Wywiad

Zbigniew Nienacki uchodził za aroganta. Biograf pisarza: "Wdawał się w dyskusje i miał potężne ego"

Zbigniew Nienacki uchodził za aroganta. Biograf pisarza: "Wdawał się w dyskusje i miał potężne ego"
Zbigniew Nienacki
Fot. East News

Zbigniew Nienacki miał rzesze czytelników i gigantyczne nakłady książek w czasach PRL-u. Był trudny, niespecjalnie lubiany, arogancki. O pisarzu opowiada nam jego biograf Jarosław Molenda.

Zbigniew Nienacki: biograf ujawnia kontrowersyjne wątki

Autor książek o Panu Samochodziku wyłaniający się z pana książki to postać nieco dziwaczna i skomplikowana. Trudna do polubienia.  

Też mam do niego ambiwalentny stosunek. Przede wszystkim Nienacki jawi się jako konfabulant. Istnieje mnóstwo sprzecznych wersji niemal każdej informacji, którą o sobie ujawniał. Kłamał na temat swoich rodziców, pochodzenia, doświadczeń z dzieciństwa, a nawet istnieją wątpliwości, czy rzeczywiście zdał maturę. To przypomina mi anegdotę o Janie Himilsbachu, który na pytanie, dlaczego w kolejnych wywiadach przedstawia inną wersję tych samych wydarzeń, odpowiadał: Ile razy można p.....ć to samo? Może Nienacki też doszedł do tego wniosku? Ale budowanie swojego wizerunku można uznać za jego żywioł.  

Pod tym względem wyprzedzał swoje czasy. 

Tu natrafiamy na paradoks. Nienacki w wielu sprawach stanowi symbol minionej epoki, ale jeśli chodzi o PR zaskakuje nowoczesnością, a nawet pewnym wizjonerstwem. Pracował nad tym, żeby jak najwięcej mówiono o nim jako o autorze, choć akurat w PRL-u było to niepotrzebne. Albo inaczej, dzisiaj tacy autorzy jak ci z PRL-u, w ogóle by nie zaistnieli. A Nienacki w pewnym momencie był wszędzie, stanowił samonapędzająca się jednoosobową machinę reklamową. 

W wywiadach prowokował. Na pytanie, czy jest wielkim pisarzem, odpowiadał: bardzo. 

To było świadome. I wynikało to z jego natury, bo lubił wdawać się w dyskusje i miał potężne ego. I pewnie uznawał, że jak nie będzie w siebie wierzył, jaki wydawca w niego uwierzy? Ale, proszę zobaczyć, jaki to miało efekt. Bo co z tego, że się wszyscy śmiali z tego, że jest bufonem, ale o nim mówiono. I jestem przekonany, że kiedy przekonywał, że powinien dostać Nobla, w pełni w to wierzył. 

Początki dziennikarskie miał raczej zawstydzające.  

Jego pozycja czy postrzeganie go jako pisarza zmieniło się dopiero, kiedy zaczął wydawać serię o Panu Samochodziku. Wcześniej miał opinię dziennikarza na usługach władzy, bezpieki czy partii. Realizował zlecenia polityczne. Jeżeli można coś powiedzieć na jego obronę, choć oczywiście nikt go nie zmuszał i sam podjął taką decyzję, to trzeba przyznać, że po tym, co nabroił w Moskwie, nie miał specjalnego wyboru. To, że dostał pracę w łódzkim "Głosie Robotniczym", dało mu możliwość pisania, doskonalenia warsztatu i szansę na zaistnienie. Ten wybór jednak też miał swoją cenę. 

W sumie winy studenta łódzkiej Filmówki wysłanego do szkoły filmowej w Moskwie nie wydają się ogromne: nie robił wrażenia wystarczająco zaangażowanego i nawiązał romans z pracownicą włoskiej ambasady

W tamtych czasach to wystarczyło, żeby dostać wilczy bilet. Nawet niewinne uwagi na temat socrealizmu w sztuce mogły się okazać niebezpieczne. Królował beton polityczny i należało wygłaszać tylko pozytywne opinie. A on pozwalał sobie na swobodne rozprawianie o jakości radzieckich filmów wytykając błędy merytoryczne tamtejszym twórcom. Ale w końcu nie miał jeszcze 20 lat i nie był tak wyrachowany. Tego nauczył się w kolejnych latach

 

 

Zbigniew Nienacki czy Zbigniew Nowicki?

Cykl reportaży o Warszycu, czyli Stanisławie Sojczyńskim, dowódcy powojennej antykomunistycznej partyzantki, którego przedstawiał jako zbrodniarza, opublikowany w „Głosie Robotniczym” podpisał fikcyjnym nazwiskiem, do tego kobiecym. Zdawał sobie sprawę, że w dłuższej perspektywie to może mu zaszkodzić? 

Może nie chciał, żeby przylgnęła do niego łatka dziennikarza na usługach władzy. Z tego, co się dowiedziałem, środowisko i tak doskonale wiedziało, kim jest Ewa Posłaniec. Ale Nienacki pewnie nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli. Myślę, że dość dokładnie planował swoją karierę. Owszem, modyfikował w zależności od zmieniającej się sytuacji, ale miał cel - osiągnąć sukces komercyjny i literacki zarazem. Pamiętajmy, że w tych początkach lat 50. miał po historii moskiewskiej przechlapane. Jeden z towarzyszy partyjnych radził mu, że jeżeli chce zaistnieć, powinien zmienić nazwisko. I tak zrobił - ze Zbigniewa Nowickiego stał się Zbigniewem Nienackim. Wiedział, że inaczej, nawet jeżeli uda mu się gdzieś wepchnąć swoją książkę, ona raczej nie zaistnieje, bo albo wyjdzie z niewielkim nakładzie albo cenzura ją od razu zablokuje.  

Ale powieści „Worek Judasza”, w której wykorzystał fakty opisywane wcześniej w reportażach o Warszycu się nie wstydził?  

Może dlatego, że to była jednak beletrystyka, ale nie ma co ukrywać padlina polityczna napisana pod dyktando władzy. Gdzieś tam, może w dwóch czy trzech miejscach przebija subtelny szacunek dla żołnierzy podziemia. Naprawdę trzeba bardzo chcieć je znaleźć. Dwa akapity na trzysta stron to niewiele. Ale w tej pierwszej powieści już widać jego warsztat i zamiłowanie do historii sensacyjnych, przygodowych. 

 

 

Zbigniew Nienacki i "Pan Samochodzik"

Pewnie dlatego wymyślił Pana Samochodzika, bohatera przygodowych powieści dla młodzieży. I stworzył go w sposób niezwykle nowatorski jak na tamte czasy. 

Wykombinował bohatera, który do realiów ówczesnych Polski Ludowej nie pasował i zarazem pasował. Oczywiście, wzorował się na światowej literaturze przygodowej - choćby Kapitan Nemo miał swoją łódź podwodną. Nie wiadomo, jak mu się udało przemycenie pochwały zachodniej motoryzacji, bo niepozorny samochód Pana Samochodzika miał silnik Ferrari. Ale rozumiem, że to miało służyć przyjemności i satysfakcji czytelnika, który sobie wyobrażał, jak nasz bohater naciska pedał gazu i 12-cylindrowy silnik pozwala mu wyprzedzić rywali z szybkością 200 km na godzinę.  

Powieści o Panu Samochodziku zawierały elementy dydaktyczne, ale dawały młodym ludziom w tamtych czasach poczucie obcowania ze świetną rozrywką. 

Czytałem opinie krytyków z tamtego okresu. Co oni nie wypisywali! Można zapytać, gdzie są dzisiaj ci krytycy i kto pamięta ich nazwiska? A Nienacki ma swoje miejsce w literaturze, którego mu już nikt nie odbierze. Sam irytował się, jak pisano, że te jego powieści mają prosty schemat. Odpowiadał, skoro jest taki prosty, to dlaczego inni autorzy nie piszą takich bestsellerów? Jego książki, nie tylko wyprzedawały się natychmiast mimo ogromnych nakładów, ale młodzież nie czytała ich z przymusu. W bibliotece trzeba było się zapisać w kolejce. Wiem, bo sam tak robiłem. I, jak pamiętam, to przemycanie miłości do Milicji Obywatelskiej jakoś nie raziło. Może ta dydaktyka nie była jednak tak nachalna, bo inaczej młodzież by te książki odrzuciła. 

Nienacki intensywnie dyskutował z krytykami. 

Tak, czytał to, co o jego twórczości pisali inni i spierał się z nimi. Choć zastanawiam się, na ile on tę krytykę przeżywał, a na ile specjalnie podkręcał te spory. Chyba największą wojnę prowadził z Danielem Passentem, ale nie na temat Pana Samochodzika, tylko z powodu późniejszej książki „Raz do roku w Skiroławkach”. Ale w wywiadach potrafił powiedzieć, nieważne jak, grunt, że się mówi, więc świadomie podbijał zainteresowanie swoją osobą i swoimi książkami. Postawił na popularność. Otwarcie mówił, że interesuje go czytelnik zadowolony. Dlatego pisał regularnie dwie-trzy godziny, a potem czytał listy od czytelników i z tych listów wyciągał wnioski.ponoć przychodziły do niego dosłownie tony listów. Dlatego nie tylko same opowieści o Panu Samochodziku, ale i sam bohater ewoluują. 

Siłą książek Nienackiego był bohater - Pan Samochodzik. Co jest w nim szczególnego? 

Sam Nienacki odwoływał się do archetypu bohatera, którego każde społeczeństwo potrzebuje niezależnie od epoki. Sądzę też, że dobrze zrozumiał potrzeby młodzieży. Bo jednak uczynienie bohaterem książek dla młodzieży dorosłego było ryzykiem. I za to również był na początku krytykowany. Pan Samochodzik był pod wieloma względami łatwy do polubienia - dogadywał się z młodzieżą, dużo wiedział, ale się nie mądrzył, ciekawie opowiadał i potrafił wciągnąć w przygodę. Z zawodowego obowiązku obejrzałem nową ekranizację na Netfliksie i za największą słabość filmu uważam właśnie bohatera, który wydał mi się antypatyczny. Nie da się go pokochać, ani jak postać literacką, ani jak Stanisława Mikulskiego w tej roli. Do tego Pan Samochodzik nigdy nie ujawniał wszystkich swoich walorów od razu. Trzeba było poczekać na jego sukces. Potem, kiedy już było wiadomo, że na koniec zawsze odnosi zwycięstwo, sam czytelnik myślał z uśmiechem: poczekaj, jeszcze cię załatwimy naszym ferrari opakowanym w wannę na kółkach. I Nienacki stosował te wszystkie psychologiczne zabiegi świadomie. Za to ma mój niechętny szacunek, niechętny ze względu na jakim był człowiekiem.  

 

 

Zbigniew Nienacki: żona i syn

Porozmawiajmy o tym. Ale zacznijmy od wyjazdu na Mazury w 1967 roku

Znalazł sobie, zresztą przez ogłoszenie w prasie, dom w przepięknym miejscu w Jerzwałdzie. Byłem tam i wcale się nie dziwię, że się tym miejscem zauroczył. Dom jest teraz wystawiony na sprzedaż za 3 mln zł. Aktualny właściciel twierdzi, że sam widok na jezioro jest wart milion i trudno się z nim nie zgodzić. Dlaczego Nienacki pojechał w takie odludne miejsce? Można zrozumieć, że pisarz szuka samotni, azylu do pisania. Może to także element autokreacji, budowania swojej legendy. Iwaszkiewicz miał swoje Stawiska, prawda? Nienacki gdzieś wspominał, że odwiedził dom Karola Maya i był rozczarowany, że nic w jego gabinecie nie kojarzyło się z autorem. Sam chciał stworzyć miejsce, które będzie odzwierciedlało jego twórczość. I to mu się udało. Kiedyś do Jerzwałdu nieustannie przyjeżdżały wycieczki zobaczyć miejsce pracy Nienackiego. Dzisiaj już rzadziej, ale nadal się zdarza. 

Na Mazury wyjechał sam, zostawiając w Łodzi żonę Helenę Nowicką i nastoletniego syna Marka.  

Tłumaczył, że wyjechał z Łodzi, bo się dusił w środowisku i potrzebował odmiany. Myślę, ale to moje domysły, że znaczenie miał jego problem z alkoholem. A może był zmęczony swoim związkiem, takim chyba trochę na papierze. Być może stwierdzili z żoną, że nie będą się rozwodzić, bo ani jednej, ani drugiej stronie rozwód nie jest potrzebny. To jeszcze były czasy, że ludzie się takimi sprawami przejmowali. A on, osoba publiczna, pisarz książek dla młodzieży… A może żonie, producentce filmowej, nie chciał szkodzić, może też ze względu na dobro dziecka. 

Marek Nowicki - syn Zbigniewa Nienackiego

Historia syna Nienackiego, Marka okazała się ostatecznie dość mroczna. 

Zostawił syna, gdy ten miał kilkanaście lat. Więc w dość trudnym momencie. Marek Nowicki został lekarzem. Miał jednak poważne kłopoty psychiczne. Czytałem fragmenty ich korespondencji, ale nie chciałem ich zamieszczać w książce - uznałem, że są pewne granice. Okoliczności jego śmierci w 1999 roku pozostają niejasne. Zmarł w garażu od zatrucia spalinami, ale czy to był wypadek, czy samobójstwo nie wiemy. Co ciekawe, Nienacki bardzo rzadko wypowiadał się publicznie o swoim życiu prywatnym i rodzinie. Dużo jego korespondencji prywatnej, która mogłaby rzucić więcej światła na relacje z najbliższymi, znajduje się w Muzeum Warmii i Mazur, ale nie jest udostępniana. 

 

 

Zbigniew Nienacki i Alicja Janeczek

Na Mazurach Nienacki związał się z bardzo młodą osobą. 

To zadziwiająca relacja. Alicja Janeczek spotkała pisarza mając 17 lat. Nienacki miał wtedy około 40. Oficjalnie występowała jako jego asystentka i gosposia, ale wydaje mi się, że najważniejsze było to, że była w niego zapatrzona. Pamiętajmy, że miał kasę, był inteligentny, znany, a na dodatek był kobieciarzem, niektórzy mówili, że seksoholikiem. Podobno nawet żonę leśniczego ze swoich okolic zbałamucił. Wszystko po to, żeby potem stworzyć podobną do niej postać w książce. Może to zainteresowanie tak młodą dziewczyną wynikało z kryzysu wieku średniego, może bo potrzebował kogoś, kto nie będzie podważał jego słów, tylko będzie słuchać? Zresztą, to się nie zmieniło, pani Alicja jest nadal w niego wpatrzona. To jeden z powodów, dla których nie zdecydowałem się rozmawiać z nią do książki. Nie chciałem, żeby to była hagiografia. 

A relacje Nienackiego z lokalną społecznością w Jerzwałdzie? 

To jest niewielka miejscowość, 200-300 mieszkańców. Nienacki przyjechał z miasta i nie do końca rozumiał, że w takich miejscach trochę inaczej się żyje z sąsiadami. Choć na początku trzeba przyznać próbował się dostosować. Miał samochód, więc zawiózł kogoś do szpitala czy do ślubu. Niektórzy pamiętają, że jak przychodził do sklepu, to zagadywał. Ale jest też druga wersja: był babiarzem i sobie nagrabił. Poza tym miał duszę Ormowca - pilnował przestrzegania przepisów, których sam nie czuł się w obowiązku przestrzegać. Ścigał kłusowników. Przechwalał się, że jak ma nastrój, wychodzi na drogę w kapciach z lizakiem i poluje na tych, którzy łamią przepisy. Wystarczyło nie mieć światła i już wystawiał mandaty. Zimą uwielbiał się zasadzać na tych, którzy jechali do lasu po choinkę. Więc trudno się dziwić, że sąsiedzi za nim nie przepadali. Ktoś mu w rewanżu ukradł łódź, a ktoś inny coś zniszczył. Na nic więcej się nie ważyli, bo Nienacki miał broń. I jak mówił, lubił sobie postrzelać. 

Skąd wziął się pomysł na książkę „Raz do roku w Skiroławkach”?  

Sam pomysł jest zainspirowany folklorem mazurskim. W książce została sportretowana część mieszkańców Jerzwałdu, o co mieli do niego wielkie pretensje. Wprawdzie nie wiedział tego nikt, kto tam nie mieszkał. Ale sami mieszkańcy rozpoznawali się doskonale. Bo trzeba oddać Nienackiemu, że był doskonałym obserwatorem i umiał budować charaktery. Wydaje mi się, że ta nagonka za pornograficzną powieść była trochę niezasłużona. Mamy tu ciekawy pomysł fabularny i świetne postacie. Nadziwić się nie mogę, że do tej pory nikt nie sfilmował tej powieści. Jest w niej wszystko: życie, morderstwo, seks, mało znany, bardzo ciekawy folklor. Jak Nienacki doszedł do tego, że trzeba więcej seksu umieścić w tej powieści, nie wiadomo. Ale to nie była jego pierwsza powieść z takimi wątkami. Moim zdaniem stworzył udaną mieszankę walorów marketingowych i wartości literackiej. Poza tym „Skiroławki” ukazały się w 1983 roku - w okresie, kiedy społeczeństwo było już zmęczone stanem wojennym (Nienacki poparł Jaruzelskiego) i może było w tej decyzji trochę premedytacji władzy: niech zamiast o tym, że w sklepach nic nie ma i że wszystko pozamykane, mówią o seksie u Nienackiego.  

Jak czasy po 1989 roku zmieniły sytuację pisarza?  

Dopóki Peerel trwał, Nienacki miał się dobrze. Władza dawała mu do zrozumienia, że jest cenny. Dostawał dyplomy, nagrody, miał wysokie nakłady książek. Ale po zmianie ustroju już się nie odnalazł. Opus magnum „Dagome iudex, jego zdaniem epokowe dzieło literatury polskiej, za które miał zamiar dostać Nobla, nie odniosło sukcesu. Uznano, że jego wizja początków państwa polskiego sprowadza się do roli waginy i penisa. W pewnym momencie twierdził, że kończy z Panem Samochodzikiem, a jednak do niego wrócił. Liczył, że to go przywróci do życia literackiego. Ale się nie udało. To też być może spowodowało jego powrót do picia. I w końcu jego organizm nie wytrzymał. Zmarł w 1994 roku.  

Po śmierci pisarza powstał konflikt między panią Alicją a spadkobiercami. I rozumiem, że nie było pomysłu, że dom w Jerzwałdzie stał się literackim miejscem pamięci? 

Najwięcej zawinił tutaj Nienacki, bo gdyby zapisał pani Alicji choć połowę swojej części domu, bo właścicielką połowy domu była żona pisarza, miałaby jakiś głos. Istniał ręcznie spisany testament niepotwierdzony notarialnie, w którym została wzięta pod uwagę, ale nie uznano go za legalny. Trochę mi żal tej kobiety, bo Nienacki był całym jej życiem. Z drugiej strony rozumiem też, że rodzina miała prawo do domu. I nie do końca jest tak, że wdowa po Nienackim nie chciała stworzyć w Jerzwałdzie muzeum. Ona nawet się zgodziłaAlicja Janeczek miała być tam kustoszem. Ale jak to w życiu bywa, poszło o pieniądze potrzebne na prowadzeniu tego muzeum. Bo właściwie, dlaczego wdowa po Nienackim miałaby je utrzymywać? A pomysły na utrzymanie takiego miejsca ze środków publicznych były, tylko pieniędzy brakowało. Cóż, zadecydowało pewnie to, że Zbigniew Nienacki nie był wieszczem, pisał dla młodzieży, a takiej literatury nie tylko wtedy, ale i teraz nie traktuje się u nas całkiem poważnie, miał na sumieniu romans z komunistami, a na dodatek był naczelnym pornografem PRL-u.  

Kim był Zbigniew Nienacki?

Zbigniew Nienacki - (1929 - 1994) Pisarz i dziennikarz. Największą sławę przyniosła mu seria powieści dla młodzieży o przygodach Pana Samochodzika, muzealnika-detektywa. Stworzył 17 książek z tym bohaterem. Przetłumaczono je na wiele języków, a kilka z nich doczekało się ekranizacji, m.in. Stanisław Jędryka w 1965 nakręcił „Wyspę złoczyńców”, a w telewizji pojawił się serial „Samochodzik i templariusze” ze Stanisławem Mikulskim w roli głównej. W tym roku na Netfliksie miała premierę nowa wersja ekranizacji tej powieści. Opinię pisarza kontrowersyjnego i niestroniącego od erotyki zawdzięcza powieściom dla dorosłych, między innymi „Raz w roku w Skiroławkach” oraz powieści historycznej „Dagome iudex”. Nienacki w latach 60. Przeniósł się z Łodzi do mazurskiej wsi Jerzwałd i tam mieszkał do końca życia.

 

 

Jarosław Molenda - Rocznik 1965. Pisarz, publicysta i podróżnik. Absolwent filologii klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autor wielu książek popularno-naukowych. W ubiegłym roku ukazała się jego książka biograficzna „Alfred Szklarski – sprzedawca marzeń”, a w tym roku biografia Zbigniewa Nienackiego „Nienacki. Skandalista od Pana Samochodzika”. Mieszka w Świnoujściu. 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 09/2023
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również