem”, powiedziała Basia. A Krystyna dodała, że jej mąż nie może się pogodzić z tym, że już nie jest kierownikiem w firmie i teraz próbuje nią zarządzać. „Chyba żartujesz, że będę cię obsługiwać”, usłyszał od Krysi to się obraził na kilka dni.

„Wszystko mnie denerwuje w moim mężu”, zwierzyła się Basia, „nie wiem, kiedy to się stało, że zamienił się w kogoś, kogo nie znam. Do tej pory wracał po 18.00 z pracy, jedliśmy kolację, opowiadaliśmy sobie o tym, co działo się u niego i u mnie. Kiedy dzieci były młodsze, rozmawialiśmy z nimi, czytaliśmy książki. Mąż wydawał się wtedy ciekawym człowiekiem. Miał tyle anegdot do opowiadania z firmy. Potem, gdy dzieci wyjechały na studia, też mieliśmy o czym rozmawiać. Choć, faktycznie, głównie o pracy. Teraz jednak nagle budze się rano obok jakiegoś nudziarza, który przeciąga się i na pytanie, jak się czuje, odpowiada: „A co ja tam mogę czuć”. I nie odzywa się przez kolejne godziny. Pytam, czy coś się stało i słyszę: „A co niby miało się stać? Starość, panie, starość” - śmieje się Basia. A ja ją rozumiem. Bo jej mąż ma 66 lat, a gada jak stulatek.

 

Jak sobie pomóc

Jestem przerażona moim własnym mężem. Zaczęłam zastanawiać się czy nie zaczyna mu się jakaś demencja. Kiedy jednak ogląda jakiś mecz to objawy otępienia znikają. On po prostu nie ma już własnego świata ale też nie chce go sobie od nowa stworzyć. Ja też, przez jego postawę, stałam się nerwowa i czuję, że za chwilę zapiszę się do psychologa. Krysia jest na emeryturze już ponad rok i od kilku miesięcy bierze lekkie tabletki poprawiające nastrój. Lekarz wytłumaczył jej, że to typowy objaw kryzysu adaptacyjnego. Zmienia się cały styl życia i rzadko kto potrafi się w tym nowym odnaleźć. Osoby ciekawe świata, energiczne, szybciej znajdują sobie nowe zajęcia i znajomych. Niestety wielu ludzi zamyka się w sobie i zaczyna widzieć świat w szarych barwach.

Krysia akurat lubi ten nowy czas, ale jej mąż stał się nieznośny i zrzędliwy i ona tego już nie wytrzymuje psychicznie. Mam podobnie. Czasem wychodzę z pokoju gdy on zaczyna te swoje komentarze, w stylu „kiedyś to były czasy”. Powiedziałam mu ostatnio, że zawsze śmialiśmy się z naszych babć kiedy tak mówiły, ale one miały wtedy ponad 80 lat. Przecież wtedy mówiliśmy, że my tacy nie będziemy. I co? A Romek usłyszał to i tylko westchnął: „Mnie już nic nie pomoże, starość nie radość”. „Bo się z tobą rozwiodę!”, krzyknęłam ostatnio! A on westchnął tylko i powiedział: „Wiem...”.

 

Chyba pozostanie grono koleżanek

Nie chcę po tylu latach rozstawać się z mężem, ale jest coraz bardziej obcym człowiekiem. Gdyby dziś go spotkała, w życiu nie zwróciłabym na niego uwagi. Jest pojękującym nudziarzem. Nie wiem, co zrobić, by jakoś zmienić jego nastawienie do życia. Moje jest inne! Czuję się dobrze, mam czas na wszystko, co chcę. Umiem znaleźć świetne bezpłatne zajęcia rozwijające i chcę poznawać nowych ludzi. Czuję się wciąż młodo. A mam u boku dziadka…

Basia zaproponowała, byśmy wyjechały na wycieczkę do Wiednia. Zapytałam Romka, co myśli. Miałam nadzieję, że zechce z nami jechać. Usłyszałam, że to daleko i "po co się tak męczyć"? Mąż Krysi też odmówił, a Basia nawet już swojego nie pytała. Zna odpowiedź. Ile tak wytrzymamy? Mam wrażenie, że ja młodnieję i odżywam, a mąż przeciwnie. Już mówi jak by miał sto lat, a zaraz będzie też tak wyglądał. Nie tak wyobrażałam sobie jesień życia. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również