Poznaj siebie

Żyjemy w czasach logiki i racjonalizmu. Emocje są na cenzurowanym. Ale czy kult pragmatyzmu się opłaca?

Żyjemy w czasach logiki i racjonalizmu. Emocje są na cenzurowanym. Ale czy kult pragmatyzmu się opłaca?
Fot. 123RF

Ty też jesteś racjonalna, praktyczna i stanowcza? Codziennie napinamy się jak struna, by udowodnić światu, jakie jesteśmy twarde, tracąc z oczu irracjonalną część swojej natury. Czy nie warto czasem zaufać setkom lat ewolucji i iść za głosem serca?

PANI: Żyjemy w bardzo pragmatycznej epoce. Chcemy zarządzać czasem, emocjami, samymi sobą, odwołujemy się do badań nawet wtedy, gdy kupujemy dżem. Czy jesteśmy dziś bardziej racjonalni niż dawniej?

KONRAD BOCIAN: Próbujemy. Słyszała pani o kampanii informacyjnej „A dowodzik jest?”? Twórcy, którzy prowadzą ją na Facebooku i Twitterze, zajmują się popularyzowaniem wiedzy opartej właśnie na dowodach, a nie na przeczuciach czy intuicji. Czytałem tam opinię, że najczęściej padającą dziś frazą w dyskusjach jest: „Masz na to jakieś badania?”. Mnie to cieszy, bo oznacza, że zaczynamy się posługiwać danymi, weryfikujemy informacje, szukamy źródeł. W tym sensie jesteśmy bardziej racjonalni.

Dlaczego racjonalność jest dla nas taka atrakcyjna? Rywalizujemy dziś o to, kto jest bardziej pragmatyczny, stanowczy, logiczny. Nikt nie chce być emocjonalny, delikatny, irracjonalny. W każdym razie nie kobiety.

Racjonalność, siła, pragmatyzm należały do świata mężczyzn, a dziś należą do świata władzy, biznesu, ekonomii. Dlatego są atrakcyjne także dla kobiet, bo weszłyście w świat, w którym premiuje się chłodne myślenie, logikę i umiejętność podejmowania decyzji. Ponieważ chcecie być w tym świecie traktowane na równi z mężczyznami, odrzucacie stereotypowe, kulturowe rozróżnienie, przypisujące kobietom emocjonalność, kierowanie się nastrojami. Wybieracie wartości cenne na rynku pracy. I słusznie, bo nie ma twardych danych, które by pokazywały, że kobiety są mniej racjonalne niż mężczyźni. Nie ma też danych, że kobiety gorzej się sprawdzają na wysokich stanowiskach czy w zarządzaniu firmą. Badania pokazują, że obie płcie kierują się i logiką, i emocjami, zależnie od sytuacji. Różnice dotyczą nie tyle przeżywania emocji, ile gotowości do ich wyrażania. Mężczyźni okazują je rzadziej.

 

 

Mężczyźni i kobiety są równie racjonalni?

Równie mało racjonalni. Oczywiście wszystkim nam wydaje się, że kierujemy się logicznym myśleniem. Chcemy tak o sobie myśleć. Badania psychologów ekonomicznych pokazują jednak, że jest na odwrót – większość naszych decyzji (bez względu na płeć) jest irracjonalna. Ilu z nas się ubezpiecza, oszczędza pieniądze na starość, nie zadłuża na kartach kredytowych? Ilu z nas nie dokonuje zakupów pod wpływem impulsu, nie kupuje niezdrowej żywności? Czy racjonalni ludzie kłócą się z partnerami w kółko o to samo albo siadają w nerwach za kierownicą? Ale stworzyliśmy świat, w którym racjonalność jest dobrze widziana na rynku pracy i w życiu społecznym. Czy kandydat na szefa lub lidera może pokazywać, że podejmuje decyzje pod wpływem chwilowych emocji? Nie może. Wydaje się nam, że najlepszym pracownikiem czy przywódcą jest osoba, która dobrze radzi sobie ze stresem. Znam przykłady z rozmów kwalifikacyjnych, na których znienacka proszono kandydata, by rozwiązał równanie. Chodzi o to, by go zestresować i zobaczyć, czy emocje zabiją logiczne myślenie, czy też zachowa chłodny umysł. Rekruterom wydaje się, że tak sprawdzą racjonalność kandydata. Ale czy tak jest? Nie jestem przekonany.

Chce pan powiedzieć, że nasza racjonalność to złudzenie?

Nasz umysł jest tak skonstruowany i tak się rozwijał przez tysiąclecia ewolucji, żeby zachowywać energię: szukał ścieżek działania, które pozwalały ją oszczędzać. Najbardziej energooszczędne jest myślenie oparte na emocjach, intuicji, skojarzeniach. To najstarszy, najszybszy, zautomatyzowany system pracy umysłu. Natomiast logiczne, racjonalne myślenie zużywa zasoby energii. Jest nam potrzebne, więc żeby ograniczyć koszty, w toku ewolucji wykształciliśmy cały zestaw mechanizmów, energooszczędnych skrótów myślowych. W psychologii nazywa się je błędami lub zniekształceniami poznawczymi – stosujemy je nieświadomie, oszukując się, że nadal jesteśmy racjonalni. Weźmy reklamę. Większość z nas uważa, że działa może na innych, ale na nas nie. Jednak badania pokazują, że ma wpływ na zakupy wszystkich, także psychologów, socjologów, ekspertów. Na dzień dzisiejszy zidentyfikowano 170 błędów poznawczych, które siedzą w naszych głowach.

Można sobie z nimi poradzić?

Potrzebny nam kuksaniec. Tak noblista Richard H. Thaler zatytułował swoją książkę „Nudge” (u nas wyszła pod tytułem „Impuls. Jak podejmować właściwe decyzje dotyczące zdrowia, dobrobytu i szczęścia” – red.). To paradoks, ale byśmy byli bardziej racjonalni, ktoś musi nas szturchnąć i uświadomić, jak bardzo irracjonalni jesteśmy w swojej naturze. Kiedy to dostrzeżemy, będziemy mogli próbować to przezwyciężać. Kluczem jest wiedza, zrozumienie, że umysł ma swoje ograniczenia wynikające z naszej ewolucyjnej historii.

 

 

Które z nich najbardziej nam przeszkadza?

Psychologa Daniela Kahnemana zapytano kiedyś, którego błędu poznawczego pozbyłby się z naszych głów, gdyby miał czarodziejską różdżkę. Odpowiedział, że jednego: błędu zbytniej pewności siebie. Polega on na złudzeniu ponadprzeciętności. Tak o sobie myślimy. Lepiej prowadzimy samochód, jesteśmy lepszymi kochankami, mężami, żonami. Jesteśmy uczciwsi, my byśmy tak nie postąpili. Bo oczywiście myślimy o sobie jako o osobach bardziej racjonalnych niż inni.

Jest też błąd ślepej plamki – nie zauważamy tendencyjności we własnym sposobie myślenia, za to przypisujemy ją innym. Pouczamy, wygłaszamy stanowcze, bezkompromisowe oceny, po czym mówimy: to ty jesteś stronniczy.

A druga strona może robić dokładnie tak samo i obydwoje upieramy się przy swoich racjach. Można się tak kłócić bez końca. Gdy byśmy byli racjonalni i logiczni, opieralibyśmy się na dowodach. A tego nie robimy – większość argumentów, które nazywamy rzeczowymi, bierze się z emocji. Oburzamy się, coś nas denerwuje, mówimy: to nie fair, jak możesz?! To czyste emocje. Uzasadnij to – tak brzmi prośba o włączenie racjonalnego myślenia. Do tego bym namawiał: jeśli chcemy być racjonalni, powinniśmy sprawdzić, czy nasze przekonanie ma podstawy w rzeczywistości. Spytać siebie: a dowodzik jest? Możemy też zostać w emocjach, ale wówczas zdajmy sobie z tego sprawę, nie udawajmy, że rozmawiamy rzeczowo.

Jaki jeszcze błąd popełniamy?

Odwołujemy się do pamięci jak do faktów: tak było i już, bo ja tak pamiętam. Ale nasz mózg nie jest kartą pamięci w kamerze, pamięć jest zawodna, podlega manipulacjom. Nie dojdziemy do porozumienia, jeśli wierzymy, że wspomnienie jest rzeczywistym odzwierciedleniem tego, co się wydarzyło. W pewnym eksperymencie badacze pokazywali badanym ich zdjęcia z dzieciństwa – trzy oryginalne, a jedno fałszywe. Fotomontaż przedstawiał badaną osobę w dzieciństwie wśród członków rodziny podczas lotu balonem. Czy wie pani, że ponad połowa badanych „przypomniała” sobie to zdarzenie? Wielu opisywało szczegóły, takie jak dzień tygodnia i cenę biletu za lot. Pamięć jest bardzo podatna na wskazówki, podpowiedzi. Trzeba się z tym pogodzić i przyznać: tak pamiętam, ale mogę się mylić. Wtedy łatwiej dojść do porozumienia.

Zastanawiam się, czy ten kult pragmatyzmu w ogóle nam się opłaca? Czy bycie racjonalnym przyczynia się do poczucia szczęścia?

Niekoniecznie. Psycholog Barry Schwartz ustalił na przykład, że podejmując decyzje, wybieramy jedną z dwóch strategii. Pierwsza to maksymalizowanie wyborów, czyli poszukiwanie najlepszej opcji. Maksymaliści szukają bardzo racjonalnie, porównują, analizują, kalkulują, ale nie są zbyt szczęśliwi, nawet gdy wreszcie dokonują wyboru Bo zawsze istnieje możliwość, że nie wybrali tej „naj”. Sam to przetestowałem, gdy szukałem laptopa – porównywanie parametrów i zbieranie opinii zajęło mi dwa miesiące. Za każdym razem, gdy byłem prawie zdecydowany, pojawiał się nowy argument lub negatywny komentarz, który moją opcję deprecjonował. Wtedy uświadomiłem sobie, że mogę nigdy nie podjąć decyzji. Zawsze mogę czuć lęk, że może mój wybór nie jest najlepszy.

 

 

Czasem podobnie robimy w życiu prywatnym, np. latami szukamy najlepszego partnera.

Bo a nuż za rogiem jest ktoś lepszy? To pułapka: niby koncentrujemy się na logice, argumentach, ale pod spodem ukrywa się lęk. I on skutecznie odbiera nam radość. Dla poczucia szczęścia lepiej wybrać drugą strategię, choć nie wydaje się zbyt pragmatyczna. Schwartz opisuje ją jako pójście za pierwszą satysfakcjonującą opcją. Znajdujemy coś, co nam odpowiada, i nie szukamy dalej.

Może powinniśmy trochę odpuścić z tym pragmatyzmem? Docenić irracjonalność?

Wszystkim nam by się lepiej żyło, gdybyśmy uznali, że irracjonalność jest w nas głęboko zakorzeniona. Ale do tego trzeba mieć świadomość, że ona nie jest słabością, lecz częścią natury wpisaną w ludzki umysł. Dopóki wierzymy, że jesteśmy bardziej racjonalni niż inni, będziemy walczyć, rywalizować, zacietrzewiać się i przekonywać innych do swoich racji. Warto zadać sobie pytanie: po co ja to robię? Dlaczego nie mogę opuścić gardy, odpuścić, przyznać, że może się mylę? Czasem chronimy swoją samoocenę, niekiedy boimy się, że ktoś nas oceni stereotypowo, zdominuje. Ta pewność zawsze czemuś służy.

Irracjonalność nie jest więc słabością?

Nie. Nie pasuje co prawda do świata, który stworzyliśmy, jednak jest potęgą, najszybszym, zautomatyzowanym systemem umysłu, za pomocą którego podejmujemy większość codziennych decyzji. Należałoby nam życzyć, żebyśmy umieli oswoić się z nią, zaakceptować ją i potrafili z niej korzystać na co dzień. Skojarzenia, przeczucia czy wrażenia zawdzięczamy właśnie jej. Jeśli mamy tę wiedzę, jest szansa, że nawet gdy pokona nas któreś ze zniekształceń poznawczych, rozpoznamy je i będziemy mogli się z siebie śmiać. Z tej swojej pewności, że jesteśmy logiczni do bólu. Znowu się nabraliśmy.

dr Konrad Bocian – psycholog społeczny, wykładowca na sopockim wydziale Uniwersytetu SWPS, członek Laboratorium Psychologii Poznania Społecznego oraz trzech największych organizacji psychologicznych na

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również