Portret

Stanisława Celińska: "Chciałam być najlepsza. Nie dałam rady i zaczęłam uciekać od rzeczywistości"

Stanisława Celińska: "Chciałam być najlepsza. Nie dałam rady i zaczęłam uciekać od rzeczywistości"
Stanisława Celińska
Fot. AKPA

Spektakularna kariera, a potem upadek. Stanisława Celińska przez kilka lat walczyła z alkoholizmem, ale wyszła z choroby jeszcze silniejsza. Dzisiaj chce dawać ludziom uśmiech i nadzieję. Śpiewając. 

Stanisława Celińska: "W młodości, nie podobałam się sobie, chciałam być kimś innym"

Sierpień, festiwal w Opolu. Na scenę wychodzi ubrana w skromną sukienkę Stanisława Celińska i zaczyna śpiewać niskim, spokojnym głosem: „Niech minie złość, co krąży we mnie, na świat, na siebie, na ludzi…”. Zgromadzeni ludzie klaszczą, skandują: „Stasia, kochamy cię!”. To właśnie ta piosenka, utwór z płyty „Jesienna”, którą artystka skończyła nagrywać dzień przed ogłoszeniem lockdownu, dostała w tym roku nagrodę publiczności. Na YouTubie ma już 50 tysięcy wyświetleń, ale to żadne zaskoczenie – album Celińskiej „Malinowa” osiągnął status platynowej płyty, „Atramentowa”– podwójnej.

Artystka przyznaje, że muzyka zajęła w jej sercu miejsce, które kiedyś należało do aktorstwa. Być może dlatego, że wychowała się wśród dźwięków? Mama grała na skrzypcach, ukochany tata był pianistą. – Muzyka najsilniej oddziaływała na mnie, kiedy grał mój ojciec. Był to przeważnie Chopin – mówi. I dodaje: – Tata umarł, kiedy miałam trzy lata, i choć muzyka cały czas istniała w mojej podświadomości, to objawiła się z całą mocą o wiele później. Sama wybrała studia aktorskie, bo jak tłumaczy: – Wtedy, w młodości, nie podobałam się sobie, chciałam być kimś innym. Dlatego fascynowało mnie, że mogę zmienić się w anioła czy Heroda, mgłę, wilka albo królową i znaleźć w innym świecie. Ale gdyby nie śpiew, nie stałaby się jedną z najbardziej cenionych aktorek swojego pokolenia. A wszystko zaczęło się właśnie od Opola.

 

 

Stanisława Celińska: debiut w Opolu i angaż u Wajdy

Profesor Aleksander Bardini, jej wykładowca w szkole teatralnej, mówił, że gdyby Celińska urodziła się w Ameryce, byłaby kolejną Ellą Fitzgerald lub Barbrą Streisand. Jej talent wokalny szybko został dostrzeżony. Początkującą aktorkę wypatrzył w telewizyjnym kabarecie Edward Fiszer, jeden z inicjatorów opolskiego festiwalu, i kiedy usłyszał, jak wykonuje francuski utwór „Czas wiśni”, zaproponował, żeby zaśpiewała w konkursie Debiutów. Podsunął jej pełną dramatyzmu piosenkę „Ptakom podobni” i pożyczył 600 złotych, żeby kupiła odpowiedni strój, mówiąc: „Oddasz, jak zrobisz karierę”. Starczyło na krótką koronkową sukienkę i pantofle, ale kiedy młodziutką dziewczynę zobaczyła Rena Rolska, znana estradowa piosenkarka, stanowczo stwierdziła: „Stasiu, ty nie możesz być w tym, ty musisz być w długiej sukni”, i pożyczyła jej własną. Kreacja co prawda była za długa, ale wystarczyło włożyć buty na wysokim obcasie, podwiązać czerwoną szarfą i wyjść na scenę. Celińska konkurs wygrała, ale długu nigdy nie oddała.

Na scenie opolskiego amfiteatru aktorkę zobaczył Jan Budkiewicz, asystent Andrzeja Wajdy, który szukał odtwórczyni roli Niny w „Krajobrazie po bitwie”. Potrzebował wysokiej, chmurnej brunetki i Celińska wydała mu się idealna. Dlatego kiedy na spotkanie przyszła mała, bo tym razem w butach na płaskiej podeszwie, piegowata Stasia o typowo słowiańskiej urodzie, lekko się przeraził. Choć początkowo rolę dostała inna aktorka, ostatecznie to właśnie Stanisława zagrała Ninę. Czyli polską Żydówkę, która namawia głównego bohatera, w którego wcielił się Daniel Olbrychski, by uciekł razem z nią z wyzwolonego przez Amerykanów obozu koncentracyjnego przekształconego w obóz dla imigrantów.

Praca z Andrzejem Wajdą była marzeniem wielu aktorów, a udana rola w jego filmie automatycznie otwierała drzwi do kariery – mówi Celińska, ale przyznaje, że nie spodziewała się licznych nagród ani listów pisanych czerwonym atramentem z propozycjami spotkań seksualnych.

Stanisława Celińska i Daniel Olbrychski w "Krajobrazie po bitwie"

Debiut kinowy wymagał od Celińskiej odwagi, musiała pokazać się na ekranie naga i wystąpić w scenach erotycznych. Ale, ku zaskoczeniu całej ekipy, młodziutka aktorka nie miała z tym większego problemu.

W swojej autobiografii „Niejedno przeszłam” opisała to w ten sposób: „Mój ówczesny narzeczony przywiózł mi ze Szwecji książeczkę z pozycjami seksualnymi, a u nas jeszcze takich publikacji nie było. Jechaliśmy na plan busem, a dwaj nieśmiali panowie – Wajda lekko przerażony, Daniel tak samo – zastanawiają się, jak to zrobić. Kręcą, wiją się, a ja: »A tak!« – i pokazuję książeczkę. Strona taka, pozycja taka… Dodaję, że przyśniła mi się ona dziś w nocy. I tak ta scena powstała. Najpierw, przed nagraniem, spróbowaliśmy ją z Danielem gdzieś w krzakach. Troszkę się bałam. Miałam takie grube majtki, które dostałam od babci, żeby się nie przeziębić, bo kręciliśmy jesienią. Zdjęłam Danielowi okularki, bez nich poczuł się obnażony. Spodobało mu się, że jestem taka ekspansywna. I wgramoliłam się na niego”. Po wszystkim Andrzej Wajda pogratulował Celińskiej śmiałości i postawił pięćdziesiątkę wódki.

Film odniósł gigantyczny sukces, został nominowany w 1970 r. do Złotej Palmy, a reżyser razem z odtwórcami głównych ról pojechali do Cannes. Daniel Olbrychski opisywał: „Stasia od Filmu Polskiego dostała 50 dolarów na cele reprezentacyjne. A że miała wtedy takie proste uczesanie, grzywka trochę na chłopczyka, natychmiast pobiegła do pierwszego lepszego fryzjera. Zanim się zdążyłem zorientować, wyszła stamtąd nie do poznania, z jakimś potwornym kokiem. Zupełnie nie Stasia, która zawsze najbardziej sexy wyglądała sauté. I żaden z nas nie chciał z nią iść po tych słynnych festiwalowych schodach, bo była skrzyżowaniem jakiejś kołchoźnicy z gwiazdą Hollywood, czyli najgorsze, co można sobie było wyobrazić. Na szczęście nie mamy zdjęć z tego naszego wejścia w Cannes”.

Zagraniczni dziennikarze wymieniali Celińską jako jedną z faworytek do nagrody za rolę żeńską, obok Moniki Vitti, muzy i wielkiej miłości Michelangela Antonioniego. Ostatecznie wygrała Włoszka Ottavia Piccolo. Kiedy Stanisława wróciła z Francji, z dnia na dzień stała się gwiazdą. Dziś przyznaje:

To był zawrót głowy. Dużo telefonów i propozycji. Trudno było zachować dystans, choć teraz wiem, że zachowanie dystansu jest niezwykle ważne we wszystkich dziedzinach. Nawet w miłości…

Stanisława Celińska o narodzinach i wychowaniu dzieci

Zachwycony Stanisławą Wajda zaproponował jej rolę w „Weselu”, ale ona odmówiła. Była świeżo po ślubie z aktorem Andrzejem Mrowcem i wymyśliła sobie, że to będzie jej pierwsze i ostatnie wesele. Potem żałowała tej decyzji, ale reżyser o niej nie zapomniał. Zagrała u niego jeszcze w czterech filmach: „Pannach z Wilka”, „Korczaku”, „Pannie Nikt” i „Katyniu”.

Siedem lat po debiucie Celińska była aktorką Teatru Współczesnego prowadzonego przez Erwina Axera, kręciła nominowane później do Oscara „Noce i dnie” Jerzego Antczaka i uznała, że wyrobiła sobie nazwisko, więc przyszedł czas na dzieci. Miała 28 lat, gdy urodziła syna Mikołaja, dwa lata później na świat przyszła Ola.

– Kiedy tylko zaczynałam odczuwać ruchy dziecka, przestawałam występować na scenie. Bardzo dużo słuchałam wtedy muzyki. Mój syn jeszcze w brzuchu wysłuchał całego Konkursu Chopinowskiego. Nie pracowałam wiele. Nagrywałam tylko postsynchrony do „Nocy i dni”, bo tam mogłam się pojawiać z brzuchem, i brałam udział w słuchowiskach radiowych. Podczas którejś z audycji spotkałyśmy się z Magdą Zawadzką, też w zaawansowanej ciąży, i grałyśmy niewinne amantki – śmieje się Celińska i przyznaje, że na jakiś czas zatraciła się w pieluchach, myślała nawet o porzuceniu zawodu.

Chciałam mieć dla dzieci czas, być w stu procentach dla nich. Jeżeli dziecko podchodziło do mnie z rysunkiem, to nigdy nie mówiłam: „Przepraszam cię, ale teraz odkurzam”, tylko rzucałam wszystkie czynności i omawialiśmy to narysowane dzieło. Moja mama nie miała dla mnie czasu i ja starałam się nie popełnić podobnego błędu – tłumaczy.

Wielokrotnie przyznawała, że sama urodziła się w nieodpowiednim czasie, tuż po wojnie, i czuła się dzieckiem niechcianym, przez co buntowała się i sprawiała problemy wychowawcze. Jeszcze kilka lat temu w wywiadzie twierdziła: „Ta dziewczynka, Stasia ze Stalowej na Pradze, dalej we mnie mieszka. I nie rozliczyła swoich traum z dzieciństwa”. Kiedy pytam, czy już uporała się z przeszłością, potwierdza: – Tak, Stasia już tam nie mieszka. Wyprowadziła się. Nauczyłam się panować nad nostalgią i smutkiem, chociaż nie zawsze od razu mi to wychodzi. Wiem, że dobrze jest pielęgnować w sobie spokój i optymizm.

Macierzyństwo zawsze było dla niej najważniejsze, więc przeżyła dramat, kiedy… dzieci poszły do przedszkola. – To rozstanie było wyjątkowo trudne – śmieje się aktorka. – Mikołaj szedł do starszaków, a Ola do maluchów. Odprowadziłam ich, wróciłam do domu i w płacz. Poczułam potworną pustkę. Zorientowałam się, że pomału będą opuszczać dom, a ja przyzwyczaiłam się, że są ze mną cały czas. Potem wytłumaczyłam sobie, że nie urodziłam ich dla siebie, że kiedyś trzeba odciąć pępowinę.

 

 

Stanisława Celińska o alkoholizmie

Łączenie rodzinnych obowiązków z graniem było wyczerpujące. – Można powiedzieć, że w teatrze odpoczywałam. W domu dwoje małych dzieci, troska o nie, kołowrót, więc często siadałam przed lustrem w garderobie i myślałam: „A teraz odpocznę” – mówi Celińska. Wajda na planie „Panien z Wilka” zażartował nawet: „Stasiu, ty jesteś taką wspaniałą aktorką. Po co ci te dzieci? Marnujesz czas”, na co ona odpowiedziała też żartem: „Żebyś wiedział, ile rzeczy wydarzyło się w moim domu przez ten czas, to tutaj go marnuję”.

Ale prawda nie wyglądała tak kolorowo. Presja, żeby nie zawieść ani w roli matki, ani żony, ani aktorki, zaczęła ją przygniatać i coraz częściej sięgała po alkohol. 

Myślę, że tego było za dużo, a ja z moim przerostem ambicji chciałam być we wszystkim najlepsza. Nie dałam rady i zaczęłam uciekać od rzeczywistości – wyznaje.

Dziś nie chce już wracać do tamtych wspomnień, ale w swojej autobiografii pisała: „Zdarzało mi się grać po alkoholu, ale rzadko. Koleżanki mówiły wtedy: »Trzymaj się kulisy«. Mogłam natomiast nie przyjechać na plan. Cała ekipa na mnie czekała, a ja niczym się nie przejmowałam. Zawalałam audycje w radiu, które zwykle zaczynały się wczesnym popołudniem. Budziłam się rano na kacu i czekałam na godzinę 13.00, kiedy zaczynali sprzedawać alkohol (…) Starałam się kryć przed dziećmi, choć to niewiele dawało. Czy sobie do końca wybaczyłam? Pewnie powinnam, ale to jest niezwykle trudne. Moje dzieci przeżywały mój upadek. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo. A przecież nie były niczemu winne. Mogłam im zapewnić inne dzieciństwo. Ale nie ma co zamartwiać się bez przerwy. Trzeba żyć dalej”.

Miała 41 lat, gdy przestała pić i zaczęła nowe życie. Mówi, że to zasługa opatrzności. O swoim nałogu opowiedziała publicznie, żeby pomóc innym uzależnionym, dać im nadzieję, że można z tego wyjść. Czy przepracowała z synem i córką trudną przeszłość?

- Dużo dowiedziałam się o uzależnieniach i często rozmawiam na ten temat z moimi dziećmi. Wiedzą, że muszą uważać, bo uzależnienie może być uwarunkowane genetycznie. Mam szczęście, bo udało mi się zaprzyjaźnić z moimi dziećmi. Syn interesuje się muzyką, gra na perkusji, mamy więc wspólny temat. Ola jest grafikiem i wykonuje wszystkie okładki do moich płyt. Ostatnio zaprojektowała też okładkę do reedycji książki o mnie „Niejedno przeszłam”. Lubię chodzić z nią do kina, a z synem spotykam się na planie serialu „Barwy szczęścia”, gdzie jest asystentem reżysera. Dzieci opowiadają mi o wszystkim, zawsze tak było. Nie mają przede mną tajemnic.

A wnuki? Lila, córka Oli, pięknie rysuje, jej prace można oglądać w książeczce mojej ostatniej płyty „Jesienna”. Czarek, syn Mikołaja, interesuje się rapem, ostatnio miałam okazję oglądać online jego pierwsze muzyczne próby. Mój drugi wnuk Filip interesuje się informatyką – opowiada z czułością aktorka. Kiedy pytam, czy po rozstaniu z ich ojcem chciała znaleźć nowego partnera, odpowiada krótko i ucina temat: –Przez jakiś czas myślałam o wejściu w nowy związek, ale nie układało się. Nic na siłę…

Stanisława Celińska
Stanisława Celińska
 Agencja AKPA

 

Rola Stanisławy Celińskiej w "Oczyszczeniu" Warlikowskiego

Drugim po Wajdzie najważniejszym reżyserem w życiu Stanisławy Celińskiej okazał się Krzysztof Warlikowski. Zaczęła występować u niego, gdy miała 51 lat. – Marzyłam o teatrze „całopalnym”, gdzie aktor oddaje siebie bez reszty. Kiedyś chciałam grać u Grotowskiego, ale wtedy było za wcześnie. Nie miałam jeszcze takiej determinacji. Krzysztof reżyserował w teatrze Studio „Zachodnie wybrzeże”, ja byłam tam na etacie i zostałam obsadzona w roli matki. Od początku zachwyciłam się pracą z nim i tak minęło mi 17 lat z małymi przerwami – mówi aktorka. Z kolei Warlikowski opowiada w książce „Niejedno przeszłam”: „Ona spotkała we mnie reżysera, który chciał czerpać z jej samotności, odrzucenia, utraty wiary w siebie. Była na to gotowa, bo grała już w ten sposób, co było widoczne w różnej mierze w zależności od wagi spotkania z innymi reżyserami”.

Spektaklem, który odbił się najszerszym echem, byli „Oczyszczeni” według brutalistki Sarah Kane. Celińska wcieliła się tam w tancerkę peep-show, którą według scenariusza powinna zagrać młoda dziewczyna. 

Bałam się tej roli, ale Warlikowski przekonał mnie, że zagranie tej postaci przez kobietę w dojrzałym wieku ma sens. Moja bohaterka przechodziła na scenie metamorfozę dzięki miłości, a ja odważyłam się na obnażanie nie tylko duszy, ale również niemłodego już ciała.

W „Oczyszczonych” miała się pokazać w negliżu pierwszy raz od czasu „Krajobrazu po bitwie”, kilka razy chciała zrezygnować. Aż w końcu zdecydowała, że pójdzie obejrzeć prawdziwy peep-show. – Na Puławskiej jest sklep erotyczny. Wchodzę, kobieta z obsługi poznała mnie, więc mówię „dzień dobry” i zastrzegam, że ja nie na jakieś oglądanie, tylko mam taką rolę w teatrze i chciałabym zobaczyć taniec, żeby dobrze zagrać. Zapłaciłam, popatrzyłam na zdjęcia tancerek. Wybrałam najstarszą, żeby nie mieć kompleksów. Taką czterdziestokilkuletnią kobitkę. Zatańczyła przy rurze, a ja zrozumiałam zasadę: być cały czas w ruchu. Wychodzę, dziękuję, a kobieta, która sprzedawała akcesoria, taka posunięta, prawie w moim wieku, mówi: „Wie pani, ja też tańczę”. Takie oczy zrobiłam! „Tak?” A ona: „Młodzi chłopcy sobie zażyczyli. Pytali mnie: Dlaczego pani nie tańczy?”. Kurde, myślę, to nie jest tak źle! No to ja też mogę! Z sex shopu Celińska udała się prosto do sklepu z bielizną, kupiła czarne pończochy, pas do nich, podwiązki i czerwone body. W ten sposób stała się Lolą i skradła cały spektakl.

Czemu odeszła z teatru Warlikowskiego? – Byłam zmęczona dramatyzmem postaci, które grałam. Emocje do budowania ról czerpałam z poprzedniego życia, pełnego problemów. Teraz stawałam się kimś innym. Wreszcie do głosu doszła we mnie muzyka. Płyta „Atramentowa” pokryła się podwójną platyną, pojawiły się częste koncerty, nie byłam w stanie pogodzić ich z intensywną pracą w teatrze. Dokonałam wyboru. Na pytanie, czy czasem nie miałaby ochoty odpocząć, odpowiada: – Wyczytałam w horoskopie dla znaku Byka, że powinien do końca życia pracować cztery godziny dziennie. Podoba mi się to. Doba ma przecież 24 godziny, a więc mam 20 godzin na odpoczynek.

Stanisława Celińska: "Teraz dostrzegam drobiazgi. One przynoszą radość"

Po wydaniu płyty „Jesienna” Celińska chciała ruszyć w trasę, ale przyszła druga fala pandemii. „Stasia pokochała spotkania z publicznością. Podczas koncertów nie tylko śpiewa, ale między utworami opowiada też różne historie, żartuje. Po jej występach ludzie przychodzą do garderoby i zwierzają się z najbardziej prywatnych, intymnych rzeczy. Wiem, że bardzo jej tego teraz brakuje – mówi przyjaciółka artystki, Joanna Trzcińska. – Kiedy znałam Stasię tylko z widzenia, wydawała mi się niezwykle mocną, silną osobą. Takie sprawiała wrażenie. Gdy zbliżyłyśmy się do siebie, zrozumiałam, że to niezwykle delikatny, potrzebujący ogromnego ciepła i opieki człowiek, którego łatwo zranić. Jesteśmy bardzo różne, ale połączyła nas miłość do psów, słodyczy i działki za miastem – dodaje. To na działce pod Grójcem, niedaleko Warszawy, Stanisława Celińska spędza ostatnio większość czasu. Tam czuje się szczęśliwa. I mimo problemów ze zdrowiem tryska energią oraz wciąż pracuje, pisze nowe piosenki. Skąd czerpie na to siłę?

Ze świadomości, że jestem ludziom potrzebna. A wiem o tym, bo czytam ich wpisy na facebookowym profilu i rozmawiam z nimi po koncertach. Moje piosenki dają radość, uspokajają, a czasem radzą, jak żyć. Ostatnia płyta kończy się piosenką, której refren brzmi: „Nawet jeżeli będziesz bogaty i kolor życia miał złotosrebrny, nic ci to nie da, szczęście ominie, jeśli nie będziesz czuł się potrzebny”. Dlatego chcę być silna, chcę być zdrowa i dawać innym uśmiech, nadzieję oraz pokrzepienie – mówi.

A po chwili zastanowienia dodaje, że przymusowe zatrzymanie nauczyło ją kilku rzeczy: – Teraz dostrzegam drobiazgi. One przynoszą radość. Przyglądam się ptakom, głaszczę moje pieski, patrzę na drzewa i… cieszę się, że żyję! 

Stanisłąwa Celińska
Stanisława Celińska
Agencja AKPA

Kim jest Stanisława Celińska?

Stanisława Celińska - Aktorka i piosenkarka urodzona w 1947 r. Prywatnie mama dwójki dzieci: syna Mikołaja i córki Aleksandry, których ojcem jest eksmąż artystki, aktor Andrzej Mrowiec.
W 1969 r. ukończyła PWST w Warszawie. W filmie debiutowała u boku Daniela Olbrychskiego w „Krajobrazie po bitwie” Andrzeja Wajdy (1970), potem grała m.in. u Krzysztofa Zanussiego, Stanisława Barei, Jerzego Antczaka, Janusza Majewskiego i Kazimierza Kutza. Była związana z wieloma stołecznymi teatrami, m.in. Współczesnym, Nowym i Studio.
Nagrała kilka płyt: „Nową Warszawę”, „Atramentową”, „Malinową”, „Jesienną” i „Świątecznie”.

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 01/2021
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również