Relacje

"Czułam się mniej kochana". Kobiety mówią o trudnych, siostrzanych relacjach, ekspert komentuje

"Czułam się mniej kochana". Kobiety mówią o trudnych, siostrzanych relacjach, ekspert komentuje
Fot. 123RF

Bliskość i rywalizacja, przyciąganie i odpychanie. Siostrzane więzi nie są idyllą. Jest walka o akceptację rodziców, konkurs, która ładniejsza, zdolniejsza... Nawet w dorosłym życiu konkurencja się nie kończy. Czy relacja sióstr może dojrzeć na tyle, by w miejsce konfrontacji pojawiło się poczucie, że ta druga to najbliższa osoba na świecie?

Ilona, 55 lat: „Czułam się mniej kochana”

Rzadko się widujemy, prawie do siebie nie dzwonimy. Ale dwa razy w roku musimy się spotkać: na święta. Gdy podjeżdżam pod dom rodziców, mam gulę w gardle. O, zeszczuplała! O, zmieniła samochód! O, jakie ma świetne buty! Gdy patrzę na siostrę, czuję się, jakbym coś przegrała. Rodzice mieli nas dwie i spore wymagania. Prowadzili szklarnie z kwiatami, dobrze zarabiali, a mimo to nie chcieli, żebyśmy przejęły biznes. Tata uważał, że to za ciężka praca dla „jego księżniczek”. Miałyśmy zdobyć wysokie kwalifikacje i pozycję w prestiżowym zawodzie. Od czego zaczął się problem?

Jako młodszej siostrze rodzice stawiali mi Klaudię za wzór. Początkowo chciałam być jak ona. Ale w szkole nie radziłam sobie równie dobrze i sytuacja mnie przerosła. „Spójrz na świadectwo Klaudii, zawsze czerwony pasek!” – słyszałam nieraz. „Jak się nie postarasz, nie dostaniesz się do dobrego liceum!”, „Posłuchaj, jak siostra ładnie mówi po angielsku, a ty co, ledwie trója na koniec roku”. I tak dalej… Kiedy zaczęłam czuć do siostry niechęć? W podstawówce. Problem się pogłębił, gdy odkryłam, że na angielskim nie potrafię wydusić dwóch zdań. Miałam blokadę. O dziwo, gdy zaczęłam uczyć się niemieckiego, szło mi nieźle. Tu z nikim mnie nie porównywano. Nie dostałam się do dobrego ogólniaka, do którego oczywiście chodziła już Klaudia – proroctwa rodziców się potwierdziły. Trafiłam do „słabego” liceum ekonomicznego, jak zawyrokowała mama. Od tamtej chwili czułam się tak, jakby rodzice postawili na mnie kreskę. Nie emocjonowali się moimi dokonaniami. Nie pytali o plany na przyszłość. Na studniówkę mama uszyła siostrze strój, ja musiałam pożyczyć sukienkę od koleżanki. Rozmawiałam o tym z Klaudią, uznała, że przesadzam: po prostu pech, gdy ja zdawałam maturę, mama miała zapalenie stawów i nie mogła szyć. Ale podobnych zdarzeń było więcej. Czułam się gorsza i mniej kochana, bo nie sprostałam oczekiwaniom rodziców.

Gdy Klaudia zdała na prawo w Warszawie, oświadczyłam, że ja nie będę studiować. Szukałam drogi, którą siostra nie szła przede mną. Miałam nadzieję, że zadziała ten sam mechanizm, co z nauką niemieckiego. Dostałam pracę w biurze, wynajęłam mieszkanie. W tym czasie ona szefowała działowi prawnemu w korporacji. Wyjeżdżała w świat, miała służbowy komputer, świetnie się ubierała. Miałam nadzieję, że choć w jednym uda mi się być pierwszą: urodzę przed nią dziecko. Ale nie donosiłam pierwszej ani drugiej ciąży. Klaudia w swoją zaszła bez problemu. I... opłaciła mi kosztowne leczenie w klinice w Warszawie. Czułam wdzięczność, a jednocześnie irytację i wstyd, że mnie na to nie stać. Gdy po latach zostałam mamą, zdecydowałam, że będę mieć jedno dziecko, by czuło się kochane i wyjątkowe. Nie chciałam, by historia moja i siostry powieliła się w kolejnym pokoleniu.

Klaudia też raz powiedziała, że nie chce rodzeństwa dla syna. Dopytywałam dlaczego. Ucięła rozmowę. Dla niej nasza relacja też jest trudna? Przecież zawsze była „tą bardziej udaną”. Ja do dziś nie wyzbyłam się kompleksu siostry. Gdy rozmawiam z mamą przez telefon i słyszę: „A wiesz, bo Klaudia…”, robi mi się zimno. W informacjach o sukcesach siostry słyszę przypomnienie, jak mało osiągnęłam. Mam w domu zdjęcie, na którym we dwie bawimy się radośnie w piaskownicy. Wyglądamy na szczęśliwe i zżyte. Żałuję, że dziś tak nie jest.

 

Marta, 38 lat: „Byłyśmy jak jedna osoba w dwóch ciałach”

Film "Silent Twins" Agnieszki Smoczyńskiej obejrzałam z zapartym tchem. To autentyczna historia bliźniaczek, które połączyła toksyczna więź. Jak dobrze to znam! Wiele scen z filmu rozegrało się i w moim życiu. Ja i siostra Magda późno zaczęłyśmy mówić. Rodzice zauważyli, że same porozumiewamy się ze sobą mieszaniną gestów i dźwięków, które były naszym prywatnym językiem. Lekarz powiedział, że to źle i kazał nas jak najczęściej rozdzielać. Dlatego przez rok pomieszkiwałyśmy na zmianę u dziadków. Dopiero gdy poszłyśmy do przedszkola, wróciłyśmy we dwie do dziecięcego pokoju. I wtedy pojawił się problem. Na zdjęciach z tamtych lat mało kto potrafi nas rozróżnić. To dziwne: nie wiedzieć, czy na fotografii jesteś ty, czy twoja siostra. Identyczne kokardy na identycznie przyciętych włosach. Takie same sukienki. Ten sam wyraz twarzy. Podobno uwielbiałyśmy wyglądać tak samo, ale wydaje mi się, że przede wszystkim było to wygodne dla mamy. Przez tą identyczność nie wiedziałam, gdzie ja się kończę, a Magda zaczyna.

Przyjaźniłyśmy się w podstawówce z tymi samymi dziewczynkami. Zdarzało się, że któraś dzwoniła do domu, odbierałam i na pytanie: „To ty, Magda?” – odpowiadałam twierdząco. Siostra tak samo. Nie robiłyśmy tego z premedytacją. Po prostu czułyśmy się jedną osobą w dwóch ciałach. Dzisiaj wydaje mi się to upiorne. Do pierwszego rozłamu doszło, gdy miałyśmy po 16 lat. Na wakacjach zakochałam się. Magda też i… oczywiście w tym samym chłopaku. Chodziliśmy we trójkę na spacery. Ale on chciał czegoś więcej... z jedną z nas. Magda dążyła wszelkimi sposobami, by zostać „wybraną”. Pobiłyśmy się o to. Miałam podrapaną twarz, siniaki. Mamie powiedziałam, że się przewróciłam. Chyba chciała uwierzyć. Nie była w stanie pojąć, że nagle zaczęłyśmy się… nienawidzić. Wojna trwała całe liceum. Na studia celowo rozjechałyśmy się po Polsce. Musiałam odpocząć od siostry.

Nie chciałam jej widywać. Studiowałyśmy w innych miastach... ten sam kierunek, stomatologię. Ale w końcu obie zamieszkałyśmy w Warszawie. Wtedy zaczęłam czuć się jak bohater filmu Dr Jekyll i pan Hyde. Znajomi, klienci mówili mi: „Spotkałem cię, ale mnie nie poznałaś. Patrzyłaś jak na wariata…”. Tłumaczyłam: to nie ja, to siostra. „Widziałam cię na konferencji. Ależ się upiłaś!”. To nie ja, to siostra. Magda nie była tak sumienna jak ja, często robiła sobie tyły. Ludzie brali mnie za nią, ją za mnie, wynikały z tego nieporozumienia. Ona nie widziała problemu. Ale to siostra korzystała, ja traciłam! W końcu przefarbowałam włosy na ciemny kolor, żeby odróżnić się od jej blond loków. Marzyłam, by wyjść za mąż, żeby... zmienić nazwisko i już nigdy nie być myloną z siostrą. Dziś mam wątpliwość: czy gdyby nie dopuszczono do tego, że zrosłyśmy się w dzieciństwie niemal w jedno, czułabym tak silną konieczność odcinania się? Żałuję, że tak się stało. Ostatnio Magda wysłała mi SMS. Zaproponowała wspólny wypad nad morze. Tam, gdzie po raz pierwszy się pokłóciłyśmy. Jechać, nie jechać? Bez Magdy dziś mi lepiej. Ale z naszym konfliktem czuję się, jakby ktoś odciął kawałek mnie. I tak źle, i tak niedobrze.

 

Siostry - przyjaciółki czy rywalki? Wywiad z psychologiem 

Twój STYL: Jak często słyszy pan w gabinecie o siostrzanej więzi dalekiej od ideału?

Igor Rotberg: Dość często. Klientki opowiadają historie miłości między siostrami i wspierania się, ale także siostrzanej przemocy. Takie wyznania są trudne, bo w naszej kulturze i tradycji panuje przekonanie, że o rodzinie nie mówi się źle, a jej członków należy wyłącznie kochać. Czasem pytam: „A gdyby ta opowieść dotyczyła kogoś, kto nie jest z panią spokrewniony, jak dzisiaj wyglądałaby wasza relacja?”. I słyszę: „Nie wyglądałaby, bo gdyby to dotyczyło obcej osoby, już dawno zerwałabym kontakt”.

W książce Sibling Agression (z ang. przemoc w rodzeństwie) prof. Jonathan Caspi pisze, że zjawisko rywalizacji bywa przykrywką dla agresji. Sama pamiętam, że jako dziewczynka bałam się starszej siostry. Zgodnie z badaniami w ponad 80 proc. przypadków wśród rodzeństw dochodzi do aktów przemocy, słownej i fizycznej. Co może z tego wynikać?

Przemoc jest wszędzie tam, gdzie jedna strona jest do czegoś przymuszana, gdzie naruszane są granice fizyczne, psychiczne, gdzie jedna strona się boi. Każda przemoc, także ta, której doznajemy w relacji z rodzeństwem, pozostawia ślady, urazy, nieraz na całe życie. Konsekwencją bywa zaburzone poczucie bezpieczeństwa, niskie poczucie wartości. Z jednej strony agresja wśród dzieci jest naturalna, one dopiero się uczą ją rozładowywać w inny sposób. Ale jeśli przemoc staje się normą, stałym sposobem rozwiązywania konfliktów między siostrami, to już jest niepokojące. Często w takich rodzinach jedno dziecko uczy się rozładowywać napięcie przemocą, drugie ratuje się manipulacją, bo widzi, że można wygrać z silniejszą siostrą, odwołując się do rodziców, oszukując, przeinaczając fakty. Problem w tym, że taki wzorzec zachowania ma tendencję do utrzymywania się przez całe życie.

Często podaje się za wzór słynne rodzeństwa, np. tenisistki, siostry Williams. Stanowi to argument w dyskusji za dobrą stroną rywalizacji. Pytanie tylko, czy fajnie jest przebywać 24 godziny na dobę z rywalką?

Nikt z nas, dorosłych, chyba by tego nie chciał. Wzbudzanie rywalizacji między siostrami jest sposobem na ich kontrolowanie. Dziel i rządź – dzieci, które są skonfliktowane, nie połączą sił w koalicji przeciwko rodzicom. Pamiętam klientkę, która miała złą relację z siostrą. Zdecydowała się, już jako dorosła kobieta, porozmawiać z nią o tych doświadczeniach. Efekt rozmowy był zaskakujący: gdy poznała fakty i perspektywę drugiej strony, zorientowała się, że tak naprawdę to matka przez lata szczuła jedną na drugą. Ta rozmowa pomogła mojej klientce zrozumieć, że obie z siostrą były ofiarami manipulacji. Utrzymują kontakt, chociaż nie są sobie bliskie.

Na ile można odbudować trudną relację z siostrą po latach?

Rodzice często mówią: „Gdy my umrzemy, będziecie mieć tylko siebie nawzajem”. To rodzaj iluzji, bo co to właściwie oznacza? Siostry się nie wybiera i wcale nie trzeba być z nią w świetnych stosunkach tylko dlatego, że mamy podobne geny. Gdy nasze systemy wartości bardzo się różnią, staje się to niewykonalne. To indywidualna kwestia. Czasem udaje się odbudować relację z siostrą mimo trudnej przeszłości, chociaż nie jest to proces łatwy ani szybki. Ale bywa, że nie. Zawsze warto jednak porozmawiać o tym, jak druga strona widziała całą sytuację. Bywa, że rodzice stawiali jedną siostrę drugiej za wzór, a ona wcale nie chciała być wzorem, czuła się tą rolą obciążona. Jedna z moich klientek słyszała w domu: „Ty jesteś ta inteligentna, a twoja siostra ładna”. Ta kobieta wiele lat zmagała się z zaniżoną samooceną, czuła się nieatrakcyjna. A jej siostra przez cały ten czas zmagała się z poczuciem, że jest „tą głupszą”. Rodzice czasem nieświadomie nadają dzieciom etykietki, które stają się ograniczeniem. Ale jako dorośli ludzie możemy sprawdzić, co na nich napisano. I możemy je zerwać. I bywa, że nie tylko my, indywidualnie, się od nich uwalniamy, ale również relacja.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również