Historie osobiste

"Gdy się kłócimy, on ostentacyjnie wychodzi. Ja zostaję, wściekła i zlekceważona. Mam dość!"

"Gdy się kłócimy, on ostentacyjnie wychodzi. Ja zostaję, wściekła i zlekceważona. Mam dość!"
On myśli, że wyjście z domu w czasie kłótni rozwiąże sprawę i zamknie konflikt
Fot. Agencja 123rf

Zamiast rozmawiać, on wychodzi. Kiedy ja potrzebuję szczerej rozmowy, on znika i unika przegadania, a tym samym rozwiązania, konfliktu. Gdy wraca udaje, że nic się nie stało i podejmuje tematy sprzed kłótni. 

Radek wyszedł z domu tak jak stał. Nie wziął kurtki, mimo że wiał przenikliwy wiatr i przez cały dzień padało. Już trzeci raz w tym tygodniu wystawiał mnie na próbę. Dłonie mi drżały, kiedy podniosłam telefon. Żadnego powiadomienia. Wybrałam jego numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko beznamiętny komunikat: „abonent czasowo niedostępny”. Łzy napłynęły mi do oczu. Powinien być tu ze mną! Wysłuchać, co mam do powiedzenia, nawet pokłócić się.

– Porozmawiaj ze mną, chociaż ten jeden raz – prosiłam.

Daremnie. Głośno wzdychał, a potem wychodził. Czasem trzaskał drzwiami, innym razem wymykał się bezszelestnie jak kot. Po prostu znikał, żeby nie musieć rozmawiać o tym, co trudne. Zostawiał mnie, rozgniewaną i zrozpaczoną jego strusią strategią. Kiedy mijała złość, pojawiał się niepokój. Radek potrafił zniknąć na kilkanaście godzin. Potem wracał w środku nocy, kładł się spać, by następnego dnia udawać, że nic się nie stało. Podczas swojej nieobecności nie odbierał telefonów. Nigdy nie mówił też, dokąd idzie. Miałam wrażenie, że celowo mnie rani i denerwuje, że sprawia mu to jakąś chorą satysfakcję. Na początku dzwoniłam do matki i siostry Radka, próbując go namierzyć, ale tylko mnie zbywały.

 

Tak było z nim zawsze

– Mówiłam ci już, że tu go nie ma – irytowała się moja prawie teściowa. – Przestań do mnie wydzwaniać przy każdej sprzeczce. To wasze prywatne sprawy.

– Po prostu się o niego martwię – tłumaczyłam.

– Niepotrzebnie. Zawsze wracał, to i tym razem wróci.

Nie rozumiała, czemu drążę. Przejdzie mu, ochłonie, zapomni. Proste. Nie dla mnie. Potrzebowałam szczerej rozmowy, przepracowania konfliktu, wspólnego znalezienia rozwiązań. Ucieczki Radka to uniemożliwiały. Kiedy wracał ze swoich eskapad, był Radkiem sprzed kłótni. Podejmował tematy, o których rozmawialiśmy dzień wcześniej, jakbyśmy przerwali rozmowę tylko na chwilę. Zupełnie jakby nic się nie stało. Szliśmy do pracy, a dzień toczył się swoim naturalnym rytmem. Emocje opadały i w końcu ja również zapominałam o konflikcie.

Ale ich powody nie znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wciąż między nami zalegały, a niewypowiedziane słowa ciążyły jeszcze bardziej, niż gdyby znalazły ujście. Żal się we mnie zbierał i nawarstwiał. Nawet jeśli na pozór wszystko wracało do normy, to przy każdej kolejnej ucieczce Radka coś we mnie umierało. Sukcesywnie zabijał naszą miłość i nawet tego nie zauważał. W głębi duszy wiedziałam, że na dłuższą metę nie będę umiała tak funkcjonować.

 

Czy chcę z nim naprawdę być?

Zeszłego lata Radek mi się oświadczył i powinniśmy planować ceremonię, ale nie mogłam się do tego zabrać. Jego zachowanie odbierało mi cały entuzjazm. Ani dla mnie, ani dla niego nie byłoby to pierwsze małżeństwo. Sądziłam, że obojgu nam zależy, by tym razem się udało. Jednak w starciu z jego milczeniem coraz bardziej się wahałam.

Wrócił wyjątkowo szybko. Może dlatego, że pogoda była okropna. Wciąż tliła się we mnie złość. Patrzyłam, jak zdejmuje ubłocone buty, a potem jednym ruchem ściąga mokrą od deszczu bluzę. Przez jego twarz przemknął grymas niezadowolenia, kiedy stanęłam mu na drodze. Był przemoknięty i rozdrażniony. To moja szansa, żeby coś z niego wyciągnąć, pomyślałam. A przy okazji rozładować gromadzone tygodniami napięcie.

– Gdzie byłeś? – zapytałam z pretensją w głosie.

Stałam na wprost Radka, blokując mu przejście. Widziałam, jak zaciska zęby, jak napinają się mięśnie na jego twarzy.

– Znowu zaczynasz? – wycedził. – Nie widzisz, że jestem zmęczony?

– Wyobraź sobie, że ja też jestem tym wszystkim zmęczona! – odparowałam.

– Idę pod prysznic. – Radek tylko przewrócił oczami i naparł na mnie, torując sobie drogę.

Był dużo wyższy i silniejszy, musiałam ustąpić. Oparłam się plecami o ścianę i wzięłam głęboki oddech. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi od łazienki, a później szum wody. Miałam ochotę krzyczeć i walić pięściami, a zamiast tego stałam, połykając łzy.

Z łazienki dobiegło pogwizdywanie. Dla mojego narzeczonego sprawa była już zamknięta. Gorąca woda do reszty zmyje z niego negatywne emocje. Wyjdzie spod prysznica z ręcznikiem wokół bioder, cmoknie mnie w czoło, a potem rzuci w przestrzeń pytanie, czy kupić jutro bułki na śniadanie, czy może wolę chleb.

 

Typ kłótni wyniesiony z domu

Postanowiłam wykorzystać zaplanowane spotkanie z siostrą Radka na uzyskanie wsparcia, jakichś wskazówek.

– Nie wiem, jak mam ci pomóc. – Przyszła szwagierka była wyraźnie zmieszana. Nastawiła się na wspólne zakupy i miło spędzony czas, a nie poważne rozmowy o związku swojego brata. Ta sprawa ciążyła mi jednak na sercu tak bardzo, że nie potrafiłam się skupić na niczym innym.

– Nie oczekuję, że staniesz po czyjejś stronie, nie o to chodzi – uspokoiłam ją. – Chcę tylko zrozumieć, dlaczego Radek za każdym razem unika kłótni.

– Może wyniósł to z domu. – Patrycja wzruszyła ramionami. – Nasi rodzice ciągle się kłócili, głośno i burzliwie. Znasz mamę, bywa porywcza, talerzem też potrafi rzucić. Może Radek chce uniknąć powtórki z wojny domowej, tylko robi to w nieodpowiedni sposób.

– Rzadko opowiada o dzieciństwie…

 

Ostatnia deska ratunku

Zamyśliłam się. Z jednej strony starałam się zrozumieć narzeczonego. Każdy z nas wynosi z domu zarówno wzorce, jak i traumy. Moi rodzice też nie byli idealnym małżeństwem, u nich z kolei ciche dni ciągnęły się tygodniami. Właśnie dlatego tak ważna jest dla mnie rozmowa. Nawet jeśli przerodziłaby się w kłótnię. Wolałabym burzliwy związek niż taki, w którym Radek ciągle unika konfrontacji. Nie mogłam z nim porozmawiać nawet o swoich oczekiwaniach, bo natychmiast zmieniał temat.

– Musimy teraz o tym rozmawiać? Dlaczego zawsze psujesz atmosferę? – wzdychał ciężko, próbując wzbudzić we mnie poczucie winy.

Można by pomyśleć, że to ja stanowię źródło wszelkich konfliktów. Bo chciałam zdrowej relacji? Takiej, której nie da się zbudować bez dialogu i szczerości, bez przepracowania dzielących nas różnic. Jeśli Radkowi coś we mnie przeszkadza, powinien mi to jasno zakomunikować, żebym mogła jakoś się do tego odnieść. Ale nie, więc z biegiem czasu w naszym związku układało się coraz gorzej, bo Radek wybierał ewakuację za każdym razem, kiedy w powietrzu wisiała kłótnia.

Uznałam to za wystarczający powód do zerwania zaręczyn. Może to nim wstrząśnie.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również